Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żony żołnierzy. Gdy oni są w Afganistanie czy Kosowie, one muszą sobie radzić same

Roman Laudański [email protected]
Od prawej: por. Kinga Wojtkowska, mł. chor. Wojciech Wojtkowski i st. plut. Leszek Krasucki po powrocie z Kosowa
Od prawej: por. Kinga Wojtkowska, mł. chor. Wojciech Wojtkowski i st. plut. Leszek Krasucki po powrocie z Kosowa Andrzej Muszyński
Kiedy oni są w Afganistanie czy Kosowie, żony muszą sobie radzić same w domach. Wyjątkiem są Wojtkowscy - małżeństwo w mundurach.

Na zagraniczne misje młodszy chorąży Wojciech Wojtkowski zabiera najpierw karabin, a później wędkę. Należałoby zmienić kolejność: żonę-żołnierza, karabin i wędkę, chociaż skoro oboje pracują w wojsku, razem byli w Kosowie i lubią ryby, to może o kolejność nie będziemy się spierać. Tym bardziej że po powrocie do Bydgoszczy właśnie wyskoczyli łowić nad Bałtyk.

Major Radosław Sułek z 1. Pomorskiej Brygady Logistycznej na narodziny syna wrócił miesiąc wcześniej z Afganistanu. Dla córki zdążył z Kosowa. Starszy plutonowy Leszek Krasucki wracał z kolejnych misji akurat na roczek syna (z Afganistanu) i roczek córki (z Kosowa). - Umyka nam coś, co już się nie zdarzy - przyznają. Wojtkowscy (na razie bez dzieci) byli na misji razem. Wszyscy służą w bydgoskiej brygadzie logistycznej i wrócili niedawno z 26. zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego KFOR w Kosowie.
Radek (dziś major Radosław Sułek, dowódca Narodowego Elementu Zaopatrywania w Kosowie) w młodości marzył o lataniu. Dostał się do szkoły w Dęblinie. Na czwartym roku okazało się, że ze względu na kręgosłup nie może latać w samolotach odrzutowych. Przełożeni zaproponowali mu śmigłowce, ale kiedy pokosztowało się prędkości, to człowiek nie chce się przesiadać na "wiatraki" (śmigłowce). Za namową wychowawczyni wybrał Wojskową Akademię Techniczną.

- Tak się zaczęła przygoda z "zielonym" mundurem - uśmiecha się major Sułek.

Porucznik Kinga Wojkowska jest w rodzinie trzecim pokoleniem w mundurze. Dziadek umarł, kiedy była mała, ojca - na szczęście - wojsko przerzucało po kraju tylko dwa razy. - Kiedy wybrałam studia - ekonomię, to ja zaczęłam wędrować po kraju - uśmiecha się. Podczas stażu w WKU pomyślała o wojsku. Zdała do Wyższej Szkoły Oficerskiej we Wrocławiu. Na 360 studentów uczyło się już prawie 50 kobiet. Wojsko pogodziło się z tym, że w armii służą panie.

Porucznik Wojtkowska służy w brygady logistycznej, gdzie pracował już wcześniej młodszy chorąży Wojciech Wojtkowski - dziś mąż Kingi. Wojciech pochodzi z Legnicy (Pamiętacie hasło: "Armia Radziecka z tobą od dziecka"?). - Zamknięta strefa czerwonoarmistów zaczynała się za płotem, ale dzięki temu sąsiedztwu łatwiej było zdobywać towary nieosiągalne w tamtych czasach na naszym rynku, także paliwo - wspomina. - Film wideo przehandlowałem na wojskową siatkę maskującą, którą udekorowałem pokój. A dziadek, mechanik samochodowy, reperował oficerskie moskwicze i wołgi.

Z kolegą wyruszyli do szkoły chorążych w Zegrzu, po niej trafił do Bydgoszczy. - Przez dziesięć lat poznałem uroki mieszkania we wszystkich bydgoskich internatach wojskowych - uśmiecha się do wspomnień. - Wtedy w kraju likwidowane były garnizony, a Bydgoszcz traktowano rozwojowo. Chciałem do Legnicy wrócić, ale był problem z wakatami. Zaczęły się misje, poznałem Kingę i mieszkamy w Bydgoszczy.

W 2008 roku wyjechali razem na misję do Afganistanu. - Wiadomość o wyjeździe do Afganistanu lekko zestresowała mamę - wspomina Kinga.- Dziewczyny, które idą do wojska, wiedzą, na co się decydują. Pod prysznic czy do toi-toja na zmianę z facetami. Na misjach to samo. Harcerzem nigdy nie byłam, ale na biwaki uwielbiałam jeździć.

Skoro na misji w Afganistanie było ponad tysiąc facetów w mundurach. (- Więcej - uśmiecha się Kinga), to dlaczego spodobał się akurat ten? (- Bo najlepszy! - komentują koledzy).
- Ten spodobał mi się już w Bydgoszczy - zapewnia pani porucznik.
- Ja kawaler, Kinga panienka, a kawalerów to chyba zbyt wielu już nie było - zastanawia się Wojtek.
- Byli skazani na siebie! - zapewnia starszy plutonowy Leszek Krasucki.
- W wojsku, podczas misji zabronione jest publiczne okazywanie sobie uczuć, nie było chodzenia za rączkę - wspominają. - Byliśmy "na językach". Przecież wszyscy wiedzieli tam wszystko o wszystkich.
Zgodnie z regulaminami wojskowymi żona może służyć z mężem w jednej jednostce, tylko nie może być pomiędzy nimi zależności służbowej.

Czyli zakochanie i miłość w wojsku nie jest prostą sprawą? - Dla mnie prostą - deklaruje Kinga. - Jeżeli kocham, to kocham. Rodzina jest na pierwszym miejscu, wojsko to praca.

Małżeństwem są już trzy lata.
Starszy plutonowy Leszek Krasucki pochodzi spod Włocławka. Służbę zasadniczą odbył w Chełmnie (jeszcze w 8. Ośrodku Szkolenia Specjalistów Czołgowych). Służbę nadterminową - w Grudziądzu, później trafił do Bydgoszczy, znowu do Chełmna, gdzie poznał swoją żonę. Kiedy rozwiązywali Chełmno, musiał przenieść się pod Modin. - W kawalerskich czasach mieszkałem oczywiście w wojskowych internatach - wspomina. - Żona nie chciała ze mną przeprowadzać się do Modlina, dlatego dojeżdżałem do domu na weekendy.

Staż małżeński państwa Sułków wynosi sześć lat. - Poznałem Kamilę pod koniec studiów, do domu miałem sto kilometrów, jeździłem co tydzień - opowiada major Sułek. - Ale armia rzuciła mnie do Ostródy i do domu miałem już ponad 300 kilometrów. Po poznaniu Kamili oczywiście przyjeżdżałem do domu, ale tylko na chwilę, bo ciągnęło mnie do dziewczyny. Zawróciła mi w głowie - przyznaje.

Kiedy ruszyło rozformowywanie jednostek w Ostródzie, Radek trafił do Bydgoszczy. Żona, informatyk, szukała pracy w policji. Zdała egzaminy, pominęli ją w dwóch naborach, to podziękowała policji i znalazła pracę w wojsku. Poszła do szkoły wojskowej we Wrocławiu. - Byłem dumny, bo nie spodziewałem się, że dostanie się do szkoły - przyznaje mjr Sułek. - Teraz pracujemy w jednej brygadzie. Radosław przeszedł kurs logistyki w Stanach Zjednoczonych. Kamila również trafiła na studencką wymianę do Stanów i choć odległości w Ameryce były większe, to udawało im się spotkać.
Po powrocie - wzięli ślub.

Major Radosław Sułek - Żona wiedziała, gdzie pracuję, i że będę jeździł na misje. Przyjęła to spokojnie, choć kiedy byłem w Afganistanie - bardzo się denerwowała, chyba jak wszystkie żony żołnierzy. Kiedy on stacjonował w Afganistanie - żona była w ciąży. Jeśli na telewizyjnych paskach pojawiały się złe wiadomości z Afganistanu - dzwonił do kraju i uspokajał, że u niego jest wszystko w porządku.

W 2007 roku major Sułek wrócił miesiąc wcześniej z Afganistanu, żeby towarzyszyć żonie przy narodzinach pierworodnego. - Przed misją uprzedziłem dowódcę o terminie i poprosiłem o możliwość wcześniejszego powrotu, żeby przeciąć pępowinę. Zgodził się - wspomina major Sułek. - Mateusz rośnie jak na drożdżach. Ale historia lubi się powtarzać - kolejna misja (tegoroczne Kosowo) i... kolejna ciąża. - Wziąłem krótki urlop i przyleciałem z Kosowa na urodziny córeczki Joanny - uśmiecha się major. - Pewnie, że żonie było ciężko, na szczęście pomogli teściowie. Gdyby nie oni - nie pojechałbym na misję.
Z misji w Iraku starszy plutonowy Leszek Krasucki wrócił akurat na roczek synka Mateusza. - Nie wiem, co to nieprzespane noce przy małym dziecku, bo mnie wtedy nie było w domu - przyznaje. Z córką Natalią było podobnie. Z Kosowa wrócił (spóźniony o miesiąc) na roczek córeczki. - W Kosowie widziałem Natalię codziennie na skypie - wspomina. - Pewnie, że nie mogłem jej wziąć na ręce i przytulić. Kiedy wróciłem z misji w Afganistanie, Mateusz od razu przyszedł do mnie na ręce, a córka, kiedy miała pokazać tatusia - wskazała na zdjęcie. Przełamała się po godzinie i już mogłem ją przytulić. Wiadomo, że tracimy te lata. To cena, którą płacimy za rozłąkę.

Jednocześnie żołnierze zapewniają, że nie uciekają od wstawania po nocach i zmieniania pieluch, po prostu "ojczyzna ich wzywa". Uśmiechają się, że mają za żony cudowne dziewczyny, które dużo im wybaczają.

- Bo wybraliśmy najlepsze - zapewniają.
- Ja mam najłatwiej, bo Kinga zna wojsko od środka - wtrąca Wojciech Wojtkowski.
- Myślę, że wielu kobietom ciężko sobie w ogóle wyobrazić życie na misji - dodaje Kinga. - Ponieważ widzą tylko to, co pokazuje telewizja, a to jest często wyolbrzymione, nastawione na sensację.

Kinga Wojtkowska: - Czy męża puszczę na misję, kiedy będę w ciąży? Jasne. Na razie, to dopóki nie będę w ciąży, to on na misję nie pojedzie! Rodzina to nie są dwie osoby! Kobiet w ciąży w wojsku było już dużo i przełożeni dali sobie radę. Przecież to jest tak samo jak w cywilnej pracy - kobiety rodzą dzieci! Pracodawca wie, że w pewnym momencie założymy rodziny i będą dzieci. Myślę, że kobiecie z dziećmi łatwiej przetrwać rozłąkę z mężem, który jest na misji. Nie wyobrażam sobie wracania do pustego domu po pracy.

Żartuje, że mąż może założyć w domu akwarium, bo są akwarystami. Na dodatek także łowi. - Bez wędki z domu nie wychodzę - zapewnia Wojciech. - W Kosowie łowiłem pstrągi, do Afganistanu zabrałem żyłkę, wędkę zrobiłem z kija i coś tam w rowie próbowałem łowić. Pasją Leszka Krasuckiego są konie. Przyznaje, że podczas misji o swoim hobby może tylko pomarzyć.

Zrobili już badania lekarskie po Kosowie. Z grupą przyjaciół, z rodzinami wyjeżdżają na Bałtyk. (- Podczas powitania w jednostce prosiłem, żeby wynagrodzili rodzinom nieobecność - przypomina major Sułek). Odbiorą zaległe wolne. I wrócą na służbę. Być może na kolejną misję.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska