Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmar rodziny Frelków z gminy Sośno. Dziś stracą dach nad głową...

Agnieszka Domka-Rybka [email protected]
Ryszard Frelke: - To dokumenty dotyczące naszej sprawy. Z wyglądu zwykły papier, a tyle na nim słów, które bardzo ranią. Jak mamy dalej normalnie żyć?Bożena Frelke: - To jest nasz rodzinny dom. Nawet nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej.
Ryszard Frelke: - To dokumenty dotyczące naszej sprawy. Z wyglądu zwykły papier, a tyle na nim słów, które bardzo ranią. Jak mamy dalej normalnie żyć?Bożena Frelke: - To jest nasz rodzinny dom. Nawet nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Agnieszka Domka-Rybka
Pan Bogdan wziął 6,5 tys. zł kredytu na używanego forda. Zdążył zapłacić trzy raty i stracił pracę. Dług rósł. Teraz rodzina Frelków przeżywa dramat. Ich dom został zlicytowany, a dzisiaj, 4 kwietnia, mają być eksmitowani.

Ojcowizna Bogdana Frelke została zlicytowana za zaledwie 49 tys. złotych. Nowa właścicielka wystawiła nieruchomość na sprzedaż w internecie pod kuszącym hasłem: "Zamienię dom na wsi na mieszkanie w Bydgoszczy. Bardzo ładna działka z dojściem do stawu, cena: tylko 129 tys. zł".

Czyli o 80 tys. zł więcej niż zapłaciła podczas licytacji.

Okolica jest rzeczywiście urokliwa. Do tegoż domu w Dębinach niedaleko Sośna (powiat sępoleński) prowadzi polna droga.

Historia, jakich wiele. Takie czasy?

Obok dwa duże stawy: z jednej i drugiej strony. Trzeci jest tuż za bardzo zadbanym podwórkiem. Wiosna w Dębinach wyraźnie budzi się do życia. W 58-metrowym domu są trzy pokoje, kuchnia, łazienka. Mieszkanie zadbane, choć widać, że zostało nadgryzione zębem czasu.

Historia Frelków pewnie nie jest wyjątkowa. Podobnie cierpi coraz więcej polskich rodzin. Wielu tym tragediom można było jednak w porę zapobiec.

W 2006 roku pan Bogdan, z zawodu spawacz, pracował na umowę zlecenie. W tej samej firmie, w której jego syn Krzysztof. Na różnych zmianach. Samochód mieli jeden, więc nie mogli razem dojeżdżać. Wtedy zapadła rodzinna decyzja, by wziąć kredyt na drugie auto. Za pożyczone z banku 6,5 tys. zł kupili używanego forda dla Krzysztofa.

- W 2007 roku mąż nagle został bez pracy - wspomina Bożena Frelke. - Zdążył zapłacić kilka rat. Później już nie mieliśmy z czego, a kredyt był na jego nazwisko.

Pana Bogdana nie ma dzisiaj w domu. - On nie miałby siły o tym wszystkim z panią rozmawiać ani nawet nas słuchać. To jest ponad jego siły. Stres go zabija, boję się! - rozpacza żona.

Opowiada, że raty za samochód nie były jedynym zobowiązaniem męża. Zaciągnął jeszcze jeden kredyt - 6 tys. zł w banku, w którym miał konto. Miał tam również przyznaną linię debetową: 8,5 tys. zł.

Nazbierało się łącznie ok. 20 tys. złotych zaległości, do których doszły z czasem jeszcze odsetki karne. Sprawę wzięli w swoje ręce najpierw wynajęci przez bank windykatorzy, a później komornik sądowy z Tucholi.

Gdy w 2011 roku pan Bogdan znowu złapał legalną fuchę, reakcja komornika była natychmiastowa. - Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego zajął tacie całą wypłatę, skoro inni zajmują tylko pół? - dziwi się drugi syn, Ryszard.

- Gdyby mąż nie prosił szefa o zaliczki, po 500-600 zł miesięcznie, nie mielibyśmy z czego żyć - dodaje pani Bożena. - Można tak w cywilizowanym kraju zostawić ludzi na pastwę losu?

Bogdan Frelke, mimo zajętej pensji, nie spłacił całego długu. Pracował tylko siedem miesięcy i na początku 2012 roku znowu został bez dochodu. Komornik zdążył w tym czasie ściągnąć z jego konta ok. 10 tys. złotych. Później, gdy już nie było z czego odzyskiwać należności, ruszyła bezwzględna biurokratyczna machina.

I tak: w styczniu 2012 roku odbyła się pierwsza licytacja domu w Dębinach. Bez skutku. Wówczas nikt nie kupił go za 79 tys. złotych. Został sprzedany pół roku później, podczas drugiej licytacji, za 49 tys. złotych.

Wersal to nie jest, tylko dach nad głową

- Mąż dostał ten dom od teścia w prezencie ślubnym - wspomina pani Bożena. - To jego ojcowizna! Mamy ją teraz oddać w obce ręce? Przyjdą nas wyrzucić z naszego rodzinnego domu, jak to? Może zdarzy się cud i będziemy mogli tutaj zostać... Może nowy właściciel nas nie wyrzuci.

Eksmisja wyznaczona jest na dzisiaj - 4 kwietnia.

Zwykle to wygląda tak: przyjeżdżają komornik, policja, pracownik socjalny, firma transportowa. Czasami ślusarz, gdy trzeba wyważyć drzwi. Koszty eksmisji ponosi dłużnik. Smutne, ale, niestety, tak to się odbywa.

Zobacz też: Eksmisja komornicza - tak to wygląda

- Proszę zobaczyć zdjęcia zastępczego mieszkania socjalnego, które przydzieliła nam gmina - pokazuje w telefonie komórkowym Ryszard. - Zrujnowana kuchnia, jeden pokój, wychodek na podwórku. Kiła!

- Wersal to może nie jest, 25 metrów kwadratowych, ale nie mamy w zasobach innych mieszkań - tłumaczy Piotr Dobrzański, sekretarz gminy Sośno. - Żal mi tych ludzi, spotkała ich wielka tragedia. Jednak będą musieli znaleźć dla siebie jakiś kąt, bo mieszkanie w Wąwelnie (10 km od Dębin - przyp. red.) jest zastępcze. Mogą w nim przebywać tylko pół roku. Zatrudniliśmy panią Bożenę w gminie na stanowisku pracownik gospodarczy. Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Chwalimy ją za sumienność i uczciwość. Wprawdzie w maju kończy się jej umowa, na pewno zostanie przedłużona.

Sekretarz Sośna wspomina, że w zeszłym roku Frelkowie otrzymali z gminy zasiłek na żywność: - Synowie, choć dorywczo, ale pracują. Rodzina na pewno sobie poradzi. W lokalu zastępczym może im być ciasno, ale wcześniej inna matka wychowała w nim trzech synów.

Janina Kowalska (na jej prośbę zmieniamy imię i nazwisko) jest nową właścicielką nieruchomości w Dębinach. Dzwonię pod numer podany w znanym internetowym portalu ogłoszeń lokalnych. Najpierw przedstawiam się jako potencjalny nabywca domu. - Tak, jest na sprzedaż. Cenę można negocjować, bo mieszkanie nadaje się do kapitalnego remontu. Trzeba w nie zainwestować - słyszę w słuchawce.

Po chwili przyznaję, że piszę tekst o Frelkach. - Kupiłam ten dom na licytacji, zgodnie z prawem - podkreśla pani Janina. - Nie zrobiłam nikomu krzywdy! Owszem, chcę go sprzedać, ale to inwestycja! Oczywiście ci ludzie mogliby w nim zostać na zasadzie wynajmu. Jednak słyszałam, że nie płacą rachunków. To więc ryzyko pozwolić im tam nadal mieszkać. Proszę zrozumieć, nie moja wina, że popadli w kłopoty. Każdy je ma, ja również, choć innej natury. Szczerze? Gdybym wiedziała, jakie będą problemy, nie wiem, czy zdecydowałabym się kupić ten dom.

Nowa właścicielka podkreśla, że dom został zlicytowany w czerwcu 2012 roku: - Od tego czasu minęły prawie dwa lata. Nikt tych ludzi nie wyrzucał na bruk. Mieli sporo czasu, by poszukać sobie innego lokum.

Komornik wiedział, ale nie powiedział

Robert Damski, rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej mówi, że w tym przypadku procedura była jak najbardziej prawidłowa. - Chciałbym zauważyć, że komornik ma prawo zająć całą pensję, jeśli to dochód ze zleceń, jak było w przypadku pana Bogdana. Gdyby chodziło o zwykłą umowę o pracę, wtedy jest to maksymalnie połowa wynagrodzenia, emeryturę i rentę - jedna czwarta - mówi Damski.

Dodaje, że jeżeli umowa zlecenie jest jedynym dochodem rodziny, dłużnik może wystąpić z pismem do komornika, by w poczet zaległości zaliczał połowę, a nie całość wynagrodzenia: - Powinien jednak przedstawić odpowiednie dokumenty potwierdzające, że tylko on jeden w rodzinie zarabia.

Zobacz też: Mop za złotówkę i meblościanka za 15 złotych - komornik licytuje rupiecie [zdjęcia]

Bogdan Frelke nie wiedział, że istnieje taka możliwość. Nikt mu przecież nie podpowiedział. - Komornik nie miał takiego obowiązku - twierdzi rzecznik KRK. Zadaniem komorników jest wydobycie pieniędzy dla wierzycieli. Bez względu na ludzki wymiar prowadzonych przez nich egzekucji.

W zeszłym roku do kancelarii komorniczych w całym kraju wpłynęło 8,5 tys. wniosków o tzw. dokonanie opróżnienia lokali z osób i rzeczy, z tego w 2,5 tys. przypadków dłużnicy nie mieli prawa do lokali zastępczych. Rzeczywiście doszło do 3,1 tys. eksmisji.

Coraz więcej osób ma kłopoty finansowe. W 2013 roku zadłużenie Polaków (obsługiwane przez firmę windykacyjną Kruk) sięgnęło 18 mld zł - to o ponad 2 mld zł więcej niż rok wcześniej. Były to przede wszystkim zaległości wynikające z niepłacenia rat kredytów i pożyczek. - Przyczyny są różne, czasem to zwolnienie z pracy, choroba lub utrata partnera życiowego, niekiedy wynik zbytniej rozrzutności czy braku wyobraźni - komentuje Karolina Barańska z Grupy Kruk. - Ponad 60 procent Polaków przyznaje, że na finansach zna się słabo lub bardzo słabo. Brak wiedzy i świadomości konsekwencji płynących z niewywiązywania się ze swoich zobowiązań może również prowadzić do zadłużenia.

Czytaj też: Średnie zadłużenie mieszkańca regionu wynosi 7 tys. zł. Są też tacy, którzy są winni nawet... 70 tysięcy!

***

Ryszard Frelke nie może pogodzić się, że choć ojciec miał zajętą całą pensję, ich dom został sprzedany - oni i tak zostali z długami: - Tyle pieniędzy poszło, a podobno mamy jeszcze 20 tys. zł długu! Przecież kredytów nie było aż tyle!? Nie rozumiem...

Bo naprawdę trudno się z tym pogodzić.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska