Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziwny wypadek Piotra Bartoszcze. Alkohol we krwi i but wrzucony do studni

Adam Willma
Adam Willma
To pole pewnie wygląda tak samo jak 32 lat temu. Dlaczego Piotr Bartoszcze biegł przez nie?  Kim byli ci, których ślady odcisnęły się w ornej ziemi? Coraz mniej szans na wyjaśnienie tej tajemnicy
To pole pewnie wygląda tak samo jak 32 lat temu. Dlaczego Piotr Bartoszcze biegł przez nie? Kim byli ci, których ślady odcisnęły się w ornej ziemi? Coraz mniej szans na wyjaśnienie tej tajemnicy Adam Willma
Mija 31 lat od śmierci Piotra Bartoszcze. Dla prokuratorów - nieszczęśliwy wypadek. Dla historyków - polityczne zabójstwo. Jeśli nie teraz, to nigdy nie ustalimy, co stało się 7 lutego 1984. W sobotę na polu pod Radłówkiem został odsłonięty obelisk.

Tuż po śmierci Piotra Bartoszcze w podziemnej Solidarności zawiązała się komisja, która za cel postawiła sobie wyjaśnienie wszelkich okoliczności śmierci. Zważywszy na okoliczności, w których powstawały, są zdumiewająco precyzyjne i pozbawione emocjonalnego tonu.

Michał, czyli Piotr
Raport nr 2 z 16 lutego 1984: "Rodzina Bartoszcze mieszka na wsi Sławęcin gm. Inowrocław. Wieś ta usytuowana jest przy bocznej drodze w prawo od szosy Bydgoszcz-Inowrocław, 3 km przed Inowrocławiem. Piotr Bartoszcze mieszkał w odległości około 2 km od szosy, wraz z ojcem, Michałem, matką, żoną Wiesławą i 3 córkami w wieku od 2 roku do 4 lat. Żona jego jest w 9 miesiącu ciąży. Budynek mieszkalny, zabudowania i ziemia stanowiły własność Piotra, który wraz z żoną pracował w tymże gospodarstwie, utrzymując w/w osoby. Dalej, w odległości około 1,5 km, mieszka brat Piotra, Roman, wraz z żoną i synami, który jest również rolnikiem i pracuje we własnym gospodarstwie. Trzeci z braci, Leszek, mieszka wraz z rodziną i pracuje w Inowrocławiu".

To samo miejsce po trzech dekadach. Przejazd kolejowy, płaskie pola, zarysowujące się na horyzoncie wieże inowrocławskich kościołów. Dom prawie się nie zmienił, jedynie elewacja nabrała koloru. Ostatnie wichury niemal powaliły starą drewnianą stodołę.
Z podwórza słychać odgłosy piły. To Piotr tnie drewno na opał. Słowa o 9. miesiącu ciąży Wiesławy Bartoszcze dotyczą właśnie jego. Rodzice już wybrali dla niego imię - Michał, po dziadku. Za sprawą tej śmierci został Piotrem. Łudząco przypomina ojca.
- Ale zainteresowania polityką po ojcu nie odziedziczyłem. Przez tę politykę nie mam dziś chrzestnego - śmieje się Piotr.
Do chrztu trzymał Piotra w bydgoskim kościele sam Lech Wałęsa. Ale nigdy później chrzestny już się do Bartoszczów nie odezwał.
Krystyna Perejczuk, matka chrzestna, bydgoska działaczka "Solidarności" przyjechała na komunię.

Garibaldka
W encyklopedycznych notach o śmierci Bartoszcze króluje tryb przypuszczający i przysłówki: "prawdopodobnie", "najprawdopodobniej", "najpewniej".
Kilka faktów jest bezspornych. 7 lutego około 20.00 Piotr wsiada do syreny bosto (model dostawczy) i wyjeżdża do brata. Niedaleko, bo gospodarstwo Romana położone jest nieco ponad kilometr dalej. Roman wraz z ojcem mają następnego dnia jechać do Gniezna, a Piotr (on jedyny ma samochód) obiecał, że zawiezie ich na dworzec w Inowrocławiu. Mieli się tylko dogadać, co do godziny.
Gdy Piotr zajeżdża na miejsce, Roman pracuje jeszcze w oborze. Czekając na brata, Piotr siada z dzieciakami przy stole, rozgrywają kilka partyjek garibaldki. W końcu, około 22.00 przychodzi Roman. Ustalają plan na następny dzień. Piotr zbiera się do wyjścia. - Zostań jeszcze - nalega Roman. Piotr tłumaczy, że o świcie musi przecież wstać.
Ale nie wraca jeszcze do domu.
Rusza w kierunku Radłówka, do Stanisława Stefańskiego. Parę dni wcześniej kupił od niego ciągnik i chce dopytać w sprawie starego akumulatora. Przy okazji zostawia świeże ulotki.
Od Stefańskiego wyjeżdża około 23.00. Wraca tą samą drogą, którą przyjechał od Romana. Wąski, marny asfalt i mostek przez kanał Smyrnia.
Tu ślad się urywa. Żona nie jest zaniepokojona. Najpewniej został na noc u Romana.
Rano Michał Bartoszcze jest wściekły. Piotra nie ma, a pociąg do Gniezna uciekł. Ubiera się, rusza do Romana, bo obaj nie mają telefonu.
Okazuje się, że Roman również jest zdezorientowany. Przyjeżdża jeden z sąsiadów: - Piotra syrenka leży w kanale.

Ślady
Ktoś powiadomił milicję. Z patrolem sam przyjechał zastępca komendanta z Inowrocławia. Obfotografowali, zrobili pomiary.
Nie było tylko kierowcy. Ludzie wspominają, że ci z drogówki autentycznie podejrzewali, że kierowca ukrył się u rodziny.
Roman z ojcem z początku również tylko taką myśl dopuszczali - że Piotr wypił i teraz ukrywa się, żeby wytrzeźwieć u któregoś z sąsiadów. Absurdalne, bo Piotr nigdy nie jeździł po alkoholu, a jeśli pił, to z umiarem. Ale w tamtej chwili żaden inny scenariusz nie przychodził im do głowy.
Syrenka leżała na prawym boku. Oparła się o murki wzmacniające brzegi. Gdy dźwig podniósł samochód, okazało się, że uszkodzenia są niewielkie - zarysowania na boku i lekkie uderzenie w okolicę prawego reflektora. Samochód był na drugim biegu, kluczyk w pozycji "włączonej". Wewnątrz żadnych śladów krwi, żadnych włosów. Wypadła tylko szyba z dostawczej budy. Ale w dziwny sposób. Leżała we wnętrzu, w całości. Jakby ktoś z zewnątrz ją wepchnął.

Minął dzień. Piotr się nie pojawił. Rankiem Michał Bartoszcze z dwoma synami wyruszył na poszukiwanie. Przy mostku rozdzielili się. Roman zauważył ślady na zaoranym polu. To były ślady butów Piotra. Nieco dalej kolejne ślady innej osoby. Jeszcze dalej - ślady pozostawione przez dwie osoby. Odległość pomiędzy śladami wskazywała, że Piotr biegł. I kilka razy upadał. Druga osoba zbliżała się do niego, pozostałe dwie szły w pewnym dystansie.

Ślady prowadziły do studzienki melioracyjnej...
Roman nie umiał sam tego powiedzieć, więc po drodze do domu Wiesławy zabrał sąsiada, Frączaka: - Znaleźliśmy Piotra - powiedział Roman i zamilkł. - Ale nie żyje.

Zobacz także: "Piotr Bartoszcze. Pamiętamy". Powstaje obelisk upamiętniający jego tragiczną śmierć
Tajemnica śledztwa
Wiesława: - Widziałam Piotra tylko z daleka, jak go nieśli na noszach. Bliżej nie pozwolili podejść. Bali się, że dla ciężarnej to będzie zbyt wielki szok.
Po ciało, które Roman wyjął ze studzienki i ułożył na swojej kurtce, przyjechał karawan z Inowrocławia. Zawieziono je na sekcję do Bydgoszczy.
Badanie prowadził dr Karol Śliwka, uznawany dziś jeden z najwybitniejszych autorytetów pośród polskich patomorfologów. Jego opinia była główną przesłanką do zamknięcia śledztwa. Zarówno przez prokuraturę w Inowrocławiu, jak i w kolejnej instancji - w Bydgoszczy.
"W czasie sekcji stwierdzono jedynie drobne otarcia naskórka na głowie, tułowiu i kończynach o cechach przeżyciowych, natomiast w mięśniach szyi brak wylewów krwawych, mogących sugerować działanie osób trzecich. Przyczyną zgonu Piotra Bartoszcze było najprawdopodobniej uduszenie".
Uduszenie? Ale w jaki sposób, skoro dziwnym trafem Piotr nie spadł na dno 2,5-metrowej studni? Ponieważ pierwszy i drugi krąg studni były nieco rozsunięte, ciało wkleszczyło się w szczelinę między nimi w taki sposób, że stopa i głowa były uniesione ku górze.
Z ekspertyzy: "Twarz otworami oddechowymi przylegała do wewnętrznego podłoża betonowej ściany kręgu. (...) Pobrudzenie okolicy twarzy ziemią oraz obecność plam opadowych na przedniej powierzchni tułowia i twarzy sugeruje, że przyczyną uduszenia mogło być zatkanie otworów oddechowych w następstwie ich przylegania do podłoża".

Zarówno we krwi, jak i w moczu zmarłego stwierdzono obecność alkoholu (2,26 promila), co - według patomorfologa - w połączeniu ze zmianami chorobowymi w obrębie serca mogło przyczynić się do utraty świadomości.

Zagadek, które do dziś nie znalazły rozwiązania, jest więcej.
Prokuratura nie wyjaśniła, jakim sposobem Piotr znalazł się w studzience i jak to możliwe, że wpadł do niej w tak nietypowy sposób. Dlaczego w studzience znalazł się but zgubiony na polu? Kto wepchnął szybę w samochodzie do wnętrza? Skąd na karoserii syreny znalazły się ślady niebieskiego lakieru? Gdzie Piotr miałby spożywać alkohol przed śmiercią, skoro podczas śledztwa (wbrew intensywnym akcjom prowadzonym przez policję pod pretekstem walki z bimbrownictwem) nie udało się tego w żadnej mierze potwierdzić? Jak to możliwe, że przy tak niewielkich uszkodzeniach syreny uznano, że to jej uderzenie wyrwało metalową barierę na mostku (tym bardziej że metal został wygięty ku szosie)?

Rok 1984
Prace solidarnościowej komisji badającej sprawę śmierci Piotra Bartoszcze zbiegły się z zabójstwem ks. Popiełuszki, które postawiło wypadek pod Inowrocławiem w nowym świetle.
Po przeanalizowaniu wszystkich aspektów sprawy podziemni śledczy orzekli: "Wiemy jedno. To było morderstwo - jedno z dwóch zabójstw politycznych z premedytacją w PRL w orwellowskim roku 1984".
Na początku lat 90. śledztwo, na wniosek Michała Bartoszcze, zostało wszczęte na nowo. I zakończone w 1995 roku identycznie jak to PRL-owskie - z braku znamion przestępstwa.
Czy dziś, gdy dysponujemy nowymi narzędziami, jesteśmy w stanie ostatecznie rozwikłać tajemnicę sprzed 31 lat. Być może, ale każdego roku będzie to trudniejsze, bo odchodzą kolejni świadkowie.

Od polityki był Piotr
Wiesława nie miała już siły prowadzić gospodarstwa. Część z 10 hektarów sprzedała, część dzierżawi. O przeszłości mówi niechętnie.
- Nie za bardzo chcę rozmawiać o tamtych czasach, bo nie chciałabym nikogo urazić. Wie pan, ja byłam poza tym wszystkim. Byłam młoda - 25 lat, trójka dzieci i czwarte właśnie miało się urodzić. Aż nadto roboty. Od polityki był Piotr.
Po siedmiu latach Wiesława wyszła za mąż po raz drugi. Mąż trafił jej się dobry, dzieci go zaakceptowały, ale jego również musiała pochować. Miał ledwie pięćdziesiątkę, gdy błyskawicznie zniszczył go rak.
- Wiem, że to są ważne sprawy. Będę na odsłonięciu kamienia pamiątkowego, ale na co dzień mam dwie wnuczki, którymi muszę się zajmować. Owszem, oglądam wiadomości, ale polityka to nie jest coś, co mnie pasjonuje. Zresztą nie bardzo nawet jest z kim rozmawiać. Dużo się zmieniło na wsi. Ludzie się pozamykali. Każdy siedzi w swoim domu i żyje swoim życiem.

Stefan Pastuszewski, działacz podziemnej "Solidarności":
- Dlaczego sprawa Bartoszcze nigdy nie doczekała się właściwego wyjaśnienia? Po pierwsze dlatego, że nie doczekaliśmy się śledztwa z prawdziwego zdarzenia. Poza tym ta sprawa miała miejsce w okresie przełomowym i szybko wyparły ją ze świadomości inne wydarzenia. Do tego Piotr był zawsze w cieniu Romana, który nie bardzo sobie życzył poddawaniu analizie tych wydarzeń, które dla jego rodziny były straszną tragedią. Wydaje mi się, że sprawa Piotra pozostanie nierozstrzygniętą zagadką. I mitem męczennika.

Rodzina Bartoszcze
Pod Inowrocław przybyli z Lubelszczyzny. Ojciec - Michał miał zdecydowane poglądy w sprawie kolektywizacji rolnictwa, ale to jego syn Roman stał się jednym z głównych przywódców Solidarności Rolników Indywidualnych. Młodszy brat, Piotr, wspierał go w tej działalności, głównie na poziomie gminy. W 1989 roku Roman został wybrany pierwszym prezesem odrodzonego PSL, w które przekształciły się struktury postkomunistycznego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. W 1990 roku wystartował w wyborach prezydenckich uzyskując 7,15 proc. głosów; najwyższy dotąd rezultat uzyskany przez kandydata tej partii. W 1991 został odsunięty od władzy w stronnictwie i politycznie zmarginalizowany. Obecnie, wskutek choroby, musiał wycofać się z życia publicznego.

Czytaj e-wydanie »
od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska