Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Mąż musi wysłuchiwać komentarzy podczas wizyty u lekarza - skarży się Czytelniczka

BARBARA ZYBAJŁO-NERKOWSKA
- Sprawa jest bezdyskusyjna - mówi Stanisław Plewako, prezes więcborskiej placówki. - Natychmiast porozmawiam z lekarzem i jestem przekonany, że to się nie powtórzy. Żadne uwagi nie są w takiej sytuacji na miejscu i nie ma o czym dyskutować.
- Sprawa jest bezdyskusyjna - mówi Stanisław Plewako, prezes więcborskiej placówki. - Natychmiast porozmawiam z lekarzem i jestem przekonany, że to się nie powtórzy. Żadne uwagi nie są w takiej sytuacji na miejscu i nie ma o czym dyskutować. BARBARA ZYBAJŁO-NERKOWSKA
Mąż Czytelniczki dokarmiany jest pozajelitowo przez rurkę włożoną bezpośrednio do żołądka. - Zabezpiecza ją specjalny balonik - mówi Czytelniczka (nazwisko do wiadomości redakcji). - Zdarza się, że mężowi ta stomia wypadnie. Nie robi tego specjalnie, ale chudnie i po prostu tak się dzieje.

W takiej sytuacji pacjent trafia do szpitala, bo rurkę trzeba szybko włożyć na nowo. - Kiedy przyjmuje go doktor X nigdy nie ma żadnego problemu - mówi Czytelniczka. - Doktor wykonuje swoją pracę i traktuje go jak normalnego pacjenta. Natomiast kiedy trafia na doktora Y zawsze są jakieś komentarze, że nikomu się taki przypadek nie zdarza, tylko jemu i że znowu jest z taką sprawą w szpitalu. Zupełnie niepotrzebnie, bo mąż jest osobą bardzo ciężko chorą i nie robi tego specjalnie.

Jak twierdzi Czytelniczka, mąż bardzo przeżywa całą sytuację. Jego stan jest ciężki - znajduje się pod opieką paliatywną doktora Wojciecha Iwaszki oraz pielęgniarek Marii Michalskiej i Wiesławy Gabryjel. - Pełen profesjonalizm i ogromne słowa uznania, bo naprawdę wykonują swoją pracę świetnie i z pełnym poświęceniem. Jesteśmy jednak załamani, bo mąż powiedział mi ostatnio, że jak mu znowu rurka wypadnie, to już do szpitala w Więcborku nie pojedzie, bo nie zamierza niczego wysłuchiwać na swój temat - mówi Czytelniczka. - Do tego po zabiegu zostawiono go samego. W szpitalu nie ma transportu - miał chyba wracać w nocy piechotą sam do wsi, choć nie jest w stanie utrzymać się na nogach.

Przeczytaj także: Dziecko ma szmery w sercu... zbadają je za rok. Przez limity NFZ
Czytelniczka pracuje poza granicami Polski i nie przebywa stale w domu. - Nasz Narodowy Fundusz Zdrowia tak dobrze finansuje chorych na raka, że jestem zmuszona pracować w Niemczech, żebyśmy mogli wiązać koniec z końcem - wyjaśnia. - Jest nam ciężko, bo mąż jest w złym stanie, a ja poza granicami kraju, ale muszę zarabiać, żeby nas utrzymać.

Bo choroba niszczy nie tylko psychicznie i fizycznie, ale także finansowo. - Zięć przysnął po nocce, ale na szczęście udało mi się do telefonicznie dobudzić i zaraz pojechał po męża - dodaje.

O komentarz poprosiliśmy dyrektora więcborskiej placówki. - Sprawa jest bezdyskusyjna - mówi Stanisław Plewako, prezes więcborskiej placówki. - Natychmiast porozmawiam z lekarzem i jestem przekonany, że to się nie powtórzy. Żadne uwagi nie są w takiej sytuacji na miejscu i nie ma o czym dyskutować. Powiem tylko, że doktor Dziedzic jest naprawdę osobą bardzo lubianą przez pacjentów i być może jego słowa zostały po prostu źle zrozumiane. Pacjenci w chorobie reagują różnie i trzeba to zrozumieć. Natomiast jeśli chodzi o transport, to nic na to nie poradzimy - zmieniły się przepisy i karetka już nie może odwozić pacjentów do domu. Jak wyjaśnia Plewako, szpital działa w systemie ratownictwa. - Jedziemy ratować życie i zdrowie. Nie możemy odwozić pacjentów - dodaje Plewako. - Takie są po prostu przepisy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska