Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Torunianka udawała, że ma raka. Naciągała na pieniądze!

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Na tym profilu na FB Aldona G. prosiła o pieniądze na leczenie onkologiczne. Podany był numer konta bankowego do wpłat.
Na tym profilu na FB Aldona G. prosiła o pieniądze na leczenie onkologiczne. Podany był numer konta bankowego do wpłat.
- Chciałam tylko powiedzieć, że jest mi wstyd i mam teraz odwagę, by przyznać się do tak fatalnego błędu - mówi Aldona G.

Osoby, który od miesięcy śledziły wpisy na portalu FB, gdzie kobieta wstawiała swoje zdjęcia, informowała o efektach chemioterapii, są w szoku. Aldona mówiła, że potrzebuje pieniędzy, bo ma trójkę małych dzieci, a sama walczy z nowotworem szyjki macicy. Na fotografiach, które zamieszczała w sieci, widać było, że nie ma włosów - co miało uwiarygodnić, iż kobieta przechodzi ciężką terapię onkologiczną.

Niektórzy przekazywali słowa otuchy, inni pieniądze. Te płynęły też z zagranicy. Właścicielka przedsiębiorstwa usługowego, które działa w Holandii, jeszcze 14 listopada przelała Aldonie tysiąc złotych.- Zgłosiła się do mnie na FB. Napisała prywatnie, a ja widząc, że jest chora, przyjęłam ją do znajomych - mówi Edyta. Chce pozostać anonimowa. Podkreśla: - To dla mnie bardzo smutne i przykre, że dałam się tak wrobić.

Twierdzi, że gdy prawda wyszła na jaw, zwróciła się do Aldony i jej męża, by oddali całą sumę, albo choć jej część. Spotkała się z odmową. Dowiedziała się, że może iść na policję.- Wybaczam. Nie chcę oceniać innych, nie szukam zemsty. Pomogłam, bo mogłam to zrobić - zaznacza Edyta.

Inne osoby, które pomagały Aldonie, nie mogą się jednak pogodzić z faktem, że zostały wprowadzone w błąd. W piątek, kiedy rzekomo chora kobieta przyznała się, że kłamała, w sieci pojawiły się mocne komentarze.

„Jak tak można?” - napisała Małgorzata Płotka. „Znam ludzi, co naprawdę by potrzebowali pomocy, ale wstyd im, żeby kogoś nie urazić. Z choroby nie robi się żartów i w ten oto sposób ktoś naprawdę będzie potrzebował pomocy, a jej nie otrzyma, bo ludzie się przejadą na takiej PANI”.

Ile pieniędzy w sumie do niej trafiło? - Nikt nie wie, ile dostała od ludzi dobrej woli, bo nigdy na swoim koncie FB o tym nie pisała - mówi inna mieszkanka Torunia. To ona, wraz z koleżanką, jako pierwsze zorientowały się, że coś jest nie tak.

„Obudziłam się z bólem głowy. Pobudka była o 4:15. Porażka... Idę dzisiaj na badania. Trzymajcie kciuki, kochani.”

To jeden z ostatnich wpisów Aldony G. na portalu FB, gdzie prosiła o wpłacanie pieniędzy ze względu na ciężką chorobę, którą rzekomo przechodzi.

27 lipca zamieściła zdjęcie rąk z założonymi wenflonami . Podpisała je: „w szpitalu. jak leżałam na onkologi-ginekologi” (pisownia oryginalna). Na swoim profilu wklejała przetłumaczoną m.in. na niemiecki, angielski, arabski, niderlandzki i czeski tekst prośbę o pomoc.

W odruchu serca wysyłano Aldonie paczki. Jak ustaliliśmy, jeden z darczyńców miał przysłać z zagranicy lek wspierający terapię. Joanna, mieszkanka Torunia: - Zrobiłam zakupy za 100 zł, jak wielu innych.

Do apelu Aldony przyłączyła się jej siostra, Ewa M. Na FB napisała: „Kochani, proszę was o pomoc dla mojej siostrzyczki (...) potrzebna każda złotówka na leczenie. Parę tygodni temu okazało się, że jest rak szyjki macicy. Chemia daje w kość, strasznie się męczy. Błagam was, pomóżmy mojej niuni... A są 3 wspaniałe córeczki.”

Czy Ewa M. zamieszczając 14 września w sieci dramatyczną prośbę wiedziała, że jej siostra nie ma raka? Na pytanie wysłane Ewie M. nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Aldona prosiła o pomoc już w ubiegłym roku. - Błagam (...) Przyda się wszystko: jedzenie, środki czystości, ubrania i buty dla dziewczynek, zabawki. Może chcecie się Państwo czegoś pozbyć? - tymi słowami zaczynała się wiadomość wysłana do naszej redakcji w listopadzie 2014. Podczas wizyty u niej w domu mówiła o tym, że zależy jej na dzieciach. Opowiadała o córkach, z których najstarsza liczy 8 lat, a najmłodsza 2,5 roku i podobno ma wrodzoną wadę serca. Sama nie ma pracy, za to chorą trzustkę i cukrzycę.

Po tym artykule zgłaszali się Czytelnicy, deklarując pomoc.

W nocy z czwartku na piątek Aldona napisała w sieci: „Nie wiem, co mnie pokierowało do tak głupiego czynu. (...) Jestem jak marnotrawny syn.”

Dlaczego wymyśliła chorobę? W odpowiedzi na nasze pytania pozostawione w skrzynce głosowej w piątek po godz. 16 przyszedł SMS o treści: „Nie będę udzielać żadnej informacji. Nie mam siły na to.”

Sprawa mogłaby nie wyjść na jaw, gdyby nie zaangażowanie dwóch internautek, które natrafiły w sieci na inny profil Aldony. Widać ją tam na wystylizowanych zdjęciach, z fantazyjną fryzurą. Poniżej fotografie z włosami „na jeżyka”. I ani słowa o chorobie. - Daliśmy jej ultimatum - albo się przyzna, albo informujemy policję - mówi mieszkanka Torunia, która chce pozostać anonimowa.

Mundurowi na razie sprawdzają, czy ktokolwiek zgłosił się już w sprawie Aldony. - Sam fakt, że ktoś prosi o pieniądze, jeszcze nie jest dla nas podstawą do interwencji. Chyba że zgłosi się ktoś poszkodowany - mówi sierż. szt. Wojciech Chrostowski z Komendy Miejskiej Policji w Toruniu.

W 2013 roku w Bydgoszczy do prokuratury trafiła sprawa „Majki”, która również zbierała pieniądze na leczenie. Twierdziła, że ma białaczkę. Później wyznała, że to kłamstwo. Postępowanie zostało umorzone, bo „Majka” deklarowała zwrot wyłudzonych 4,5 tys. zł.

- Podobne sytuacje raczej nie zniechęcają darczyńców. Po uczuciu żalu i zawodu ci, którzy pomagali, będą robili to dalej. Chęć pomocy, empatia jest zakorzeniona w ludzkiej naturze i warunkowana również samooceną - wyjaśnia psycholog Przemysław Gorzelak z ośrodka psychoterapii „Odnowa” w Bydgoszczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska