Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"W Polsce nie najlepiej przyjmuje się kobiety robiące karierę" - o równouprawnieniu z Zuzanną Lewicką-Burek

ak
Zuzanna Lewicka-Burek, Unia Europejskich Demokratów, pod czarnym parasolem na jednym z protestów
Zuzanna Lewicka-Burek, Unia Europejskich Demokratów, pod czarnym parasolem na jednym z protestów Agata Kozicka
Od 100 lat, kiedy to kobiety w Polsce otrzymały bierne i czynne prawa wyborcze, nadal walczymy o równouprawnienie. Głównie o zmianę mentalności społecznej, ale i o formalne prawa.

- Jutro rozpoczyna się dziesiąty już Ogólnopolski Kongres Kobiet. I do tego przypada w on w 100. rocznicę niepodległości.
- Ale co dla kobiet może ważniejsze – 100 lat po tym, jak uzyskałyśmy w naszym kraju czynne i bierne prawo wyborcze.

- No tak, minął cały wiek, epoka cała, a my tu nadal dyskutujemy o tym, jak spowodować, żeby było równouprawnienie.
- Zmiana mentalności w społeczeństwie nie jest taka prosta. Feminizm też się zmieniał. Mówi się o trzech falach liberalnego feminizmu. Pod koniec XIX wieku powstaje ruch sufrażystek nazywany pierwszą falą, które walczyły o prawa wyborcze i dostęp do edukacji. Te działania zakończyły się sukcesem. W latach 60. XX w. przyszła druga fala feminizmu – tego, w którym kobiety domagały równouprawnienie społeczne, chodziło im nie tylko o to, żeby prawo mówiło o równych prawach formalnych ale żeby kobiety traktowano nie gorzej niż mężczyzn. Feministki walczyły o wyrównanie wynagrodzeń za ta sama pracę dla kobiet i mężczyzn , dostęp do stanowisk kierowniczych, prawo do decydowania o własnym ciele a także o prawo do aborcji . Pojawiły się nurty radykalne ale ja optuję za feminizmem liberalnym. Teraz przyszła trzecia fala: to wielokulturowość, tożsamość etniczna, rasowa, religijna i seksualna. Feministki trzeciej fali można spotkać w każdym z wielu ruchów społecznych - ekologicznym, alterglobalistycznym, antywojennym - czy w działaniach na rzecz mniejszości seksualnych.

- Ale czy to znaczy, że poprzednie fale były skuteczne? Czy rzeczywiście mamy równy dostęp do edukacji, nauki, czy jesteśmy w społeczeństwie traktowane na równi z mężczyznami?
-Wiele się zmieniło, ale jeszcze bardzo dużo jest do zrobienia. Weźmy na przykład naukę. Nadal na uczelniach na kierunkach technicznych, a może powinnam nawet powiedzieć, tych kierunkach, po których można dostać lepiej płatną pracę, jest zdecydowana przewaga mężczyzn. Nadal większość wykładowców, profesorów stanowią mężczyźni,. Pierwszą kobieta rektorem wyższej uczelni była prof. Maria Radomska – w 1981 roku, a rektorem technicznej uczelni w Polsce po raz pierwszy została kobieta dopiero w 2008 roku (!) - prof. Maria Nowicka-Skowron.

- Mieliśmy przecież kilkadziesiąt lat lewicowego ustroju. Na zrównanie praw kobiet i mężczyzn pracowała nawet propaganda prl-owska.
- To co działo się w PRL-u nie miało nic wspólnego z feminizmem wręcz uważam że było szkodliwe dla całego ruchu. Przypomnijmy hasła: „Kobiety na traktory”, „Kobiety do kopalni”. Nie chodziło o prawa kobiet, ale o pozbawienie ich kobiecości, o stworzenie „ babochłopa ”. Najlepiej, żeby pracowały w najcięższych zawodach, a do tego były nadzorowane przez przełożonych mężczyzn i tak właśnie było za PRL-u. Prawie wyłącznie mężczyźni pełnili stanowiska kierownicze. Kobiety miały być robotnicami. Nie, to był ogromny krok wstecz w walce o równouprawnienie. Komunizm w bloku wschodnim wypaczał wszystko.

- No i we władzach państwowych też prawie się nie pojawiały.
- Pierwszą polską minister była Zofia Wasilkowska, minister sprawiedliwości w latach 1956-1957.Kolejna minister do polskiego trafiła dopiero – uwaga! - 20 lat później – to Maria Milczarek – minister administracji, gospodarki terenowej i ochrony środowiska. Poza nimi w najwyższych władzach byli właściwie sami mężczyźni. A pierwszą kobietą premierem była dopiero Hanna Suchocka w 1992 roku.

- Teraz mamy pań w rządzie troszkę więcej. Nadal jednak daleko nam do standardów hiszpańskich, gdzie dopiero co premier Sanchez wręczył tekę ministerialną 11 paniom i 6 panom.
- Za mało mamy kobiet w parlamencie. Proszę zauważyć, że jest nas ponad 50 proc. w społeczeństwie. Dlaczego nie mamy mieć adekwatnej reprezentacji w Sejmie?

- No właśnie. Może to nie chodzi o to, że nie dopuszcza się ich do władzy, ale wcale nie chcą iść na salony polityczne.

- No z jednej strony jest w tym ziarno prawdy - nie chcą. Mówią, że polityka jest brudna, nieuczciwa, agresywna, że nie chcą się w tym babrać. Ja im zawsze tłumaczę, że jest brudna i zła, bo nie ma tam Was. Z drugiej strony część naszego społeczeństwa nie najlepiej przyjmuje kobiety robiące karierę. Cały czas jeszcze pokutuje w przekonanie, że kobieta nie powinna wybierać kariery, że powinna wychować najpierw dziecko, że jej głównym zadaniem jest pielęgnowanie ogniska domowego. Praca jeszcze ok, ale już kariera to za dużo czasu wymaga.

- Ciekawe, czy są panowie, których się piętnuje za to, że robią karierę, a nie siedzą w domu i nie wychowują dzieci.

- Prawdą jest też, że kobiety chcą mieć wpływ na wychowanie swoich pociech. Nie chcą rezygnować z macierzyństwa i zadań z tym związanych. Rozwiązaniem byłaby pomoc państwa w takich sytuacjach. Odpowiednia opieka dla dzieci.

- Ale są przecież już nawet urlopy tacierzyńskie. Mama może wrócić do pracy, a tata zostaje z niemowlakiem.

- Zmiana postrzegania kobiety jako obywatela demokratycznego kraju powoli następuje. Nie oczekujmy że nagłe wszyscy mężczyźni i kobiety ulegną metamorfozie. To jest ewolucja świadomości społecznej, a zarazem tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. O nauce już mówiłam, o polityce – wspomniałam. Nawet w sztuce – wedle danych 70 procent dzieł trafiających na wystawy to prace mężczyzn. Prace kobiet, zarówno artystyczne, jak i naukowe są oceniane dużo gorzej lub nawet ignorowane. Mówimy tutaj o efekcie Matyldy, od Matildy Gage, która jako pierwsza już w XIX wieku zauważyła ten problem. Potwierdzają to eksperymenty naukowe. Dawano różnym grupom do oceny prace naukowe. Okazywało się, że ten sam tekst, pod którym podpisał się mężczyzna był lepiej oceniany niż gdy była podpisana pod nim kobieta.

- I to jest główny temat pojawiający się m.in. na kongresach kobiet?

- To jeden z wielu ważnych tematów. Tak jak choćby problem przemocy . Oczywiście przemoc dotyka nie tylko kobiety, ale statystyki są nieubłagane. Na prawie 92 tys. procedur wszczętych w 2016 roku przez policję w sprawie przemocy domowej ponad 68 tys. sprawców to mężczyźni, a kobiety to ok. 5,5 tys. Dalej – 67 tys. ofiar to kobiety, ponad 14 tys. to dzieci, a mężczyźni – ok. 10,5 tys. A przemoc fizyczna to tylko jedna z form przemocy. Bywa, że dużo trudniej poradzić sobie z przemocą psychiczną, ekonomiczną, seksualną.

- Ale kobiety wychodzą ostatnio na ulice w sprawie aborcji.

- Nie chodzi o samą aborcję, ale o prawo każdego obywatela do stanowienia o sobie. To nie powinno być zaskoczeniem dla nikogo, że większość pań i panów na tych marszach nie popiera aborcji, nigdy by się na nią nie zdecydowało i nikomu jej nie będzie doradzać. Po prostu walczą o to, żeby kobieta mogła sama zdecydować. Wielokrotnie powtarzałam, że nie mam prawa mówić innym co mają robić, ale sama nigdy bym się nie posunęła do aborcji. Jestem katoliczką.

- Feministka, katoliczka, organizatorka czarnych marszów. Nie ma w tym sprzeczności?
- Nie. W XX wieku nawet w kościele katolickim nastąpiły zmiany w traktowaniu kobiet. Jan Paweł II w Encyklice Evangelium Vitae (rozdział IV , punkt 99) nie boi się słowa „feminizm”. Pisze: „...kobiety mają do odegrania rolę wyjątkową, a może i decydującą, w sferze myśli i działania: mają stawać się promotorkami „nowego feminizmu”, który (…) umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego...”

- No to skąd to postrzeganie kobiet, jako służących, poddanych, wykonujących posłusznie polecenia?

- Z archetypów. Z bajek, w których kobietę trzeba ratować, którą można wykorzystać, jak np. książę, który całuje w letargu Śpiąca Królewnę, w których kobieta jest słaba, albo kłótliwa, głupia, itd. I zwykle podkreśla się jej zdolności rozrodcze. Kobieta równa się dobra matka. Od wczesnego dzieciństwa kobietom narzuca się takie wzorce. Chłopcy dostają do zabawy samochody, a dziewczynki lalki. Od najmłodszych lat wdrażane są w role opiekuńcze. Potem wyrastają „księżniczki z bajki”, które jednak muszą iść do pracy, gorzej opłacanej, które nie mają czasu spojrzeć w lusterko i zderzają się z rzeczywistością, która z bajką nie ma wiele wspólnego i przeżywają frustrację. Niezależnie od tego, czy nazwiemy się feministkami, czy nie, każda kobieta, powinna walczyć o swój dobrobyt i o swoje prawa. Jeżeli nadal pozwolimy mężczyznom decydować o naszych sprawach to nigdy nic nie osiągniemy.

- Czyli ma kobieta walczyć o swoje prawa nawet, jeśli nie chce?

- Czego nie chce? Żyć czy działać politycznie? Wystarczy, że będzie niezależna, nie podda się społecznym naciskom, będzie szczęśliwie realizująca się kobietą. Nie koniecznie w polityce ,wiele kobiet realizuje się w rodzinie i są szczęśliwe. Nie mogą jednak alienować się ze społeczeństwa. Mądre kobiety będą popierały aktywne politycznie koleżanki i znajome. To może być argumentem aby pójść na wybory i zagłosować na kobietę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska