MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Testy na ludziach

Maryla Rzeszut
Wielu zaszczepionych to mieszkańcy Schroniska im. św. Brata Alberta.
Wielu zaszczepionych to mieszkańcy Schroniska im. św. Brata Alberta. fot. arch. GP
Myśleli, że to szczepionka przeciw "ludzkiej" grypie. Tymczasem dostali fluad-H5N1, testowany dopiero lek.

Lek dopiero testowany przeciwko pandemicznemu wirusowi ptasiej grypy.

Niektórzy, bezdomni dali się zaszczepić dwa, a nawet trzy razy. Bo chcieli dostać parę złotych.

Sprawę, pod nadzorem prokuratury, bada grudziądzka policja. Przesłuchania ponad 350 osób, które zostały zaszczepione w przychodni "Dobra Praktyka Lekarska" mogą potrwać do końca roku.

iekliwi policjanci
Pewnie sprawa nigdy nie wyszła na jaw, gdyby bezdomni ze Schroniska Brata Alberta nie pokłócili się o zapłatę za poddanie się szczepieniu. Bo dostawali różnie: od 5 do 30 zł. Musieli godzić ich policjanci. Mundurowi jak już przyjechali to zainteresowali się co to za szczepionki, za które nie płaci pacjent, ale przychodnia.
Czesław Łęcki, mieszkaniec schroniska wspomina: - O tym, że w przychodni "Dobra Praktyka Lekarska" szczepią i jeszcze dają pieniążki, dowiedziałem się od kolegi. W przychodni powiedzieli mi, że dostanę uodparniająca szczepionkę przeciw grypie, dzięki czemu szybko grypy nie złapię.

Zbadali mnie, pytali, czy na coś chorowałem. Dowodu osobistego nie mam. Mam jedynie zaświadczenie, że mieszkam w schronisku, ale podałem adres poprzedniego zameldowania, w Podwiesku. Nikt zresztą dowodu nie żądał, wystarczyło zaświadczenie. Dostałem termometr i kartkę z tabelkami do wypełniania. Miałem trzy razy na dobę mierzyć i wpisywać temperaturę. Uprzedzali, że mogę mieć stan podgorączkowy, a gdybym wymiotował, to mam do przychodni zadzwonić. Dostałem 10 zł. Po pewnym czasie, gdy zabrakło mi pieniążków, pomyślałem: pójdę drugi raz. Poprzednio przedstawiłem się jako Czesław Łęcki, syn Zygmunta. Za drugim razem podałem: Zygmunt Łęcki, syn Czesława. Chwyciło.
Zaszczepili mnie, znów wpisywałem temperaturę, do drugiej tabelki. Uprzedzali, by nie pić. Znów dostałem 10 zł. Kiedyś sięgnąłem po piwo. Zaczęło mnie palić. Ale ogólnie nie czułem się źle. Raz nawet wypiłem wino. Gdy miałem lepszy dzień, to i dwa wypiłem.

Wreszcie pan Czesław poszedł po raz trzeci, kiedy znów był bez grosza. Tym razem dostał 5 zł. Jednak jedna z pracownic go rozpoznała. Powiedziała do koleżanek - Ten pan już był! Na tym się skończyło. Nikt nie sprawdzał ile razy pan Czesław otrzymał szczepionkę, ani jak wpłynęło to na stan jego zdrowia.

Na kawę i tabakę
Inny mieszkaniec schroniska Jan Frankiewicz, zaszczepił się w marcu. - Tylko nazwisko i imię podałem, nie żądali dowodu osobistego. Chcieli, abym podał poprzedni adres zamieszkania, a nie schroniska. Przeciwko jakiej grypie szczepili - nie wiem. Trochę dziwne, że płacili, ale jeśli dają pieniądze, to trzeba brać. Byłem dwa razy i dostałem po 10 zł. Miałem na bułki, kawę i tabakę! A za oddanie notatek dawali 5 zł. Wpisywałem temperaturę, najpierw mierząc sobie termometrem, a później "na oko". Człowiek czuje, czy ma gorączkę, czy nie. Później, chyba po wakacjach, przyszła do schroniska doktorowa, wysoka blondynka. Powiedziała nam, żeby się zgłaszać do przychodni, to nam wypłacą jeszcze po 60 zł! Gdybym wiedział, że to eksperyment, to bym się zastanowił, czy brać w nim udział.

Czesław Łęcki dodaje, że jego koledzy ze schroniska też chodzili na szczepienia po kilka razy. Wielu z nich ruszyło "w Polskę" i nie wiadomo dziś, gdzie są.
Kierownik schroniska Mieczysław Wacławski martwi się: - Nie wiedzą, czym ich zaszczepiono, nie mają ze sobą kartek informacyjnych. Jeśli któryś po szczepionkach zasłabnie lub się rozchoruje, lekarz nie będzie wiedział, jak mu pomóc.

Zakryte papiery
- Gdyby nie zrobił się wokół sprawy szum, do dziś wiele osób nie miałoby zielonego pojęcia, że za te szczepionki powinni dostać po 90 zł - mówi pacjentka (dane do wiadomości redakcji), która odkryła, że w przychodni były pokwitowania z jej podpisem świadczące o tym, że w marcu i i kwietniu odebrała po 30 zł. - Nie byłam wtedy w ogóle w przychodni. Nie wiedziałam, że za zaszczepienie przeciw grypie coś płacą! Na darmowe szczepienie namówiła mnie w marcu pielęgniarka, gdy czekałam na wizytę u lekarza. Wyglądałam fatalnie, z bólem barku i gorączką.

Możliwe, że jak ktoś z marginesu społecznego. Nie zbadał mnie lekarz, ale szczepionkę - jak mówiono - przeciw grypie sezonowej dostałam. Pielęgniarka zapytała tylko, czy nie jestem w ciąży. Zażartowałam, że w moim wieku już o tym nie myślę. Jednak radziła, by stosować środki antykoncepcyjne. Wydało mi się to dziwne. Dziś jest mi wstyd, że dałam się tak otumanić. Bo przychodnia ma moją zgodę na udział w programie badawczym. Z moim podpisem. Złożyłam go w rubryce jakiegoś formularza z górną częścią zakrytą papierami. Gdy się od znajomej dowiedziałam się, że dostaliśmy szczepionkę przeciw ptasiej grypie, byłam przerażona.

Wniosek o ściganie
- Podpisałam wniosek o ściganie medyków za wykonywanie doświadczeń na niczego nieświadomych ludziach - mówi inna kobieta (też nie chce ujawnić nazwiska). - Ja lekarza pierwszy raz zobaczyłam we wrześniu, gdy pani doktor Elżbieta P.-S. dała mi do ręki oświadczenie z moją zgodą na udział w programie. Sugerując, co mam zeznawać na policji. Sama ustaliłam, że jest to 13. strona obszernej "Informacji dla pacjenta", którą wszyscy testowani powinni otrzymać na początku programu klinicznego.

Miał być splendor
Cezary S., szef przychodni "Dobra Praktyka Lekarska" przekonuje, że przystąpił do programu badawczego, by Grudziądz miał udział w czymś tak wyjątkowym jak znalezienia skutecznej szczepionki przeciwko pandemicznemu wirusowi grypy H5N1.

Uważa jednak, że nie ma co robić afery wokół sprawy, gdy chodzi o tak ważne badania medyczne. Argumentuje: - Wirus H1N1, tzw. "Hiszpanki" w latach 1918-1919 pochłonął 20 mln ludzi. Jeśli H5N1 będzie się rozszerzał z podobną prędkością, w samej Europie umrze około 100 mln ludzi, bo śmiertelność sięga 54-60 proc. zarażonych wirusem H5N1. Tymczasem Grudziądz zamiast przyspieszyć prace nad znalezieniem skutecznej szczepionki, hamuje program. Z powodu zamieszania z wypłatami pieniędzy.

Wszyscy wiedzieli?
Zarzeka się, że wszyscy zaszczepieni w ramach programu klinicznego wiedzieli w czym uczestniczą. Wyrazili pisemną zgodę i nie ryzykowali zdrowiem.
- Przecież szczepionka ta jest zarejestrowana w USA, gdzie sprzedano jej aż 28 mln sztuk. Nasi podopieczni mogli wręcz odnieść korzyści z udziału w testach, jeśli szczepionka, którą otrzymali, będzie ich rzeczywiście chronić w przyszłości przed wirusem ptasiej grypy. Trudno jest to jednak przewidzieć. A korzyści finansowe? Za udział w badaniu klinicznym nie można płacić. Pacjent otrzymuje jedynie ryczałtowy zwrot kosztów podróży. W trzech ratach po 30 zł na wizytę, czyli 90 zł. Niektórzy z nich po otrzymaniu części pieniędzy kłócili się między sobą, oszukiwali nas, zgłaszając się po raz drugi po szczepienie i pieniądze. Nie wiedzieliśmy na początku, że są wśród nich mieszkańcy Schroniska Brata Alberta. Podawali nam adresy wcześniejszego miejsca zamieszkania. Wszyscy, którym należało się 90 zł, otrzymali je do dnia zakończenia badania, czyli 5 października. Sam zadzwoniłem do około 100 uczestników programu pytając, czy mają jakieś roszczenia. Nie mieli.

Tylko że Cezary S. nie nadzorował akcji szczepień, gdyż od 16 miesięcy jest na zwolnieniu lekarskim. Po wypadku przeszedł siedem operacji. W szpitalach spędził dziewięć miesięcy. Przychodnią w tym czasie kierowała jego żona Elżbieta P.-S.
- Sprawą szczepionek zajmował się zespół przeszkolonych lekarzy i pielęgniarek. Konsultowali ze mną telefonicznie najważniejsze sprawy - twierdzi jednak Cezary S.
Jego żona odmawia komentarza, tłumacząc się zakazem adwokatów.

Tajemnica handlowa w internecie
Czy za przeprowadzenie każdego szczepienia grudziądzka przychodnia otrzymywała 210 euro? - To tajemnica handlowa - ucina Cezary S. Tajemnicą handlową jest też podobno nazwa firmy, która zleciła badania nad szczepionką przeciw H5N1.
Jednak wystarczy kilka sekund, by tę wielka tajemnicę odsłonić! Wpiszmy "fluad - H5N1 informacja dla pacjenta" w wyszukiwarce "google", a w jednej chwili dowiemy się, że szczepionkę tę podawano w ramach programu sponsorowanego przez firmę Novartis Vaccines, dla grupy 4400 osób dorosłych i w podeszłym wieku w kilku krajach Europy, w tym w Polsce, Czechach i na Litwie. Z 13-stronicowej, dostępnej wszystkim informacji wyczytamy to, co musi wiedzieć pacjent, który zgodzi się wziąć udział w programie. Jest tam mowa też o ryzyku i ubezpieczeniu pacjentów. Jednak tej informacji pacjenci do ręki nie dostali. A bezdomni internetu nie mają. Nie wiedzieli nawet, o co i kogo mieliby pytać w razie czego.

Ministerstwo jest zbulwersowane
Cezary S. zaznacza, że na badanie szczepionki przeciw pandemicznej grypie wydało zgodę Ministerstwo Zdrowia i Centralna Ewidencja Badań Klinicznych. Wie o testowaniu szczepionki Główny Inspektor Sanitarny. Nie wiedzą jednak, jak ono w praktyce wyglądało.

Rzecznik Ministerstwa Zdrowia Paweł Trzciński jest zbulwersowany: - Każdy pacjent uczestniczący w takim programie musi dokładnie wiedzieć, jakie otrzymuje szczepionki. Nie można przed ludźmi zataić, że są objęci badaniami testowymi. To złamanie prawa. Jeśli zajmuje się tym policja i prokuratura, to dobrze.

Maryla Rzeszut

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska