Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Toruń, którego nie ma, czyli wspomnienia chłopaka z Mokrego

Hanna Wittstock, animatorka kulturalna
Miasto, którego już nie ma, ocalić mogą tylko wspomnienia. Dzielnicę i ulicę również. Taką refleksję miałam w ubiegły piątek po spotkaniu z Mieczysławem Wilczewskim, autorem książki „Mój Toruń. Wspomnienia chłopaka z Mokrego”.

Było to wyjątkowe spotkanie. Wcale nie tylko dlatego, że sala widowiskowa Domu Muz była wypełniona po brzegi, co zdarza się niezwykle rzadko, gdy mamy do czynienia z zupełnie nieznanym autorem. Ale tego popołudnia zobaczyłam, jak bardzo ważny i wciąż żywy jest kawałek Torunia, którego już praktycznie nie ma i jedyna przestrzeń, w której może jeszcze przetrwać i wciąż istnieć, to pamięć, bezcenne źródło dla wspomnień. Miałam wrażenie, że spora większość uczestników tego spotkania znalazła się tam przygnana tęsknotą, tyleż za minionym czasem, co za swoją dawną dzielnicą, która systematycznie od kilku lat jest poddawana nowoczesnej przebudowie i zarówno jej historyczny charakter, jak i szczególny duch, jest już tam ledwie dostrzegalny. Książkę Mieczysława Wilczewskiego można traktować, jako swoisty wehikuł czasu, który przenosi czytelnika o prawie pół wieku do tej dzielnicy słynącej z pruskich murów, ogrodów i piekarni. Opowiada on o tamtejszym życiu codziennym i zwyczajach, swoim dorastaniu wśród kolegów i sąsiadów. Nic tam nie jest fikcją. Wszystkie osoby, miejsca i sytuacje były naprawdę i może dlatego ta opowieść tak mocno poruszyła ludzi związanych z Mokrym, bo podczas spotkania dorzucali swoje kawałki wspomnień.

Przypominali znanych i charakterystycznych mieszkańców, odtwarzali nieistniejące domy, sklepy, a przede wszystkim klimat. Była na tej sali atmosfera nieprawdopodobnej wspólnoty ludzi połączonych miłością do swojego kawałka miasta, którego już właściwie nie ma w tym kształcie, jaki pamiętają, a jaki wciąż żyje w nich. W ich głosach pojawiał się też cień smutku, że muszą patrzeć, jak domy z pruskiego muru, które kiedyś królowały w ich dzielnicy, stanowią teraz kłopotliwy element pośród wybujałych nowoczesnych domów. Za słowami nostalgii kryła się niezgoda na to, że prawie bezrefleksyjnie burzy się te pruskie mury, jako zbędne rudery, nie dostrzegając w nich wartości, jaka bezpowrotnie odchodzi.

Kilka dni temu przez moje mieszkanie przetoczyła się grupa majstrów, którzy to wymieniali instalację grzewczą, przesuwali meble, wiercili w ścianach, montowali nowe urządzenia, jak to przy remoncie. W pewnym momencie zobaczyłam, jak jeden z nich, co jakiś czas zatrzymuje się w pokoju, patrzy na mój odnowiony przedwojenny stół z krzesłami i zamyśla się. Zapytałam, co się stało. On na to odpowiedział: „Wie pani, też miałem kiedyś stare meble po dziadkach, duży kredens i taki stół z krzesłami. Myślałem, gdzie ja to wezmę do bloku. Zniszczone już trochę były. Porąbałem i spaliłem. A tu patrzę, jak ten stół ładnie wygląda z tymi nowymi meblami. Ech… I wie pani co, jakoś bardzo teraz żałuję.”

Zastanawiam się, czy do tych, którzy od kilku lat podejmują decyzje o burzeniu domów z pruskiego muru, by śladu po nich nie było, kiedyś przyjdzie taka refleksja, jak do tego majstra. Niewykluczone, że tak się stanie, gdy w ostatnim takim domu, będą na otwarciu muzeum pruskiego muru, ale wtedy też pozostanie im tylko westchnienie.

***
TVN Meteo, pogoda na dzień (26.07.2016) | KUJAWSKO-POMORSKIE

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska