Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akcja Pomorskiej "Kryminalne lato". Literatura nie może dawać łatwych odpowiedzi. To nie dydaktyzm

Karina Obara
Literatura jest dla mnie wszystkim i niczym. Wszystkim, bo dzięki niej można próbować zrozumieć świat, i niczym, bo prawdziwego życia nigdy nie zastąpi - wyznaje Tomasz Białkowski
Literatura jest dla mnie wszystkim i niczym. Wszystkim, bo dzięki niej można próbować zrozumieć świat, i niczym, bo prawdziwego życia nigdy nie zastąpi - wyznaje Tomasz Białkowski archiwum GP
O tym, jak to możliwe, że ludzie kiedyś sobie bliscy stają się śmiertelnymi wrogami - opowiada pisarz Tomasz Białkowski. I przyznaje, że jest to pytanie, na które znalazł wiele odpowiedzi.

Zmarzłam przy pana "Zmarzlinie". To pana doświadczenia?
Autentyczne są olsztyńskie dekoracje, cytaty z gazet i co najważniejsze pewne wydarzenie, o którym szeroko rozpisywały się lokalne media. Oto pewien mężczyzna w zimowy poranek postanowił zostawić przed dworcem członka swojej rodziny. Liczył, że tamten zamarznie na inwalidzkim wózku, co było bardzo prawdopodobne ze względu na niską temperaturę. Zbrodnia prawie doskonała pod warunkiem, że ofiara nie przeżyje. Na szczęście człowieka uratowali przypadkowi przechodnie. Mnie ta historia nie dawała spokoju. Wreszcie zasiadłem przed klawiaturą i postanowiłem stworzyć powieść o rozpadzie więzi rodzinnych. Opisać skomplikowane relacje w czteroosobowej rodzinie.

Wydaje mi się, że ktoś, kto w taki sposób pisze, musi to przeżyć.
Bohaterem książki jest dziewiętnastolatek, który właśnie porzucił studia, stracił kontakt z bratem i ojcem. Jego świat się rozpada. Pewnego dnia odkrywa ponurą rodzinną tajemnicę. Wstrząsająca wiadomość pcha go w stronę zbrodni. Młody człowiek postanawia zabić swoją matkę. Niczym w gazetowej opowieści wyprowadza schorowaną kobietę na mróz i zostawia na pewną śmierć. Nie uśmierciłem nikogo ze swojej rodziny. Owszem, bardzo przeżyłem historię pokazaną w tv. Nie dawało mi spokoju pytanie: Jak to możliwe, że ludzie, którzy kiedyś mogli być sobie bliscy, snuli wspólne plany na przyszłość, stają się śmiertelnymi wrogami.

Odpowiedział pan sobie na to pytanie?
Chyba nie. Na pewno dałem jedną z możliwych odpowiedzi, ale tak naprawdę wyjaśnienie powodów zaistnienia zła wśród ludzi wcześniej sobie bliskich nie jest ani oczywiste, ani proste. Każda historia wygląda inaczej, każdy człowiek inaczej przeżywa, inne są konfiguracje osobowe, inne tło przeżywanych traum. Można by w tym miejscu przytoczyć słynne zdanie Tołstoja: "Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób". To chyba jedna z największych tajemnic, właściwie nie do wyjaśnienia, zdefiniowanie początku katastrofy, która dopiero się wydarzy. Nigdy nie będziemy w stanie tego zrobić i dlatego jest to wielki temat dla literatury.

Przeczytaj również: Akcja Pomorskiej "Kryminalne lato". W śmierci nie ma nic rozrywkowego...

Pan naprawdę potrafi tak na zimno opisywać najgłębsze stany emocjonalne?
W literaturze cenne jest tzw. prawdziwe zmyślenie. Nie piszę o sobie, choć staram się uwiarygodnić świat powoływany przeze mnie do życia w książkach. Kiedy dana powieść powstaje, żyję w pewnym sensie w rozdwojeniu. Moja codzienność biegnie własnym torem, ale na plan pierwszy wysuwa się często myślenie o rzeczywistości, którą opisuję. Nie wierzę w sielankowy obraz człowieczeństwa, gdzie zawsze zwycięża dobro, a ludzie ostatecznie dążą do pogodzenia i są w stanie się pokajać. Zło jest częścią składową człowieka. Czasami wszystko rozgrywa się w taki sposób, że to ono zwycięża i na nic się zdają próby spacyfikowania mroku. Często jednak za tym złem jest jeszcze coś: przeżyta zdrada, tragedia, cierpienie. I wtedy sytuacja się komplikuje…

Pana powieść "Zmarzlina" wdeptała mnie w ziemię. Poczułam się zmiażdżona jako czytelniczka ogromem bólu bohaterów. Jednak zmuszona też do zastanowienia: jak to jest w tej rodzinie? Czy należy w niej trwać mimo wszystko, czy potraktować bolesne doświadczenia jak lekcję i pogodzić się z tym, że nie będzie inaczej. Że trzeba żyć mimo wszystko. Taki efekt chciał pan osiągnąć tą powieścią?
Jeśli wczytamy się w tę powieść uważnie, znajdziemy w niej dramatyczne sygnały nadawane przez każdego z bohaterów. Tak naprawdę pragną oni jedynie zrozumienia, partnerstwa, odrobiny czułości. Nikt nie nauczył ich przeżywania bliskości, okazywania uczuć. Mało tego, ci ludzie nie powinni się kiedyś w ogóle spotkać i związać na stałe. Pochodzili przecież z nieprzystających do siebie światów. Ale to się jednak stało. Konsekwencje tego były łatwe do przewidzenia. Pisząc, czułem wielkie współczucie dla tych ludzi. Dlatego zakończenie zostawiłem otwarte. Kto wie, może w finałowej scenie, stojąc twarzą w twarz, wreszcie spojrzą na siebie inaczej. Zmarzlina się rozpuści. A może wygra zło - nierzadko przecież właśnie ono triumfuje.

Wobec wielu pana bohaterów trudno przejść obojętnie, wielu nie sposób polubić. Tak jest w pana najnowszej powieści "Powróz". Jak pan pracuje nad postacią?
Akcja "Powrozu" toczy się w małym warmińskim miasteczku, w którym od lat rządzą ci sami ludzie. Życie jest zaprogramowane od narodzin po śmierć. Władzę sprawują przysłowiowi pan, wójt i pleban. Pan to lokalny biznesmen, wójt to były burmistrz, pleban mieszka za miedzą. W ten świat wkracza kobieta z zewnątrz, która narusza dotychczasowy ład. Ma inne poglądy, gusta, zwyczaje, jest dobrze wykształcona i co najważniejsze posiada wielkomiejską mentalność. Już samo zderzenie takich światów musi oznaczać kłopoty. Jeśli dodamy do tego tajemnicę sprzed lat, której ujawnienie może roznieść w pył dotychczasowy świat, mamy gotowy zaczyn powieści. Buduję postaci na zasadzie kontrastów, tyle tylko, że do końca staram się, aby noszone przez nich maski szczelnie przylegały do twarzy. Rzecz jasna w finale opadają.

Silne kobiety po przejściach to także pana znak rozpoznawczy. Życie je panu podsuwa?
Bohaterka "Powrozu" ma prawie czterdzieści lat. To wystarczający czas, aby życie odcisnęło swoje piętno. Jeśli człowiek nie żyje pod kloszem, szuka, ma wątpliwości i pyta, wówczas siłą rzeczy musi czasem dostać po palcach, poczuć ból, doświadczyć samotności, rezygnacji. Takie są bohaterki wcześniejszych "Pogrzebów" (książkę tę, podobnie jak i "Zmarzlinę" na jesieni wznowi wydawnictwo Oficynka).

Mam wrażenie, że pana powieści służą temu, by czytelnik zadawał sobie pytanie: dlaczego?
Chciałbym, żeby tak było. Literatura nie może dawać łatwych odpowiedzi, bo wtedy zbliża się do dydaktyzmu. Pozostawienie czytelnika z pytaniami, wątpliwościami, niepokojem, to włączenie go w proces głębszego przeżywania tekstu.

Czytaj też: "Wyznania hieny" - Piotr Mieśnik, były dziennikarz "Faktu" wyda książkę. Ma dość życia w kłamstwie [wideo]

A co pana dziwi tak bardzo, że porusza się pan w literaturze w obszarze zła?
Postawienie człowieka w sytuacji niejednoznacznej etycznie, co robię chociażby w "Powrozie", to jeden z najbardziej interesujących mnie tematów. Bohater może wówczas zrobić wszystko - niekoniecznie wybrać zło. A jednak często na nie się decyduje. Co za tym stoi? Co przyczynia się do takiego wyboru? Dlaczego istnieje zło okrutne, brutalne, ale i rozpaczliwe, podszyte wewnętrznym pęknięciem?

"Powróz" już jest bestsellerem. To prawdziwa historia?
4 lipca 1946 na gdańskiej Biskupiej Górce zebrał się gigantyczny tłum. Źródła historyczne podają, że po tych wydarzeniach, oglądanych również przez dzieci (sic!), odbywały się mroczne zabawy w wieszanie. Odnotowano kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych. W mojej powieści nawiązuję do tamtych wydarzeń. Podobną inspiracją jest pogrom kielecki. Tamte wydarzenia powracają po latach. Ich ujawnienie dla wielu ludzi może być niewygodne. Oznacza koniec ich świata, ale jednocześnie odsłania paradoks ciągłego tkwienia w mrokach przeszłości.

Są tacy, którzy twierdzą, że ból jest nieuchronny, zdarza się, ale cierpienie jest wyborem. Ponosimy odpowiedzialność za swoje myśli i czyny. Pana bohaterowie często nie kierują się takim myśleniem. Dlaczego?
Nie uważam, aby cierpienie było czyimkolwiek wyborem. Z natury unikamy go, jak tylko możemy. Kiedy jednak już go doświadczamy, pomstujemy na niesprawiedliwość losu. Cierpimy swoim cierpieniem, cierpimy cudzym cierpieniem, ale też, jak moi bohaterowie, cierpimy zadając cierpienie innym. Moi bohaterowie bywają zranieni na tyle mocno, że nie umieją zapomnieć o posiadanych bliznach. Głównie dlatego, że nikt kiedyś nie opatrzył ich ran. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie zaczynają sprawdzać wytrzymałość na cierpienie innych ludzi. W ten sposób udaje im się utrwalić własne rozczarowania.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska