MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zule do usług

Lucyna Talaśka-Klich
W nadleśnictwach mówią o nich zule, w skarbówce tytułują ich nawet przedsiębiorcami. Oni sami nazywają siebie naiwniakami: - Bo uwierzyliśmy, że jak przejdziemy na swoje i będziemy solidnie pracować, to nic złego nam się nie stanie.

     Zakłady Usług Leśnych zaczęły powstawać sześć lat temu. Pan Włodek tak wspomina rok 1995: - Byliśmy pełni obaw, ale tłumaczono nam, że musimy przejść do prywatnych firm. Mówiono: teraz to pożyjecie jak prywaciarze.
     Walka o przetrwanie
     
Początkowo było bardzo ciężko: - Nie każdy pracownik leśny miał predyspozycje do tego, żeby poprowadzić zakład - _mówi pan Włodek, którego firma mieści się pod Toruniem. - Nie ma co ukrywać, kiedyś w lasach pracowało wielu ludzi z podstawowym wykształceniem. Niektórzy nawet nie umieli się podpisać. Dla nich prowadzenie księgowości to była czarna magia. Oni mogli pozostać tylko wyrobnikami.
     Pan Włodek o księgowości też nie miał pojęcia, ale uparł się: - _Chciałem zaoszczędzić, więc uczyłem się wypisywania faktur, różnych druków... Początkowo miałem ogromne problemy z ZUS-em i skarbówką. Na wyrozumiałość urzędników liczyć nie mogłem. Kosztowało mnie to poloneza. Auto sprzedałem, żeby zapłacić karę za bałagan w papierach.

     - Niektórzy nie dali rady prowadzić księgowości - _twierdzi Włodzimierz Robert, nadleśniczy z Dąbrowy (gm. Jeżewo). - Od początku radziliśmy im, by korzystali z usług księgowej. Cała grupa mogłaby korzystać z pomocy jednej osoby. Ale oni tego nie chcą. Nam też byłoby łatwiej rozmawiać z jedną księgową niż dwudziestoma ZUL-ami. Czekamy, aż sami to zrozumieją.
     
- Co mamy zrozumieć? - denerwuje się pan Marian, właściciel podbydgoskiego ZUL-u. - My jesteśmy tylko zulami. Tak mówi się o każdym właścicielu zakładu, który żyje z roboty w lesie. A tej roboty jest coraz mniej. Mamy sobie nawzajem w papiery zaglądać? Przecież jesteśmy dla siebie konkurencją! Tu idzie walka o przetrwanie.
     Za najniższą pensję
     
W nadleśnictwie Woziwoda 18 Zakładów Usług Leśnych pracuje w 13 leśnictwach, w Szubinie 21 zakładów dba o lasy w 23 leśnictwach. Leśnicy chcieliby jednak, by ZUL-e były większe, a przez to prężniej działające. Wtedy jeden zakład mógłby obsługiwać co najmniej trzy leśnictwa. - _Nie chcielibyśmy nikogo na siłę eliminować z rynku - _mówi Piotr Kasprzyk, z-ca nadleśniczego w Woziwodzie. - Jednak moim zdaniem zakład składający się z dwóch, trzech pracowników jest z reguły gorzej wyposażony.
     Pan Stanisław ma pięciu pracowników. - _Zarabiają u mnie tyle, ile wynosi najniższa pensja. A pracują ciężko. _On też chodzi z pracownikami ciąć drewno. Sąsiedzi uważają go za pracowitego i solidnego człowieka. - Bardzo chciałbym zainwestować w wyposażenie, ale nie mam z czego. Co roku powinienem wydać na pilarkę i najtańsze ubranie robocze dla jednego pracownika około pięciu tysięcy złotych! Nawet nie mogę o tym pomarzyć! Pilarki kupuję na szrocie. Żeby tak jeszcze choć dwa najbliższe lata przetrwać...
     Jaka praca, taka... współpraca
     
Nadleśnictwa co roku wybierają zakłady do współpracy.
- Zgodnie z przepisami na pielęgnację czy zalesianie musimy organizować przetargi - mówi Kazimierz Stosik, nadleśniczy z Szubina. - Wygrywają ci, którzy nie tylko podadzą atrakcyjną cenę, ale są też dobrze wyposażeni i odpowiednio wyszkoleni.
     Niekiedy poziom wyszkolenia pozostawia wiele do życzenia. - _Najlepsi są ci, którzy byli kiedyś naszymi pracownikami - _uważa nadleśniczy. Nie zgadza się z nim pan Włodek: - Niejedna osoba "z zewnątrz", która wcześniej nie robiła w lesie, lepiej radzi sobie ze zrębem niż były pracownik, który nauczył się bumelować i brać pieniądze za nic. A za szkolenia ja odpowiadam. Byle kogo z piłą przy drzewie nie postawię.
     
- W nadleśnictwach zaczynają wydziwiać i szukają powodu, żeby się nas pozbyć - mówi pracownik ZUL-u. - Gdy przed laty kazali nam iść na prywatne firmy, to obiecywali, że robota będzie. A my byliśmy naiwni, bo uwierzyliśmy, że jak przejdziemy na swoje i będziemy solidnie pracować, to nic złego nam się nie stanie. Dziś mówią, że praca zostanie tylko dla najlepszych. A prawda jest taka, że nie wystarcza jej nawet dla takich. Poza tym dostajemy grosze.
     Oni albo my!
     
W nadleśnictwach najczęściej chwalą sobie współpracę z ZUL-ami.
- Wiem, że stawki są niewielkie - przyznaje Kazimierz Stosik. - Ale obowiązują nas przepisy, przetargi...
     Leśnicy twierdzą, że pomagają ZUL-om jak mogą: - _Organizujemy dla nich bezpłatne szkolenia BHP - _mówią.
     - _Doceniamy to, ale bardziej potrzebna jest nam praca za godziwe pieniądze - _tłumaczą w ZUL-ach.
     
- Martwię się o przyszłość firmy, bo nawet wygranie przetargu nie gwarantuje mi stałej pracy - dodaje pan Stanisław. - Podpisuję umowę na wykonanie określonych prac, których pomimo dobrych chęci - z obydwu stron - wykonać nie mogę. Nadleśnictwa nie mają pieniędzy nawet na pielęgnację lasów. Pracowników na razie nie zwalniam, no bo dokąd pójdą?
     
- Dopóki byliśmy pracownikami leśnymi, traktowano nas dobrze, teraz jesteśmy natrętami żebrzącymi o pracę - uważa pan Włodek. - My też się zmieniliśmy. Nawet doszło do tego, że kolegów z innych ZUL-i traktujemy jak wrogów. Albo oni przetrwają, albo my...
     Jeszcze w 2000 r. pan Waldemar liczył na to, że będzie miał pracę. Jego ZUL (w gm. Więcbork) w najlepszym okresie zatrudniał 20 osób, potem 10. Dziś jest na rencie. - _Nadleśnictwo nie podpisało z nim umowy, choć bardzo dobrze pracował, inwestował w sprzęt
- opowiada jego żona. - Bardzo to przeżył. Rozchorował się, trafił do szpitala. Mąż przez dwadzieścia pięć lat pracował w lesie. Nie mógł zrozumieć, że "zamknięto mu drogę" do czegoś, co tak bardzo lubił...
     PIP systematycznie kontroluje ZUL-e. Najwięcej zastrzeżeń inspektorów budzą: złe warunki pracy (brak posiłków, niewłaściwe siekiery, obracaki, ściągacze linowe), nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa (brak hełmów ochronnych, brak pomiarów natężenia dźwięku i drgań mechanicznych) oraz brak ważnych badań lekarskich (w jednym z kontrolowanych zakładów jego pracownicy mieli zaświadczenia wystawione przez felczera, w innym - jeden z zatrudnionych miał orzeczenie lekarskie dotyczące zajęcia przy produkcji styropianu). Najczęstszą przyczyną nieprawidłowości jest lekceważenie przepisów przez pracodawców.
     Spośród 810 Zakładów Usług Leśnych z województwa kujawsko-pomorskiego, aż 421 z nich to firmy jednoosobowe, od 2 do 5 osób zatrudniają 344 zakłady, od 6 do 10 - 32, a od 11 do 20 zaledwie 13 ZUL-i.


     
  • Zdaniem Aleksandra Skowrońskiego z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, w 810 ZUL-ach na terenie województwa kujawsko-pomorskiego pracuje około 1800 osób. W 1995 roku, kiedy zaczęły tworzyć się pierwsze zakłady, w nadleśnictwach zatrudnionych było 1814 osób, w 1996 - 1023, w 1997 - 570, w 1998 - 451, w 1999 - 398, w 2000 - 376, w 2001 - 360. Niebawem liczba ta jeszcze się zmniejszy, bo jak twierdzi Skowroński: - Namawiamy ludzi, by przechodzili do ZUL-i, bo w sektorze prywatnym będzie im lepiej. Przed 1995 rokiem w lasach naszego regionu zatrudniano ok. 1900 pracowników leśnych.
         

  • Z kolei szefowie ZUL-i szacują, że w ich zakładach pracuje ok. 80 proc. byłych pracowników leśnych. Uważają, że zaledwie kilka procent osób pracujących niegdyś w nadleśnictwach przeszło na emerytury, pozostali - między innymi z powodu bankructwa niektórych Zakładów Usług Leśnych - nie mają pracy.
         Imiona szefów Zakładów Usług Leśnych zostały zmienione.
         

  • od 7 lat
    Wideo

    Młodzi często pracują latem. Głównie bez umowy

    Dołącz do nas na Facebooku!

    Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

    Polub nas na Facebooku!

    Dołącz do nas na X!

    Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

    Obserwuj nas na X!

    Kontakt z redakcją

    Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

    Napisz do nas!

    Polecane oferty

    Materiały promocyjne partnera
    Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska