Włodzimierz Antkowiak
Włodzimierz Antkowiak
(ur. 1946 roku w Grudziądzu) pisarz. Ma na koncie ponad 20 książek - tomy poetyckie, prozę, reportaże i pozycje popularnonaukowe. Od 1994 roku pełni funkcję szefa Międzynarodowej Agencji Poszukiwawczej (MAP). Jest inicjatorem wytyczenia polskiej części szlaku św. Jakuba (Camino Polaco).
- Poszukiwania informacji o zapomnianych skarbach rozpoczął pan jako jeden z pierwszych w Polsce.
- Zanim zająłem się tym tematem, bardzo poważnie drążyła sprawę Służba Bezpieczeństwa. Prowadzono poszukiwania na szeroką skalę. Major Stanisław Siorek założył w tym celu stowarzyszenie i zebrał ogromne archiwum. Największe poszukiwania dotyczyły Lubiąża, gdzie znaleziono pocysterskie złote i srebrne monety. W sprawę zaangażowany był nawet gen. Kiszczak, a czynności wykonywało wojsko. Notabene monety zostały sprzedane za granicą. Odnalazłem majora Siorka, który sporo mi powiedział. Niestety, większość informacji posiadanych przez Służbę Bezpieczeństwa nie potwierdziła się. Opisałem to wszystko w swojej pierwszej książce o skarbach i wówczas już wszystko zaczęło się rozkręcać samo. Zgłaszali się do mnie ludzie, przekazywali mi różne historie, a ja jeździłem po Polsce i weryfikowałem je. Byłem też w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. To był czas, kiedy trwały tam zupełnie dzikie poszukiwania. Kilka osób zginęło, mówiło się o krwawych porachunkach między poszukiwaczami. Z czasem udało mi się nawiązać również kontakty z naukowcami, którym zawdzięczam wiele wskazówek i tropów. Zaczęliśmy wykorzystywać do badań radar geofizyczny, który w latach 90. był szczytem marzeń dla poszukiwaczy.
Przeczytaj także: Skarb znaleziony na polu. Przez przypadek, bo znalazca szukał... meteorytów
- Nadal prowadzi pan poszukiwania na własną rękę?
- Od 10 lat nie zajmuję się już poszukiwaniami. Zdobywam jedynie informacje. Wymogi ustawy o ochronie zabytków sprawiły, że zupełnie się to nie opłaca. Poszukiwania to ogromne koszty, a praktycznie wszystko trzeba oddać państwu. Ponieważ uniemożliwiono nam w praktyce poszukiwania, zająłem się nauką i stworzyłem nową gałąź wiedzy - tezaurologię, czyli naukę o skarbach (śmiech).
- Zachował pan tajemnice, którymi nie dzieli się z czytelnikami.
- Owszem. Mam lokalizację na Dolnym Śląsku - sztolnię w której ukryte zostały zabytki przywiezione kilkoma ciężarówkami. Informacja jest pewna, pochodzi od pasjonata z Niemiec, szefa dużego holdingu. On otrzymał ją od niemieckiego SS-mana, który osobiście nadzorował akcję pogłębiania sztolni i ukrywania skarbu. Znamy dokładne umiejscowienie kryjówki. Dopóki jednak rząd nie podpisze z nami umowy, która pozwoli nam zachować 50 proc. odnalezionych kosztowności, nie wskażę jej lokalizacji.
- Ile osób pomimo restrykcyjnych przepisów poszukuje skarbów?
- Około 50-60 tys. Efekt zmiany ustawy jest taki, że prowadzi się tysiące poszukiwań, a konserwatorzy wojewódzcy i tak nie mają zgłoszeń. Stworzono martwe prawo. Notabene w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wzrosła kultura tych poszukiwań. Nie zdarza się dzisiaj raczej, żeby poszukiwacze chodzili po zasianych polach, zwykle pytają też właścicieli terenu o zgodę i zakopują po sobie dołki. Oczywiście - jeśli posłuchać relacji - wszystkich znalezisk dokonuje się "przypadkowo" - szedł sobie człowiek przez las i nagle zahaczył butem o skarb (śmiech). Dziwnym sposobem skarby same wydostają się na powierzchnię.
- Najnowszą książkę poświęcił pan w całości skarbom podwodnym. Są ciekawsze niż te na suchym lądzie?
- Najważniejsze skarby na lądzie opisałem już w poprzednich książkach, więc przyszedł czas na te ukryte pod wodą. Jest to bardzo różnorodny zbiór przedmiotów.
- Poszukiwania podwodne to już nie jest zabawa dla amatorów.
- Zdziwiłby się pan widząc, jakim sprzętem dysponują amatorzy. Dostępność asortymentu do nurkowania jest dziś tak duża, że jak najbardziej z moich wskazówek mogą korzystać również amatorzy. To jest ciekawa forma rekreacji, choć użycie detektorów również pod wodą wymaga zgody konserwatora.
- Co można znaleźć pod wodą?
- W naszym regionie wód jest sporo, a co za tym idzie, sporo można w tych wodach znaleźć. Nam udało się swego czasu odnaleźć w Sępolence samobieżne działo szturmowe StuG IV, którego wówczas nie miał nikt inny na świecie. Trafiło do muzeum w Skarżysku-Kamiennej. Kilka lat później drugi egzemplarz znaleziony został w rzece Rgilewce i trafił do znakomitego Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu.
Skarbami stały się dziś głównie elementy uzbrojenia pancernego, bo wartość dobrze zachowanego sprzętu to często około 100--200 tys. euro. Wiem skądinąd, że tego typu znaleziska wyjeżdżają czasami z Polski za granicę. Jako złom zostały np. wywiezione do niemieckiego muzeum prototypowe pancerne kopuły (dwie były nad Drwęcą w Samborowie).
Na pewno ciekawe rzeczy kryje Jezioro Pakoskie, na dnie którego spoczywają szczątki rosyjskiego bombowca szturmowego Tu-2. Wpadł tam w 1952 roku.
Z kolei w stawach potorfiskowych w miejscowości Mokre utknął pod koniec wojny prawdopodobnie niemiecki Tygrys.
- Wierzy pan, że rakiety V2 również gdzieś się zachowały.
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wody w okolicy Wierzchucina w Borach Tucholskich kryją części rakiet V-2. Odnalezienie którejś z nich byłoby prawdziwą sensacją. Bardzo ciekawym miejscem jest kanał Trynka w podgrudziądzkiej Kłódce. Od dawna spływają do mnie informacje, że w okolicy dzisiejszej elektrowni wodnej żołnierze polscy jeszcze w sierpniu 1939 roku zakopali na dnie kanału (z kanału spuszczono wodę) kilka skrzyń z nieznaną zawartością. Sądzę, ze samo badanie magnetometrem mogłoby rozstrzygnąć wiele wątpliwości. Ja jednak na pewno tego nie zrobię, bo uzyskanie zgody od konserwatora na takie badania trwa miesiącami, a później trudno się doprosić, żeby któreś z naszych muzeów zaopiekowało się znaleziskiem.
- Pozostałości dawniejszej historii również odnajdziemy w naszych wodach? Każdemu poszukiwaczowi marzy się zapewne skrzynia złota.
- Jest i skrzynia. Historia dotyczy jeziora Sadłużek w powiecie radziejowskim, gdzie 27 września 1331 roku miała zostać zatopiona dębowa skrzynia z tzw. skarbem Łokietka. Był to majątek rycerzy biorących udział w bitwie pod Płowcami.
Dla mnie bardziej interesująca jest perspektywa odnalezienia w okolicy Chełmna tak zwanych młynów łodnych. Na pewno w czasach krzyżackich na wyspie koło Chełmna funkcjonował system złożony z 10-11 takich młynów. Do czasów współczesnych nie zachował się żaden. Wspaniale byłoby odkryć ich pozostałości. Uważam, że jest to jak najbardziej realne, skoro znajdujemy wraki statków z tamtego czasu.
- W swojej książce opisuje pan również sensacyjną historię bombardy wielkiego księcia Witolda.
- Tę informację zawdzięczam niedawno zmarłemu prof. Stanisławowi Alexandrowiczowi z UMK. Rzeczywiście, bombarda, która odlana została prawdopodobnie w Toruniu, spoczęła na dnie razem z końmi, a może i ludźmi księcia. Ślady tej tragedii powinny znakomicie zachować się na dnie Jeziora Golubskiego koło Ełku, ponieważ warstwa mułu sięga tam nawet kilkunastu metrów. Przyszłość może przynieść więc fascynujące odkrycia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Tak żyje "Biały Cygan" Bogdan Trojanek. Zna Viki Gabor, adoptował dziecko z klasztoru
- Skrzynecka przesadza z retuszem? Tak wymalowała się na wycieczkę. Jak w tym chodzić?
- Taka jest Roxie za kulisami "TzG". Prawda o jej zachowaniu wyszła na jaw [WIDEO]
- Jakie wykształcenie ma Jolanta Kwaśniewska? Będziecie zaskoczeni!