MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Brzóska: - OSP w Golubiu-Dobrzyniu ma już 125 lat!

Rozmawiała Marlena Przybył
Przejął to zadanie po druhu Stanisławie Kwaśniku
Przejął to zadanie po druhu Stanisławie Kwaśniku MAP
O syrenie, której już nie słychać, podpalaczu i trudnych akcjach - przeczytaj rozmowę ze Zdzisławem Brzóską, prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Golubiu-Dobrzyniu, w latach 1956-91 komendantem miejscowej Powiatowej Straży Pożarnej.

- Nasza OSP świętuje w tym roku 125-lecie. Od 1975 jest Pan prezesem golubsko-dobrzyńskich ochotników. Dużo się przez te lata zmieniło?

- Teraz, kiedy mamy zawodowych strażaków, OSP nie wyjeżdża już do pożarów. Ale do 1989 roku, zanim powstała w naszym mieście Powiatowa Państwowa Straż Pożarna, na zew syreny to ochotnicy rzucali wszystkie codzienne obowiązki. Od kiedy stoi nowa remiza przy Lipnowskiej, syrena już w ogóle nie wyje, dziś wystarczą telefony komórkowe. Trudno uwierzyć, że kiedyś jechało się do pożaru "na łunę" czyli dopiero, gdy ktoś zauważył z daleka blask ognia.

- Pamięta Pan jakieś wyjątkowo trudne zadania?

- Każda akcja jest trudna. Człowiek jedzie i nie wie, co zastanie na miejscu. Przeprowadza się tak zwany wywiad ogniowy, najważniejsze co musi ustalić dowódca, to czy zagrożone jest życie ludzkie. Od tego zależą wszystkie decyzje.
Nie obliczałem nigdy przy ilu pożarach byłem. Ale jednego, rekordowego dnia w 1974 roku mieliśmy ich w powiecie aż 56.

- Kiedyś w okolicy grasował podpalacz, prawda?

- Tak, to było w latach 70., spowodował 18 pożarów, podłożył ogień nawet w kancelarii proboszcza. Nie spaliśmy całe noce i pilnowaliśmy. Udało się go schwytać przy pożarze stogu w PGR-ze w Sokołowie. Wszyscy byli zaskoczeni, a dla nas to był nawet trochę wstyd, bo okazało się, że to chłopak ze strażackiej drużyny młodzieżowej. Trafił do więzienia.

Do dziś wyraźnie pamiętam tragiczną sytuację w Morgowie sprzed wielu lat. To przeszło 30 km od miasta, kiedy dotarliśmy na miejsce, w płonącym budynku znaleźliśmy już tylko zwęglone dziecięce kości.

Ale więcej było dobrych chwil. Uratowało się dużo osób, nie sposób wymienić wszystkich. Dziękowali wiele razy.
Wyjeżdżaliśmy też do powodzi, czasem na kilka dni. Kontakt z rodziną to był jeden telefon na komendę - informacja, że jest spokojnie i to wszystko. Żona musiała się przyzwyczaić, choć jak się jechało na akcje, to nigdy nie było pewności, czy się wróci.

- A czym OSP zajmuje się dzisiaj? Wspominał Pan, że nie gasicie już pożarów.

- Tak, sprzęt i remizę przekazaliśmy zawodowcom. Teraz naszym zadaniem jest szkolić młodzież do zawodów. Niestety od trzech lat miasto nie ma swojej drużyny, bo brakuje chętnych, młodzi wolą inne rozrywki. Mamy nadzieję, że razem z harcerzami uda się znów powołać drużynę.

A naszą chlubą jest strażacka orkiestra dęta, której przewodzi Stanisław Daszkowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska