Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W samo południe. Słowo się rzekło, kobyłka u płota

Karina Bonowicz
Karina Bonowicz , autorka komentarza.
Karina Bonowicz , autorka komentarza. Lech Kamiński
Autoryzacja istnieje tylko w Polsce. Naprawdę. Nie zna jej ani USA, ani Wielka Brytania. Zna ją Polska dzięki pamiętającemu czasy PRL-u zapisowi w prawie prasowym traktującym o konieczności autoryzowania wywiadu.

A wszystko po to, żeby dziennikarz przez swoje niedbalstwo/niechlujstwo/chamstwo nie przeinaczył słów. Kwestia autoryzacji powraca przy okazji konfliktu Torańska - Bielan.

"Newsweek" publikuje rozmowę Adama Bielana z Teresą Torańską, w którym Bielan krytykuje Lecha Kaczyńskiego. Na wieść o publikacji Bielan chce skarżyć pismo, bo - jak twierdzi - nie udzielił Torańskiej wywiadu, tylko z nią rozmawiał na potrzeby książki o katastrofie smoleńskiej i nie wiedział, gdzie rozmowa się ukaże ani nie otrzymał jej do autoryzacji.

Wolność prasy w Stanach gwarantuje pierwsza poprawka do konstytucji USA. W Niemczech autoryzowanie wywiadów nie jest prawem, ale dobrą wolą dziennikarza. Bo dziennikarza obowiązuje odpowiedzialność za słowo. Czego nie można powiedzieć o jego rozmówcach.

Przeczytaj także: Byłem "moherem", czyli jak nasz dziennikarz szukał o. Rydzyka

Ci mogą pleść androny, bo "to się wytnie" albo "proszę podesłać do autoryzacji". A po rzeczonym "podesłaniu" hulaj dusza, piekła nie ma. Może dlatego zazdroszczę czasem dziennikarzom radiowym i telewizyjnym, którzy są zawsze pierwsi w kolejce, bo muszą biec zmontować materiał i nie muszą się borykać z autoryzacją (rozmówcy chyba jeszcze nie wiedzą, że materiał radiowy i telewizyjny też można autoryzować).

Ja zostaję z "proszę podesłać do autoryzacji". A potem słucham przez dwie godziny, co następuje: "Ja naprawdę tak powiedziałam? Tak, mam to nagrane na dyktafon. No, to może powiedziałam. Ale teraz bym tak nie powiedziała". Acha.

Może dlatego zazdroszczę też czasem dziennikarzom radiowym i telewizyjnym, którzy są zawsze pierwsi w kolejce do gaf i lapsusów językowych rozmówców. Dzięki temu wiemy, że były już poseł Robert Wegrzyn, jeśli chodzi o lesbijki, "to chętnie by popatrzył". Czy po autoryzacji nadal byłby posłem?

Z mojego dziennikarskiego doświadczenia wiem, że ludzie tacy jak Maria Czubaszek czy Jan Pietrzak nie chcą autoryzacji. Jan Pietrzak nalegał nawet, żeby podpisać, że jej nie chciał. Tymczasem Jan Kowalski, z którym przeprowadzam sondę uliczną, nawet jeśli go pytam, czy nazywa się Kowalski (a odpowiedź brzmi: tak/nie/nie wiem), życzy sobie autoryzacji swojej wypowiedzi. Bo Jan Kowalski wie, że ma prawo do autoryzacji. Jan Kowalski ma wyłącznie prawa. Bo przecież nie obowiązki. A już na pewno nie obowiązek ponoszenia odpowiedzialności za słowo. Słowo się rzekło, kobyłka u płota nie czeka.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska