Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akcja Pomorskiej "Kryminalne Lato". Chojnicka zbrodnia z 1901 r.

Karina Obara
Nauczyłem się uważnego zbierania źródeł
Nauczyłem się uważnego zbierania źródeł archiwum wydawnictwa Oficynka
Rozmowa z Piotrem Schmandtem o kryminale, w którym dżentelmen ma rację

Piotr Schmandt

Piotr Schmandt

- ukończył polonistykę na Uniwersytecie Gdańskim, teologię na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie i muzeologię. "Pruska zagadka", pierwszy z kryminałów, których akcja dzieje się w Wejherowie, zdobył I Nagrodę Costerina w 2007r.

Jest pan dżentelmenem?
Staram się. Pamiętam o wdrukowanych formach zachowań w stosunku do płci przeciwnej. Jestem też dyskretny, gdy ktoś mnie o to poprosi.

Pytam, bo wielu twierdzi, że czasy dżentelmenów już bezpowrotnie minęły. W pana książkach są oni jednak wciąż obecni, tak samo jak niespieszna akcja i czas na zastanowienie. Pana bohaterowie ten czas mają.
Tak, bo, paradoksalnie, nie mieli na początku XX wieku wielu udogodnień, które my posiadamy. To nowości techniczne sprawiły, że czasu mamy coraz mniej. Ludzie kiedyś spędzali więcej godzin ze sobą, w swoim towarzystwie, przez co też byli spokojniejsi. Cieszę się, że poprzez pisanie mogę ten świat odtwarzać.
W 1901 roku w Wejherowie dochodzi do strasznej zbrodni. Ginie osiemnastoletni gimnazjalista, Johann Wenders. Wkrótce odnalezionych zostaje kilka części jego ciała. Miejscowa policja nie daje sobie rady z paniką mieszkańców. Z Berlina oddelegowana zostaje do rozwiązania zagadki wschodząca gwiazda policji, Ignaz Braun.

Czy ta historia, którą pan opisał w "Pruskiej zagadce" jest prawdziwa?
W dużej mierze jest prawdziwa. Wydarzyła się w Chojnicach. Są nawet pocztówki, które przedstawiają grób tego zamordowanego chłopaka. O zbrodnię oskarżono Żydów. Jak było naprawdę - do tej pory nie wiadomo. Mówiono, że chłopak miał kontakty z domami publicznymi, że uwiódł komuś żonę i dlatego spotkała go kara.

Czytaj: Akcja Pomorskiej "Kryminalne lato". Portret rodzimego profilera

Jak pan się o tym dowiedział?
Przeczytałem w Dzienniku Bałtyckim, że taka zbrodnia wydarzyła się w Chojnicach. Lubię wiek XIX i początek XX w. Zawsze mnie interesował ten okres ze względu na modę i ówczesne wynalazki. I tak zagłębiłem się w tę historię.

Bardzo skrupulatnie oddał pan tło historyczne i obyczajowe w powieści. W jaki sposób zdobył pan informacje o tak gęstej sieci międzyludzkich zależności?
Na temat struktury administracyjnej Prus - w bibliotekach. Czytałem atlasy strojów z tamtych czasów. Wtedy robiono dużo pocztówek w oparciu o fotografię. Niektóre pocztówki opisałem w książce, np. scena, gdy spacerują dwie panie w efektownych kapeluszach. Te pocztówki były dla mnie dużą inspiracją, jeśli chodzi o klimat wizualny powieści. Co do zależności międzyludzkich - tu zadziałała moja wyobraźnia. Ciekawostką jest to, że inspektor Braun w dwudziestoleciu międzywojennym przyjechał rzeczywiście jeszcze raz do Chojnic, bo zbrodnia na nastolatku nie dawała mu spokoju. Jednak i tym razem niczego nie wykrył.

Dlaczego wobec tego nie zachował pan akcji w Chojnicach, tylko przeniósł prawdziwą historię do Wejherowa?
Po pierwsze lepiej znam Wejherowo, a po drugie w Wejherowie była kalwaria, której potrzebowałem do skonstruowania mrocznej powieści (bardzo efektowna - bukowy las, kapliczki). Okazało się zresztą, że Wejherowo i Chojnice, które należały do Prus Zachodnich, bardzo były do siebie podobne pod względem wielkości terytorialnej, liczby Polaków i Żydów. W obu miastach ludzie nie przyznawali się w sklepach czy urzędach do polszczyzny, bo to nie ułatwiało im życia. Niemcy mieli zdecydowanie lepsze warunki egzystencji.

Skoro do opisania stosunków międzyludzkich wystarczyła panu wyobraźnia, uważa pan, że małomiasteczkowość wtedy i dziś nie różnią się od siebie?
Mimo upływu czasu są bardzo podobne. Ludzie są powiązani towarzysko i rodzinnie zdecydowanie silniej niż w dużym mieście. Łatwiej tam też o identyfikację z miastem, mieszkańcy bardziej interesują się życiem politycznym i innych. Sieci powiązań są głębsze i gęstsze. Często też takie miasteczka skrywają ciekawe tajemnice i zagadki. W Wejherowie np. w kalwarii skrywali się ludzie w obawie przed hitlerowskimi aresztowaniami, są też tajemnicze kanały. Takie zagadki sprawiają, że łatwiej mogę sobie wyobrazić miasto, o którym piszę. Staje się ono przez to też "szlachetniejsze".

A czy powieść kryminalna może sprawić, że my staniemy się szlachetniejsi?
Są kryminały, jak skandynawskie, które epatują okrucieństwem. Te chyba nie uszlachetniają. Tak samo kryminały, w których główny bohater to zapijaczony, ze zrujnowanym życiem detektyw. Ale już powieść, gdzie wyraźnie oddzielamy dobro od zła - jak najbardziej.

Jak pana zmieniło pisanie kryminałów?
Nauczyło mnie warsztatu naukowego, uważnego zbierania źródeł i unikania pułapek. W trakcie pisania dużo czytałem fachowej literatury. Pewnie jednak gdybym nie pisał, czytałbym coś innego.

A jak długo pan pisał?
"Pruską zagadkę" dziewięć miesięcy. Teraz pracuję nad trzecią częścią o inspektorze Braunie. Mija siedem miesięcy po około dwie godziny każdego wieczoru. Staram się pisać regularnie, bo wtedy mam poczucie, że wszystko w powieści jest uporządkowane. Jest może trudniej być takim systematycznym, ale efekt przyjemny.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska