Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przegrany ma 8 tys. głosów, wygrany – 2,4 tys. Jak ordynacja zabija wiarę w samorządność

Adam Willma
Adam Willma
Stanisława Pawlaka nie zobaczymy już sejmiku wojewódzkim, choć uzyskał znakomity wynik wyborczy
Stanisława Pawlaka nie zobaczymy już sejmiku wojewódzkim, choć uzyskał znakomity wynik wyborczy Nadesłane
W ławach radnych nie zobaczymy wielu postaci cieszących się ogromnym zaufaniem społecznym. Powiększą się za to partyjne kluby. Tegoroczne wybory samorządowe potwierdziły absurdy ordynacji.

A wszystko za sprawą systemu d’Hondta, który stosuje się w wyborach do wszystkich gmin liczących więcej niż 20 tys. mieszkańców. W przypadku mniejszych gmin wybór jest prosty. W myśl ordynacji większościowej wygrywają po prostu ci, którzy zdobędą najwięcej głosów. Wystarczy, jeśli liczba głosów oddanych na kandydata przewyższa liczbę głosów na pozostałych kandydatów. Nie ma wymogu, żeby przekraczała połowę ogólnej liczby głosujących.

Zabójcze progi

W gminach liczących powyżej 20 tys. mieszkańców (w tym miast na prawach powiatu) wymogów jest więcej. Na liście musi być nie mniej niż 35 proc. przedstawicieli każdej płci. Przede wszystkim jednak głosujemy tu na listy, więc kluczem jest to, czy komitet przekroczy próg 5 proc. we wszystkich okręgach (!). Mandaty dzielone są na tej samej zasadzie jak w przypadku wyborów do Sejmu - metoda d’Hondta. W praktyce metoda ta daje fory największym komitetom. Największym, czyli w praktyce tym, które posiadają największe fundusze. A te są na ogół w dyspozycji partii politycznych. Partie posiadają również biura i etatowych pracowników, na pomoc których można liczyć.

Przypadek Stanisława Pawlaka

I jeszcze jeden szczegół: partie mogą liczyć na nazwiska-wypełniacze na listach wyborczych. Chodzi o osoby, które i tak nie zdobędą mandatu, ale „nabiją” trochę głosów na liście. A liczba kandydatów każdego komitetu może być dwukrotnie wyższa niż liczba radnych.

Efekt? Najbardziej spektakularny casus dotyczy Stanisława Pawlaka. Doświadczonego i znanego z pracowitości radnego nie zobaczymy w kolejnej kadencji sejmiku pomimo znakomitego wyniku – 8 320 głosów (6,38 proc. głosów w całym okręgu). Wszystko za sprawą fatalnego wyniku Lewicy, której szyld pociągnął Pawlaka na dno.

Wagoniki i lokomotywy

Dla odmiany w okręgu toruńskim rekordowy wynik marszałka Piotra Całbeckiego sprawi, że w radzie zasiądą m.in. reprezentujący Koalicję Obywatelską Leszek Pluciński, który może pochwalić się zaledwie 2 462 głosami (1,89 proc. w okręgu) oraz Jacek Gajewski z wynikiem 3 380 (2,6 proc. głosów). Co ciekawe, startującą w tym samym toruńskim okręgu Marię Mazurkiewicz z PiS poparło dwukrotnie więcej wyborców niż Leszka Plucińskiego.

Znacząco lepsze wyniki mieli też inni kandydaci Lewicy – Piotr Hemmerling (5 615 głosów) oraz Beata Krajewska (3 087), którzy nie uzyskali mandatu. Świętować zwycięstwo może natomiast reprezentujący Trzecią Drogę Przemysław Ziemecki, który uzyskał mało imponujące poparcie 2 584 wyborców.

Absurd z Nitkiewiczem

Z podobnymi sytuacjami mamy do czynienia w wyborach do rad. Przykład pierwszy z brzegu - Józef Mazierski z włocławskiego PiS uzyskał 356 głosów i zostanie radnym. Smakiem muszą za to obejść się Maciej Maciak (startował z własnego komitetu), którego poparło 477 osób oraz reprezentująca Trzecią Drogę Agnieszka Jura-Walczak 478 głosami poparcia.

W Bydgoszczy największe niedowierzanie wzbudziła sytuacja związana ze znanym i popularnym społecznikiem Ireneuszem Nitkiewiczem (KO), który – jak się okazało się wydawało – będzie pewniakiem, uzyskując 1 964 głosy. Okazało się jednak, że Nitkiewicza nie zobaczymy w gronie radnych. Znajdzie się w nim natomiast Katarzyna Siembida z Bydgoskiej Prawicy, którą wsparło 613 bydgoszczan.

Pogrom aktywistów

To jednak wszystko nic wobec pogromu, jaki ordynacja urządziła lokalnym komitetom. Aktywiści poświęcający często ogrom czasu i własnych środków na sprawy miejskie zostali zmieceni w większości rad. I bez znaczenia były ich znakomite nierzadko wyniki (vide Bartosz Szymanski z Aktywnych dla Torunia).

System d’Hondta w wydaniu lokalnym skutkuje ewidentnymi absurdami. Czy jest więc szansa na zmianę ordynacji? Taka inicjatywa musiałaby wyjść od partii politycznych, a te nie maja żadnego interesu w odpartyjnieniu samorządów.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska