Przeciąganie upadania

     Toruńska prokuratura wysłała przeciw nim akt oskarżenia. Dotyczy on czasów, gdy obaj panowie zasiadali w zarządzie spółki "General Modern System" (GMS). Chodzi o lata 2000 - 2004. Jeden był prezesem, drugi jego zastępcą.
     Zdaniem prokuratury, która oparła się na opiniach biegłych firma znajdowała się w tragicznej sytuacji finansowej. Jej zobowiązania były tak duże, że "GMS" nie był w stanie ich spłacić. Firma była winna na przykład 974 tysiące złotych za budowę hali. Około 500 tysięcy złotych wynosił sam dług, a drugie tyle odsetki. Procenty urosły tak bardzo, ponieważ zdaniem prokuratury, prezesi w nieskończoność przeciągali proces sądowy, który wytoczyła im firma stawiająca halę.
     Zgodnie z kodeksem spółek handlowych niezgłoszenie wniosku o upadłość jest przestępstwem. Brak takiego wniosku umożliwia wyprowadzenie majątku, gdy później syndyk nie ma czego sprzedać, by pospłacać długi.
     Prokuratura dowodzi, że tak było i w tym wypadku. Ustalono, że akcje zostały sprzedane po zaniżonej cenie toruńskiemu radnemu Radzimirowi Prusowi-Grobelskiemu. Radny znalazł się w kręgu zainteresowań prokuratury, ale żadnych zarzutów mu nie postawiono. Coś takiego nie jest bowiem przestępstw.
     Na zarzuty "załapał" się natomiast Olgierd D. i Jerzy P. W akcie oskarżenia wprost pada sformułowanie o wyprowadzaniu majątku. D. jest też prezesem jednego z największych developerów w regionie, a P. szefem firmy produkującej okna. Obaj nie przyznają się do winy. Za działanie na szkodę spółki i nie zgłoszenie wniosku o upadłość grozi 5 lat więzienia.