MKTG SR - pasek na kartach artykułów

II wojna światowa. Gryps, garnek i guziki

Hanka Sowińska
Józef Borecki z córeczkami - najmłodszą Basią, Janeczką i Zosią na ulicy Sienkiewicza, Bydgoszcz, II poł. lat 30.
Józef Borecki z córeczkami - najmłodszą Basią, Janeczką i Zosią na ulicy Sienkiewicza, Bydgoszcz, II poł. lat 30. Fot. ze zbiorów Barbary Szneidrowskiej
Julia przez druty przerzuciła gryps. Napisała, że Józię oskarżają o przynależność do Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Biedna. Nie wiedziała, że listy członków tej organizacji wpadły w łapy gestapo. Podobnie jak spisy tych, którzy należeli do Polskiego Związku Zachodniego.

Wyrok na Józefę Herdin i jej siostrę Julię zapadł, zanim okupacyjny terror na dobre rozszalał się w Bydgoszczy. Z wyrokiem żyli, choć jeszcze niczego złego nie przeczuwali nauczyciele, urzędnicy, lekarze, prawnicy, aptekarze. I ci, którzy mieli w życiorysie "powstańczy epizod".

Element szczególnie niepożądany
Nauczyciele uznani zostali za "wybitnych krzewicieli polskiego szowinizmu". Za "element szczególnie niepożądany i niebezpieczny na terenach przeznaczonych do germanizacji". Już w połowie października 1939 r. doszło do masowych aresztowań. Tylko w ciągu kilku godzin zatrzymano w Bydgoszczy 186 nauczycieli. Większość przewieziono do koszar byłego 15. pułku artylerii lekkiej przy ul. Gdańskiej. Niektórzy trafili do więzienia w Koronowie.

Aresztowanych poddano ocenie i selekcji, tworząc cztery grupy. Ci, którzy znaleźli się grupie trzeciej i czwartej, przeznaczeni byli na zagładę. Pedagogów uznanych za "fanatycznych wrogów niemczyzny" okupant nie zamierzał trzymać przy życiu.

Do mnie nic nie mają

Siedemdziesiąt lat temu 16 października wypadał w poniedziałek. Tego dnia w domu państwa Herdinów, mieszkających przy ulicy Dworcowej, zjawili się gestapowcy. Przyszli po Józefę (do wybuchu wojny uczyła historii w Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym im. Kopernika). Twierdzili, że chcą ją tylko przesłuchać.

- Julia, która biegle mówiła po niemiecku, pytała, jakie mają zarzuty wobec siostry. Wtedy gestapowcy powiedzieli, że zabiorą i Józefę, i Julię, bo będzie im pomocna w prowadzeniu przesłuchania jako tłumaczka. Obie trafiły do koszar na ulicy Gdańskiej - opowiada dr Stefania Michowicz (jej starsza siostra Halina Bloch też została aresztowana w połowie października).

Jesienią 1939 r. pani Stefania wraz z 12- letnią wówczas siostrą Krystyną często chodziły w rejon koszar, przemycając jedzenie. - Dorosłych odganiano od ogrodzenia, ale nam, dzieciom nic nie mówiono. Zdarzało się nieraz, że pilnujący pozwolił rzucić zawiniątko przez druty. Widziałyśmy, wśród wielu tam przebywających bydgoszczan, zarówno Julię, jak i Józię Herdin. Podczas jednej z takich "wypraw", około 20 października Julii udało się do nas przerzucić przez druty papierową torebkę. W środku był list do matki. Julia pisała, że Józię oskarżają o przynależność do Przysposobienia Wojskowego Kobiet. Do niej osobiście zarzutów nie mają i obiecali jej, że za kilka dni wyjdzie z obozu - wspominała w rozmowie z Krzysztofem Drapiewskim, autorem niedawno wydanej książki "Męczennicy z Doliny Śmierci" doktor Stefania.

Siostry do domu już nie wróciły. Obie rozstrzelano pod Fordonem.

Nic złego nie zrobiłem

Ostrzegano go, że jest na specjalnej liście, że szuka go gestapo. On jednak przekonywał bliskich, że nic mu nie grozi, więc nie ma się czego bać.

- Przecież nikomu nic złego nie zrobiłem. Nie będę uciekał. Tu jest mój dom - tłumaczył żonie Józef Borecki.

Pochodził z Jarocina. Gdy 27 grudnia 1918 r. w Poznaniu wybuchło powstanie, poszedł walczyć o wolną Wielkopolskę. W II Rzeczypospolitej, w rodzinnym mieście, podjął pracę jako urzędnik skarbowy. W 1928 r. trafił do Bydgoszczy. Został oddelegowany do pracy w tutejszym Urzędzie Skarbowym.

Gdy wybuchła wojna Boreccy, podobnie jak wiele urzędniczych rodzin, dostali polecenie ewakuacji w kierunku Warszawy. - Wróciliśmy, bo ta ucieczka nie miała sensu - wspomina Barbara Szneidrowska z d. Borecka, córka Józefa.

Boreckiego ostrzegali znajomi i przyjaciele. Mówili, że jest poszukiwany przez Niemców. On jednak zapewniał, że nic złego nie zrobił, że nie ma się czego bać.

- Po tatę gestapo przyszło 17 października, wieczorem. Przebywał w koszarach artyleryjskich. Mama zabrała nas do ojca 1 listopada. Rozmawiał z nami przez płot. Mówił, że na pewno zostanie wypuszczony, bo jego nazwisko było wyczytywane na apelu. Następnego dnia już go nie było w koszarach. Został stamtąd wywieziony i zamordowany przez Niemców. Do dziś nie wiadomo, gdzie jest jego grób. Po wojnie mama brała udział w ekshumacji w "Dolinie Śmierci". Była tam tylko raz. Nie wytrzymała - mówi pani Barbara.

Kawa pachniała wolnością

U Rakowskich na kuchni codziennie zostawał obiad. Bo gdyby ojciec wrócił, na pewno byłby głodny. Siadłby przy stole, jadł i przyglądał się dzieciom, które tak porosły. A one? Mój Boże! Miały przecież tacie tyle do opowiedzenia. Jak czekały, tęskniły, jak mama walczyła, by godnie wojnę przeżyły.

- Wojna się skończyła, a garnek z obiadem stał przez długie tygodnie na kuchni - wspomina Barbara Rakowska-Mila, córka nauczyciela Floriana Rakowskiego.

Urodził się w 1906 r. w Łopiennie pod Gnieznem. W drugiej połowie lat 20. ukończył Seminarium Nauczycielskie w Czarnkowie. Zaczynał jako nauczyciel w szkole w Solcu Kujawskim. Potem na trzy lata trafił do Niemcza pod Bydgoszczą, by w tamtejszej, kilkuklasowej szkole, uczyć wszystkich przedmiotów.

Barbara Rakowska-Mila: - W 1933 roku tato powrócił do Solca. Do wybuchu wojny uczył w podstawówce dwóch przedmiotów - rysunku i muzyki. Na początku 1939 roku August Hlond, prymas Polski, arcybiskup gnieźnieński i poznański udzielił tacie tzw. misji kanonicznej do nauczania religii na okres trzech lat. Miał rozpocząć od września, ale wybuchła wojna.

Lato 1939 r. Prasa rozpisuje się o kolejnych próbach ratowania pokoju, podejmowanych przez zachodnich dyplomatów i nieustępliwych żądaniach Hitlera.

- Tato nas uspokajał. Mówił, że Niemcy nie zrobią mu krzywdy. Nie angażował się w politykę, a muzyki uczył także niemieckie dzieci. Jakże się pomylił...

16 października w domu Rakowskich pojawiła się policja.

- Od życzliwych nam osób mama dowiedziała się, że następnego dnia wszyscy internowani będą przewożeni do Bydgoszczy pociągiem. Rankiem, 17 września poszliśmy na dworzec. Wtedy widziałam tatę ostatni raz. Gdy ojciec żegnał się z mamą, zdjął z palca obrączkę mówiąc, że będzie nam potrzebna na chleb - opowiada pani Barbara.

Florian Rakowski, tak jak większość aresztowanych nauczycieli, znalazł się w obozie przy ul. Gdańskiej. Przez płot rozmawiała z nim jego znajoma Niemka, która zabiegała w gestapo, by został zwolniony.

- Kiedy widzieli się po raz ostatni, ta pani, na odchodnym uczyniła charakterystyczny ruch ręką po gardle i zawołała: "To się panu nie przydarzy". Pocieszała ojca, że nie jest skazany na śmierć. Tę wizytę potem zrelacjonowała mamie. Powiedziała również, co usłyszała od pilnującego więźniów gestapowca. Że "w bloku nr 5 są prawdziwi bandyci".

Prawdopodobnie Florian Rakowski został rozstrzelany razem z innymi nauczycielami 1 listopada 1939 r. pod Fordonem.

Sukienka Halinki

Pamięta, jakby to było wczoraj. - Halinka miała na sobie szarą sukienkę, zapinaną na 24 guziki, które były umocowane w metalowych ramkach - wspomina dr Stefania Michowicz.

I właśnie tych metalowych części stroju poszukiwała rodzina, gdy po wojnie, w rowach strzeleckich w Fordonie, w miejscu już wtedy zwanym "Doliną Śmierci", prowadzone były ekshumacje. Natrafiono na kobiece szczątki, ale po Halinie Bloch nie było śladu.

Halina to starsza siostra Stefani Michowicz. Do wybuchu wojny pracowała w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego przy placu Weyssenhoffa, w laboratorium hodowli roślin. Zajmowała się także tłumaczeniem z języka niemieckiego i francuskiego. Należała do Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" i Przysposobienia Wojskowego Kobiet.

Została aresztowana 17 października. -Siostrę ostatni raz widziałam na ciężarówce, która wyjeżdżała z koszar. Po wojnie szukaliśmy jej w Fordonie.

Po Halinie nie było śladu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska