Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzrasta przemoc domowa, bo trudno nam wytrzymać razem w zamknięciu

Karina Obara
Karina Obara
Dr Adriana Bartnik: - Bez wątpienia rośnie liczba problemów psychicznych. Polacy mają małe mieszkania, siedzimy razem długo na niewielkiej przestrzeni, z partnerami, z dziećmi. Latami nauczyliśmy się spędzać więcej czasu w pracy niż w domu. Dom wielu z nas traktowało jak noclegownię. Małżeństwa z wieloletnim stażem uczą się dopiero być ze sobą. Polacy są przepracowani, mają kredyty, na które ciężko pracują. Nadal są w pracy, tyle że w domu.
Dr Adriana Bartnik: - Bez wątpienia rośnie liczba problemów psychicznych. Polacy mają małe mieszkania, siedzimy razem długo na niewielkiej przestrzeni, z partnerami, z dziećmi. Latami nauczyliśmy się spędzać więcej czasu w pracy niż w domu. Dom wielu z nas traktowało jak noclegownię. Małżeństwa z wieloletnim stażem uczą się dopiero być ze sobą. Polacy są przepracowani, mają kredyty, na które ciężko pracują. Nadal są w pracy, tyle że w domu. Archiwum prywatne Adriany Bartnik
Rozmowa z dr Adrianą Bartnik, prawniczką i socjolożką z Politechniki Warszawskiej, o życiu rodziny w czasie pandemii.

Zobacz wideo: Wyższe świadczenie 500 plus. PiS chce zmian

- Eksperci alarmują, że telefony zaufania dzwonią bez przerwy. Jest coraz więcej przemocy domowej. Ludziom puszczają nerwy?
- Doba pandemii wyedukowała nas do tego, byśmy szukali pomocy. Uświadomiła nam, że poszukiwanie profesjonalnego wsparcia jest czymś normalnym. Wcześniej chodzenie do psychiatry czy psychologa bywało nawet napiętnowane, baliśmy się, że inni przypną nam łatkę kogoś, z kim coś jest nie tak. A przecież już przed pandemią żyliśmy w zbyt szybkich czasach. Tak jak samochód czy zęby potrzebują przeglądu czy leczenia kanałowego, tak samo nasze emocje go wymagają. Psychika sama się nie naprawi.

- Co się dzieje z naszą psychiką w pandemii?
- Bez wątpienia rośnie liczba problemów psychicznych. Polacy mają małe mieszkania, siedzimy razem długo na niewielkiej przestrzeni, z partnerami, z dziećmi. Latami nauczyliśmy się spędzać więcej czasu w pracy niż w domu. Dom wielu z nas traktowało jak noclegownię. Małżeństwa z wieloletnim stażem uczą się dopiero być ze sobą. Polacy są przepracowani, mają kredyty, na które ciężko pracują. Nadal są w pracy, tyle że w domu. Nie tylko praca wprowadziła się do naszych mieszkań, ale też sami pracodawcy, którzy robią coraz więcej spotkań online. Zabierają nam czas, przestrzeń, domową ciszę na budowanie relacji. Nikt z nas nie odmówi pracodawcy dodatkowego spotkania, bo przecież jesteś dostępny, masz czas pracując w domu. Nie stoisz w korku, nie wychodzisz. Ale odmawiamy czasu dla najbliższych – „nie teraz” „pracuję” to powoduje, że domownik czuje się marginalizowany, teraz również w domu, w swojej przestrzeni. Być może powinniśmy zmniejszyć liczbę godzin dostępności dla pracodawców. Są zakłady pracy, które w dobie pandemii zmniejszyły liczbę godzin pracy do 7 dla swoich pracowników.
Czytaj także: Ważne jest, żeby mieć kogoś, z kim można prawdziwie rozmawiać. Do rozpaczy i smutku mamy pełne prawo

- Mnóstwo osób nie pracuje w domu, a jednak przemoc domowa rośnie.
- Bo w pandemii wychodzą z nas wszystkie frustracje, przemęczenie, nieszczęścia, zaszłości. To czas, w którym skumulowane problemy wybuchają.

- O ponad sto procent wzrosła też liczba prób samobójczych w czasie pandemii. Zwłaszcza dzieci i młodzież nie radzą sobie z emocjami. Czy Polska jest tu jakimś wyjątkiem pandemicznym?
- Może tak być, ponieważ wcześniej zaniedbaliśmy swoje zdrowie psychicznie. Nie potrafiliśmy korzystać z systemowego wsparcia, mimo że wielu z nas go pilnie potrzebowało. Żyliśmy za szybko, w pogoni za newsem, nowością. Szybkie życie nas wykańczało, bombardowanie nowościami multiplikowało nasze problemy psychiczne, bo człowiek nie jest przystosowany do takiego sposobu funkcjonowania. Pogoń i brak czasu na refleksję odbiły się na nas w dobie przymusowej izolacji. Cieszę się więc, że uczelnie wyższe od początku pandemii zapewniają studentom i pracownikom pomoc psychologiczną. Ale o ile łatwiej wytłumaczyć studentowi, że teraz musi korzystać z nauczania zdalnego, o tyle znacznie trudniej wyjaśnić to dziecku w szkole podstawowej, gdzie kontakt z rówieśnikami jest niezbędny do prawidłowego rozwoju. Teraz dziecko musi siedzieć samo przy stole z komputerem, a nie w szkolnej ławce. I często siedzi tak przy wyłączonej kamerze, bo zamiast skupić się na lekcji, ogląda filmik albo gra w grę komputerową. Na przykładzie dziecka w mojej rodzinie widzę, jak to działa. Dziewczynka przez ostatni rok nie nauczyła się nic z matematyki. Wycisza mikrofon, wyłącza kamerę, bo nauczyciele na to pozwalają. Nauczyciele mówią, że połączenia się urywają. No tak, bo bierze w nich udział 30 osób, klasy muszą być mniej liczne. Nauczanie stacjonarne powinno być w maksymalnie 15-osobowych grupach, a zdalne dla dzieci ok. 8 osób. W szkołach muzycznych dzieci nie opuszczają zajęć, są aktywne, mają zawsze włączone kamery, robią postępy w nauce, bo mają nauczanie indywidualne lub w małych grupach. Połączenie w zespole 8-osobowym działa świetnie. Kamerę wystarczającą do lekcji można kupić za 10 złotych.
Ja proszę studentów o włączone kamery i mikrofony. Nie są zadowoleni, ale wiem, że nie ma innej możliwości, aby byli uważni i czegoś się nauczyli. I różnica w opanowaniu efektów uczenia się jest ogromna. Jeśli chcemy uczyć zdalnie, musimy więc pomyśleć o zmniejszeniu liczebności klas. Wtedy jest większa szansa, że dzieci będą bardziej uważne, a nauczyciel zbuduje z nimi lepszy kontakt. Jest to jedno z ważniejszych zadań dla ministra edukacji, istotne również po ustaniu pandemii. W przeciwnym razie legnie w gruzach i edukacja, i kontakty międzyludzkie.

- Dlaczego tak nas ta pandemia psychicznie wykańcza? Przecież może potrwać kilka lat, a my wiemy, że trzeba szukać sposobów, aby żyć.
- Najgorsza jest niepewność, kiedy to wszystko się skończy. Brak możliwości kontroli nad życiem, zaplanowania czegokolwiek, w czasach, gdy wszyscy żyjemy pod dyktando kalendarzy i planów. Stąd wzrasta frustracja. Przemoc domowa jest tu odpowiedzią na fundamentalną kwestię, którą zaniedbaliśmy. Tak naprawdę nie znamy się w rodzinach, niewiele o sobie wiemy. Zamknięci, zaczynamy bać się życia, siebie nawzajem, przyszłości.

- Co możemy zrobić, aby przetrwać ten trudny czas?
- Więcej się przytulać. Po przebudzeniu mówić sobie od razu coś dobrego, miłego. Zaczynać tak dzień, nawet jeśli tego „miłego” nie czujemy. Powiedzieć coś miłego przełożonym, podwładnym. Inni, tak jak my potrzebujemy ciepła i miłego słowa.

- A jeśli ktoś powie: co ona mówi? Przecież to nie zmieni mojego życia, gdy straciłem pracę, mam mało pieniędzy, świat jest przerażający.
- Ale ktoś potrzyma cię za rękę. To tak jak z porodem. W jaki sposób noworodek, który jest w łonie matki ma uwierzyć, że po drugiej stronie będzie dobrze? Czasem trzeba po prostu to zrobić. I zaufać procesowi. Wraca do ciebie energia, którą wysyłasz. I nic nie tracimy na byciu miłym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska