MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ziarkowscy, których wyrzucono z domu półtora roku temu, do wczoraj bezskutecznie prosili o pomoc

Joanna Lewandowska
fot. Joanna Lewandowska
- Jeśli wy nam nie pomożecie, spędzimy tę noc z dziećmi na ulicy! Jesteście naszą ostatnią deską ratunku! - płakali Ziarkowscy. Na szczęście, jeszcze wczoraj dostali dach nad głową.

www.pomorska.pl/wloclawek

Więcej informacji z Włocławka znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/wloclawek

Właścicielka mieszkania, w którym ostatnio przebywali Ziarkowscy kazała im się wyprowadzić. Od rana prosili znajomych o schronienie, ale wszyscy odmówili pomocy. Gdy nie znaleźli wsparcia także w Urzędzie Gminy w Kowalu, postanowili przyjechać do naszej redakcji.

- Tułamy się od kilkunastu miesięcy - opowiada Andrzej. - Często brakowało nam sił, ale jakoś sobie radziliśmy. Jednak dłużej już nie damy rady. Tak źle jeszcze nie było!

Problemy Ziarkowskich zaczęły się już w grudniu 2008 roku. Wcześniej w miarę zgodnie dzielili rodzinny dom Andrzeja z jego babką, matką, siostrą i jej rodziną. Skłócone strony podają różne wersje przyczyn konfliktu.

Ziarkowski mówi, że niesnaski zaczęły się od pożaru, po którym wziął kredyt na zniszczony sprzęt domowy. - Babcia i siostra, jako właścicielki największej części domu obiecały, że gdy tylko ubezpieczalnia wypłaci im odszkodowanie, spłacą pożyczkę - wspomina Andrzej. - Niestety, gdy zacząłem się tego domagać, wściekły się i zaczęły grozić, że wyrzucą mnie i moją rodzinę z domu. Tę obietnicę spełniły w sierpniu ubiegłego roku. - Nie pozwolili nam zabrać wszystkich naszych rzeczy - dodaje Ewa, żona Andrzeja. - Kilkakrotnie próbowaliśmy wracać do domu, wzywaliśmy na pomoc policję, ale nic to nie dało.

Siostra Andrzeja najpierw mówi, że wyrzuciła brata, bo nie podobało jej się jak odnosi się do swoich dzieci. Potem stwierdza, że nie życzy sobie, aby ich rodzinne sprawy były omawiane publicznie. - Nie będę tego komentować - ucina rozmowę.

Ziarkowscy przez kilkanaście miesięcy jakoś sobie radzili. Nie było im łatwo, bo czteroosobowa rodzina utrzymuje się tylko z renty chorobowej Andrzeja, który od urodzenia cierpi na niedowład prawej strony ciała. Ewa nie pracuje, choć jak mówi gotowa jest podjąć każdą ofertę. Długo pomagali im znajomi, ale przychodził czas, kiedy każdy z nich miał już dość lokatorów. - Prosiliśmy wójta o mieszkanie, ale choć zawsze słyszeliśmy obietnicę, nic się nie zmieniało - tłumaczą Ziarkowscy.

W tej dramatycznej sytuacji rodzinie starała się pomagać Maria Jeleń, dyrektorka szkoły w Nakonowie. - Brak mieszkania niekorzystnie odbija się na psychice dzieci, robimy, co w naszej mocy, żeby łagodzić negatywne skutki tej sytuacji, ale nie jesteśmy w stanie zapewnić tej rodzinie żadnego lokalu - wyjaśnia dyrektorka.

Taką możliwość mają tylko władze gminy. - Nie wiedziałem, że sprawa jest aż tak pilna - Stanisław Adamczyk, wójt Kowala tłumaczył wczoraj powody dla których gmina przez półtora roku nie pomogła rodzinie. Po naszej interwencji okazało się, że mimo braku lokali socjalnych można znaleźć rozwiązanie problemu. Wójt wynajął Ziarkowskim pokój w gospodarstwie agroturystycznym. Już wczoraj po południu gminny wóz zawiózł tam Ewę, Andrzeja i ich synów. Będą tam mieszkać na koszt gminy dopóki nie znajdzie się dla nich inne lokum. - Dziękujemy! Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie wasza pomoc- mówili wzruszeni.

Wójt Adamczyk obiecał również konsultację w sprawie Ziarkowskich z prawnikiem. Bo przecież Andrzej został wyrzucony z domu rodzinnego, w którym wciąż jest zameldowany i do którego ma prawo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska