Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Riegel - fotograf nostalgicznej Bydgoszczy

Jolanta Zielazna
Jerzy Riegel - artysta fotografik, poligraf z upodobaniem fotografuje miasta, szczególnie Bydgoszcz.  Pozostał wierny starej fotografii, pokazuje jej nostalgiczny urok.
Jerzy Riegel - artysta fotografik, poligraf z upodobaniem fotografuje miasta, szczególnie Bydgoszcz. Pozostał wierny starej fotografii, pokazuje jej nostalgiczny urok. Jarosław Pruss
Jego znakiem firmowym i rozpoznawczym jest izohelia - trudna technika fotograficzna. Ciągle ją stosuje. I, broń Boże, nie robi tego na komputerze. Jest fotografem "analogowym" - z tradycyjnym aparatem na kliszę, ciemnią, własnoręcznie przygotowywanymi odczynnikami.

Jerzy Riegel

Urodzony 10 stycznia 1931 r. w Bydgoszczy, artysta fotografik, z zawodu fotochemigraf.
Od 1967 r. członek Związku Polskich Artystów Fotografików. W 1980 r. odznaczony złotą odznaką Zawodowego Pracownika Poligrafii. Od 1987 r. ma uprawnienia rzeczoznawcy dzieł sztuki współczesnej w zakresie fotografii nadane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki. W 2007 roku prezydent Bydgoszczy uhonorował go Nagrodą Artystyczną.
Jerzy Riegel zajmuje się fotografią czarno-białą, szczególnie techniką izohelii.
Miał kilkadziesiąt wystaw indywidualnych. Poza Bydgoszczą także m.in. w Elblągu, Katowicach, Kielcach, Toruniu, Warszawie, Pile, Tucholi, ale i w Bułgarii, Niemczech, Czechach, Danii Kopenhadze. Pokazuje też swoje prace na wystawach zbiorowych w kraju i za granicą.

Jerzy Riegel, bydgoszczanin, artysta fotografik, poligraf, encyklopedia wiedzy o bydgoskich drukarzach.

Riegel lubi trochę rozmówcę podpuszczać, trochę się podroczyć. - Skąd pani wie, że będę mówił prawdę, nie będę, jak to się mówi...? Konfabulował?
Mam nadzieję, że nie będzie.

Na spotkanie przynosi zdjęcia ze szkoły i z ochronki, powojenne szkolne zeszyty ze swoimi rysunkami. Zbacza z tematu, wspomnienia okrasza komentarzami i odniesieniami do bieżących wydarzeń, nie unika własnych sądów. A przy tym, jako rodowity bydgoszczanin i jachciczanin, ma mnóstwo wspomnień o mieście. Mieście, które w tak niezwykły sposób fotografuje. Izohelia daje zdjęcia odrealnione, przypominające raczej grafikę, niż fotografię.

Miał być Rysiem (- Ryszard Riegel lepiej brzmi niż Jerzy - komentuje), został Jerzykiem. "Jurek" na niego nie mówiono. Imię dostał po kuzynie ojca, który wcześnie zmarł.

Trudno powiedzieć, że od razu łyknął bakcyla fotografii. W 1938, może rok później, na Wielkanoc tata zabrał go do dziadka do Jabłonowa Pomorskiego. Tam przyszły wujek, amatorsko zajmujący się fotografią, ustawił rodzinę do pamiątkowego zdjęcia. Riegel ma je do dziś. - Miał aparat mieszkowy na statywie, ustawił babcię, dziadka, wnuczka, ciotkę, ojciec w kapeluszu. Zrobił zdjęcie i mówi do mnie: - Ja teraz będę te zdjęcia wywoływał, a ty będziesz się przyglądał - wspomina Jerzy Riegel swoje pierwsze zetknięcie z fotografowaniem. - To były materiały niskoczułe, klisze szklane. Wywołał najpierw kliszę, popatrzył, czy dobrze. Potem miał rameczkę z klapką, negatyw się kładło, na to papier, klapkę zamykało i do światła. Liczył, otwierał, sprawdzał, czy dobrze naświetlone.
Opis brzmi archaicznie, ale tak było.

Przeczytaj również: Bydgoski zakład fotograficzny z przedwojennym rodowodem. Fotografują od 1932 roku!

W czasie okupacji Rieglowie byli w Bydgoszczy, na Jachcicach. Jerzyk uczył się w szkole przy ul. Żeglarskiej.

Na zajęciach praktycznych okazało się, że wraz z kolegą Krakowiakiem najlepiej rysowali. - Byliśmy najlepszymi kopistami. Rysowaliśmy i wycinaliśmy w dykcie, po polsku w sklejce, różne świąteczne figurki. To się potem malowało i sprzedawało. Mam do dziś zachowane te szablony.
- Fotografowanie wynikło z tych zajęć - mówi.

Miał uczyć się zawodu rysownika litografa. Tak zdecydował niemiecki urzędnik w Arbeitsamcie. - Dziś nikt nie wie, co to jest litografia - zauważa z lekkim przekąsem. Niemcy nie zdążyli już skierować go do drukarni przy Jagiellońskiej. 14 lat Jerzyk Riegel skończył w styczniu 1945 r.

Drukarnia mu pisana

Jednak drukarstwo było mu, widać, przeznaczone. Mimo że do drukarni dostał się dopiero w 1948 roku. Po drodze był jeszcze rok w Technikum Mierniczym, epizod w Liceum Sztuk Plastycznych. Tu odstraszył go czas nauki. - Zajęcia były od godziny ósmej do pierwszej, potem przerwa i znowu od trzeciej do szóstej po południu - wyjaśnia. - Na Jachcice do domu kawał drogi w tej przerwie. Stąd ta drukarnia.

Wtedy już kupił sobie aparat fotograficzny, Agfy, typu box i zaczął robić zdjęcia. - To był aparat skrzynkowy, na światło i chmury się otwierało. Robiłem nim zdjęcia, ciągle byłem niezadowolony, bo nie były za ostre.

Gdy wreszcie przyjęli go do drukarni, do rysowni i tak się nie dostał. - Miałem za wąskie plecy - opowiada. - Zostałem zatrudniony w chemigrafii. Wtedy był długi proces przygotowywania formy do druku. W zakładach graficznych przy ul. Jagiellońskiej nauczyłem się podstawowego rzemiosła fotograficznego.

Wtedy też na dobre zaczęło się fotografowanie.

Czcionki zwróciły uwagę

Po trzech latach nauki zdobył kwalifikacje fotochemigrafa. I właśnie w tym zawodzie cały czas w Wydawnictwach Szkolnych i Pedagogicznych pracował.
Przy zakładach graficznych działał prężny klub poligrafa, był Dom Drukarza przy ul. Dolina. - Przychodzili do nas z wykładami fotograficy Zofia i Jan Kiepuszewscy, pani Szalewska, prof. Marian Turwid - wylicza. Postacie znaczące w artystyczno-fotograficznym świecie.

Któregoś razu Wiktor Kaczmarkiewicz (- Litograf i świetny akwarelista) zorganizował konkurs pt. Drukarz przy pracy. - Miałem już inny aparat, sfotografowałem nie żadnego drukarza, ale czcionki. Zwyczajne trzy duże czcionki - opowiada. Na rozstrzygnięcie przyjechała m.in. Nina Gardzielewska z Torunia.

Janina Gardzielewska, artysta fotografik z Torunia była osobą o uznanej już pozycji w świecie fotografów.
- Obejrzała prace, spojrzała na moje czcionki i spytała, czyje to? - wspomina konkurs Jerzy Riegel. - Musiałem się przyznać. A ona powiedziała: - Pan zrobił na matowym papierze. Zrób pan na połyskowym, czcionka będzie bardziej wyeksponowana.
- To była pierwsza korekta i pierwszy krok do dalszej pracy.

Wyłowili go mistrzowie

Potem były inne konkursy, Riegel uczestniczył w wielu, ale zawsze był amatorem. Jednak Kiepuszewscy i Gardzielewska dostrzegali go, wyławiali jego prace. W końcu zaproponowali, by wstąpił do Związku Polskich Artystów Fotografików. - Niech pan przyjedzie do mnie, przywiezie wszystkie prace, zobaczymy - zaproponowała Gardzielewska.

Posłuchał. Gardzielewska rozłożyła zdjęcia na podłodze, weszła na stół, oglądała je z góry i pokazała: to, to i to - to jest pan. Resztę proszę schować. Za półtora miesiąca proszę pokazać mi zdjęcia "Pejzaż z pierwszym planem".

Później musiał jeszcze zrobić starą architekturę, portret, fotografię użytkową. Dziś powiedzielibyśmy reklamową. W 1967 roku zdał egzamin i został członkiem ZPAF. Wprowadzającymi byli: Ildefons Bańkowski, architekt z zawodu i Olgierd Gałdyński z Torunia, prawnik. Te nazwiska też mówią same za siebie.

Wtedy już Jerzy Riegel chwilowo nie pracował w WSiP. W 1962 roku został "wypożyczony" do drukarni wojskowej Pomorskiego Okręgu Wojskowego. - POW poprosił związek zawodowy poligrafów o fotografa, maszynistów offsetowych, rysowników, introligatora. Potrzebowali ludzi do Drukarni Map, którą założyli przy ul. Artyleryjskiej - opowiada fotografik. - Dawali najwyższą stawkę, 20-proc. dodatek za tajność, przestrzegali układ zbiorowy. Formalnie byłem pracownikiem zakładów graficznych, w każdej chwili mogłem tam wrócić. Wróciłem w 1972 roku. I byłem w WSiP do emerytury.
Kiedy na nią odszedł?
- Nie pamiętam. Naprawdę!
Sprawdziłam. Życiorysy podają, że w 1988 r.

Rozdzielił tony

Skąd się wzięła izohelia, znak rozpoznawczy Jerzego Riegla?
Poniekąd przypadek.

Na początku lat 50. kupił podręcznik o różnych technikach fotograficznych. I natknął się w nim na Witolda Romera, inżyniera chemika Politechniki Lwowskiej, artystę fotografika. To właśnie on, chcąc uprościć druk map (czym zajmował się jego ojciec Eugeniusz Romer) opracował technikę izohelii.

Nazywana jest rozdzielnotonową. Wymaga - w ogromnym skrócie i uproszczeniu - kilkakrotnego naświetlania tego samego kadru przez różny czas. Otrzymane kilka warstw tego samego obrazu mniej lub bardziej "widocznych" - mówiąc językiem laika. Ostatecznie "składa" się je w jeden pozytyw. Efekt jest taki, że zdjęcie przypomina grafikę raczej, niż fotografię.

Praca żmudna, czasochłonna, wymagająca wielkiej cierpliwości i uważności.

Riegel ciągle wykonuje zdjęcia tą techniką. - Robię już tych prac mniej, ale ciągle jeszcze mam cierpliwość. Jestem z tego zadowolony. No, lubię tę pracę!

- Mam kolegę, który mówi, że na komputerze mogę to zrobić. To niech robi! Bo gdy rozmawiam ze specjalistami, którzy kochają i zbierają fotografie, mówią, że to lipa! Każdy sztuczny twór jest za każdym razem taki sam. A tu można wykonać różne odcienie, przesepiować czarno-białe. Poza tym na papierze fotograficznym ze srebrem to są wartościowe odbitki.

Dlatego fotografuje zwykłym analogowym aparatem (cyfrowego w ogóle nie ma), sam przygotowuje odczynniki i wywołuje zdjęcia w małej pracowni w mieszkaniu.
Niedawno w Galerii Autorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego mogliśmy oglądać "Bydgoską topografię według Jerzego Riegla".

- Fotografia to dla pan pasja? Zawód? Sposób na życie?
- Pasja. Zdecydowanie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska