Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Kolacja na cztery ręce” - premiera w Toruniu [zdjęcia]

Marta Siwicka
Pierwsza premiera w tymczasowej siedzibie. „Kolacja na cztery ręce” to opublikowany w 1985 r. dramat Paula Barza opowiadający o spotkaniu Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Haendla.
Pierwsza premiera w tymczasowej siedzibie. „Kolacja na cztery ręce” to opublikowany w 1985 r. dramat Paula Barza opowiadający o spotkaniu Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Haendla. Jacek Smarz
Pierwsza premiera w tymczasowej siedzibie. „Kolacja na cztery ręce” to opublikowany w 1985 r. dramat Paula Barza opowiadający o spotkaniu Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Haendla.

Do spotkania, o którym napisał, w rzeczywistości nigdy nie doszło, lecz sama idea takiej rozmowy rozbudza wyobraźnię.
W momencie trwania akcji spektaklu (1747 r.) Bach to niezamożny kantor miejski w lipskim kościele. Kompozytor dążył do objęcia tego stanowiska, mimo że wiązało się z mniejszym prestiżem – wcześniej był książęcym kapelmistrzem. Z kolei Haendel to światowiec, który komponował i grał dla króla. Na włoskich i angielskich scenach oklaskiwano jego opery, a w późniejszym czasie również słynne oratoria. „Kolacja na cztery ręce” to opowieść o zazdrości, która trawi dwóch wielkich kompozytorów. By przekonać się, jak wyjątkowy jest to temat, wystarczy przypomnieć wybitny film Miloša Formana „Amadeusz”, opowiadający historię chorobliwej zazdrości cesarskiego kapelmistrza Salierego, który mimo swych sukcesów, zazdrościł mniej docenianemu Mozartowi geniuszu. W moim odczuciu na deskach Teatru Muzycznego tylko częściowo udało się sprostać tej tematyce.

Choć spektakl jest tragikomedią, ani za mocno nie bawi, ani też szczególnie nie wzrusza. Przyjemnie słucha się muzycznych dykteryjek czy kąśliwych uwag artystów, jednak dramat obopólnego niespełnienia Bacha-geniusza i Haendla-idola mas wybrzmiewa słabo. A jest przecież coś głęboko ludzkiego i tragicznego w tym, że mimo sukcesów na wymarzonym polu, obaj wzajemnie sobie zazdroszczą tego, czego sami nie mają.

Zobacz także: Tragedia pod Golubiem. Zginęły dwie osoby [zdjęcia]

Spektakl jest współprodukcją z Teatrem Komedia we Wrocławiu i trudno oprzeć się wrażeniu, że produkcje własne Kujawsko-Pomorskiego Teatru Muzycznego wypadają znacznie ciekawej. Przykładem chociażby świetny spektakl „Jacek i Placek na tropie księżyca” czy przejmujący monodram „Jutro będzie za późno” – oba w reżyserii Agnieszki Płoszajskiej.

Również scenografia wywołuje mieszane wrażenia. W pierwszej scenie widzimy dwóch wielkich kompozytorów zastygłych w poważnych pozach za podświetlonymi od przodu ekranami. Oddzieleni od publiczności mleczną taflą, lekko niewyraźni, oświetleni blaskiem sławy. To wyidealizowany obraz, który tkwi w głowach muzycznej publiczności. Po chwili kompozytorzy schodzą z piedestałów, by ukazać nam się jako postaci z krwi i kości.

Szkoda, że prócz tego zabiegu, nic więcej w warstwie wizualnej nie zwraca uwagi. Scenografia jest oszczędna, bardzo dosłowna, ale niestety również tandetna. Szynki i pasztety ze sztucznego tworzywa przypominają plastikowe zabawki z wyposażenia domku dla lalek. Są to zresztą dokładnie te same rekwizyty, które pojawiły się na scenie Teatru Komedia. Warto natomiast pochwalić grę aktorów. Szczególnie uwagę zwracała kreacja Bacha Pawła Okońskigo, który potrafił oddać wszystkie namiętności targające kompozytorem.

Mam pytanie - rozmowa z Magdaleną Mateją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska