Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archeolodzy szukali grobu, który ofiara musiała sama sobie wykopać

Prokuratura Okręgowa w Toruniu
Biegła z zakresu medycyny sądowej stwierdziła, że ciało należy do ok. 40-letniego mężczyzny - przyznał na konferencji prasowej prokurator Bartosz Grabowski, który nadzorował pracę ekipy poszukiwawczej
Biegła z zakresu medycyny sądowej stwierdziła, że ciało należy do ok. 40-letniego mężczyzny - przyznał na konferencji prasowej prokurator Bartosz Grabowski, który nadzorował pracę ekipy poszukiwawczej Prokuratura Okręgowa w Toruniu
Przez dziewięć lat wszyscy zastanawiali się, gdzie jest Zygmunt K. Miał się ukrywać we Włoszech albo Hiszpanii. Ale w maju okazało się, że doszło do makabrycznego zabójstwa. I że prawdziwe poszukiwania dopiero się zaczną.

Prokurator Artur Krause: - W całej mojej karierze nie przypominam sobie podobnej sprawy

Dwudziestego czwartego lipca w lesie pod Toruniem zaroiło się od ludzi. Strażacy, policjanci, prokuratorzy, archeolodzy. - Wyglądali jak wielka machina, która przyjechała na miejsce, by wykonać swoją pracę - wspomina Bogusław Kashyna, leśniczy, który obserwował wtedy pracę śledczych.

Czytaj: Sam wykopał sobie grób. Potem go zabili. Policja wyjaśniła mord sprzed lat [wideo]

Machina szukała Zygmunta.
Poszukiwany: Zygmunt K.
"Rysopis zaginionego: wzrost 176 cm, oczy jasne, niebieskie, włosy - krótkie, proste, siwe. Czoło wysokie, twarz szczupła, pociągła. Nos średni, prosty, uszy średnie, lekko odstające. Braki w uzębieniu" - tyle o Zygmuncie K. mówił komunikat policyjny. Mundurowi rozesłali go do wszystkich gazet dziewięć lat temu i od tamtej pory od czasu do czasu przypominali. Informowali, że torunianin wyszedł z domu i nie wrócił. Że w dniu zaginięcia na głowie miał czapkę "bejsbolówkę" i że jego koszulka rozpinała się pod szyją. Pisali o bliźnie na lewym przedramieniu, o łuszczycy na łokciach i nawet o tym, że Zygmunt K. lekko utykał podczas chodzenia po schodach.
Nie napisali o tym, że Zygmunt K. był zamieszany w sprzedaż kradzionych samochodów. Ani o tym, że policjanci podejrzewają go o liczne wyłudzenia, a sąd szuka za alimenty, których torunianin nie chciał płacić. Wystawiono nawet Europejski Nakaz Aresztowania, bo w światku przestępczym mówiło się, że K. mógł wyjechać do Hiszpanii albo Włoch i tam ukrywa się przed mundurowymi.
Nic z tego. Drugiego czerwca 2005 roku Zygmunt K. przepadł jak kamień w wodę.

Gdzie jest ciało?
Na jego trop policjanci wpadli dziewięć lat później, w maju 2014 r. Trochę przypadkiem - na ślad naprowadziła ich osoba zatrzymana do zupełnie innej sprawy, znacznie mniejszego kalibru. To ona powiedziała mundurowym z Podgórza, że K. nie wyjechał do Hiszpanii ani Włoch. Został zamordowany w Polsce, pod Toruniem, przez Roberta K. i Karola P.
Zatrzymani mężczyźni przyznali się do zbrodni. Opowiedzieli o tym, jak dziewięć lat temu przyjechali na toruńskie blokowisko pod dom Zygmunta K. Wywabili go z mieszkania, a potem pobili.
- Był kopany, duszony, bity pięściami po całym ciele, a potem zamknięty w bagażniku samochodu i wywieziony do pobliskiego lasu - mówi Maciej Rybszleger, szef Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód.
Prawdopodobnie poszło o kobietę - choć śledczy nie wykluczają, że powodem zbrodni mogły być też porachunki przestępców. Wszyscy zamieszani byli w kradzieże samochodów i w grę wchodziły duże pieniądze.
Oprawcy podczas przesłuchań twierdzili, że nie chcieli zabić K., tylko go nastraszyć. Ale w takim razie, dlaczego po drodze zatrzymali się jeszcze w domu jednego z nich i zabrali łopatę i linę? Dlaczego kazali K. wykopać własny grób? Dlaczego przywiązali go liną do samochodu i ciągnęli za rozpędzonym nissanem po leśnych duktach tak długo, aż umarł, a potem zakopali?
To tylko niektóre pytania, które stawiali sobie w maju śledczy. Ale wśród nich cały czas na pierwszy plan wybijało się inne, znacznie ważniejsze: gdzie jest ciało?

Gdy gwiżdże ziemia
- Odpowiedź na to pytanie była kluczowa - mówi Artur Krause z Prokuratury Okręgowej w Toruniu. - Bez ciała trudno prowadzić w sądzie postępowanie o zabójstwo. Każda ze stron może natychmiast podważyć oskarżenie. Bo jak udowodnić, że ofiara nie żyje, skoro nie ma koronnego dowodu?
Zaczęło się więc poszukiwanie. Wielka machina ruszyła.
Leśnictwo Dobrzejewice, na terenie którego zakopano ciało K., liczy prawie 21 tys. hektarów. Dzięki wskazówkom zatrzymanych udało się ten obszar ograniczyć do kilku, ale potem poszukiwania utknęły w martwym punkcie. Przez lata okolica się zmieniła, a Robert K. i Karol P. nie pamiętali, gdzie zakopali ciało.
Śledczy postawili najpierw na wykrywacze metalu. Założyli, że zmarły miał przy sobie zegarek, sprzączkę od paska, klucze - cokolwiek. W akcję zaangażowali się wojskowi, ale bez rezultatów.
Nie pomogli nawet poszukiwacze skarbów , pasjonaci z najlepszym sprzętem.

Po dwóch miesiącach wydawało się, że to koniec. Ale jeden z policjantów nie dał za wygraną. Wiedział, że nikt nie zna się na szukaniu śladów w ziemi tak, jak archeo lodzy - sam skończył ten kierunek studiów. Mundurowy podzielił się pomysłem z przełożonymi i w ten sposób 24 lipca w lesie pod Toruniem pojawiła się ekipa naukowców z instytutu archeologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Cztery osoby wyposażone w trzy świdry miały dokonać tego, co nie udało się śledczym.

Zadanie nie było proste. Archeologiczne świdry przypominają trochę zwykłe łopaty, ale zamiast prostej łyżki mają na końcu specjalnie ukształtowaną konstrukcję, tzw. puszkę. Puszkę wbija się w podłoże, wyjmuje się walec ziemi, długi na jakieś trzydzieści centymetrów, szeroki na dziesięć. Sprawdza się jego profil, po czym wyrzuca się ziemię i robi kolejny odwiert, pół metra dalej. I tak tysiąc razy.

- Nie tysiąc, a 990 - prostuje z uśmiechem dr Ryszard Kaźmierczak, jeden z naukowców, którzy szukali ciała. - Chodzi o to, żeby przyjrzeć się glebie. Każda ma naturalny układ. W terenie, na którym pracowaliśmy, najwyżej jest ściółka leśna - typowe, ciemnobrunatne warstwy. Poniżej mamy pomarańczowe albo żółte piaski. Jeśli w wyjętym walcu widzimy taki wzór niezakłócony, to wiemy, że nic w tym miejscu się nie działo.
Jeśli struktura ziemi jest inna, to znaczy, że ktoś w niej grzebał. Może kopał człowiek, może zwierzę. A może to zwykły wykrot po drzewie. Archeolodzy mają sposób na rozróżnienie: słuchają.
- Przy nienaturalnych zakłóceniach mówimy, że ziemia gwiżdże - wyjaśnia naukowiec. - Świder świszcze, stawia opór, doświadczony archeolog wyczuje, że coś jest nie tak.
Pierwszego dnia wykonano ponad 300 odwiertów. Bez skutku - w wyznaczonym terenie nie znaleziono nic. Trzeba było pójść dalej w las. Ale gdzie?

Co mówią chrobotki
Do akcji wkroczyli leśniczy.
- Jeśli w ściółce wykopie się dół, a potem znów przykryje się go piachem i mchem, pozostaną ślady - tłumaczy Bogusław Kashyna, zastępca nadleśniczego, który obserwował prace śledczych. - W takim miejscu pojawiają się chrobotki.

To niewielkie porosty, pionierzy wśród leśnych roślin. Rosną wszędzie tam, gdzie ktoś - człowiek lub zwierzę - zedrze mech. Małe, srebrnozielone roślinki dla leśników są jak znak, mówiący: tu było uszkodzenie.
- Wskazywaliśmy śledczym, że jeśli będą chcieli szukać dalej, to właśnie takimi symptomami powinni się kierować - mówi leśniczy.
Ale i to nie pomogło. Chrobotki nie wskazały grobu, archeolodzy szukali więc "na oko". - Każda czynność człowieka, która ingeruje w grunt, jest widoczna - zapewnia dr Kaźmierczak. - Trzeba tylko wiedzieć, czego się szuka. To mogą być jakieś zakłócenia orki leśnej albo niewielka niec ka, kompresja gleby.

I to był w końcu strzał w dziesiątkę.
Archeolodzy wyjęli próbkę gruntu z małego zagłębienia. Gleba była uszkodzona, więc powtórzyli odwiert kilkanaście centymetrów dalej. Przy trzecim razie już wiedzieli: to może być tu.
Policyjne psy, które obwąchiwały każdą próbkę, również wskazały, że to dobry trop. Jednak dopiero, gdy w glebie znaleziono kawałek ludzkiej kości, wątpliwości już nie było.

Czekając na DNA
Znaleziony szkielet należy do ok. 40-letniego mężczyzny. Śledczy czekają jeszcze na wyniki badań DNA.
Robert K. i Karol P. siedzą w areszcie.

Postępowanie w sprawie zabójstwa trwa, za kilka miesięcy prawdopodobnie obaj usłyszą akt oskarżenia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska