Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiesław Szczepański: - Ludzie to dla mnie najlepsze lekarstwo

Dariusz Nawrocki
Dariusz Nawrocki
Wiesław Szczepański od 35 lat choruje na Stwardnienie Rozsiane. Jest szefem stowarzyszenia "Inowrocław bez barier". Od lat walczy z kłodami, jakie urzędnicy rzucają niepełnosprawnym pod koła ich wózków inwalidzkich.
Wiesław Szczepański od 35 lat choruje na Stwardnienie Rozsiane. Jest szefem stowarzyszenia "Inowrocław bez barier". Od lat walczy z kłodami, jakie urzędnicy rzucają niepełnosprawnym pod koła ich wózków inwalidzkich. Dariusz Nawrocki
Wiesław Szczepański z Inowrocławia wszystko w życiu robi z pasją. Tej werwy nie stracił nawet, gdy poważnie zachorował.

Wiesław Szczepański od 35 lat choruje na Stwardnienie Rozsiane. Jest szefem stowarzyszenia "Inowrocław bez barier". Od lat walczy z kłodami, jakie urzędnicy rzucają niepełnosprawnym pod koła ich wózków inwalidzkich. Został laureatem wojewódzkiego etapu konkursu "Lodołamacze 2015". Otrzymał specjalny, honorowy tytuł.

Wiesław Szczepański - "Lodołamacz" z Inowrocławia. Wreszcie doceniony!

Byłem w tym dobry

Gdy był dzieckiem, chciał być kolarzem. - Mieszkałem przy ulicy Młyńskiej. Było tam dwóch jedynaków, którzy mieli rowery wyścigowe. Rodzice im kupili. Mój ojciec nie zarabiał tak dobrze, więc ścigałem się z nimi na jego ruskim rowerze. Zawsze byłem pierwszy - wspomina pan Wiesław. Marzył o prawdziwej wyścigówce marki "Huragan", która kosztowała 2400 złotych. Poszedł więc do pracy. Miał dopiero 15 lat, więc umowę podpisał jego szwagier. - Malowałem zbiornik na dachu Energetyka. Były wakacje. Na dole słyszałem hałasy i krzyki. Dzieci bawiły się na basenie, a ja harowałem na górze - opowiada. Ale pieniądze zarobił i rower sobie kupił.

Stał raz ze swoją wyścigówką na ulicy Młyńskiej. Ulica Toruńską na Toruń mknęli kolarze. - Jedź z nami - krzyknął jeden z nich. Trenowali zrywy. - Byłem w tym dobry. Zawsze i odskakiwałem. Wróciłem więc do domu uradowany i powiedziałem tacie, że dałem radę prawdziwym kolarzom - wspomina.

No i zaczął się ścigać. A wyścigów wówczas było znacznie więcej niż dziś. W trakcie sprawdzianu kadry LZS województwa kujawsko-pomorskiego 5-kilometrową "czasówkę" zrobił w 7 minut i 20 sekund. Zajął pierwsze miejsce. Miał wówczas 16 lat. - Wtedy to zaczęli mi do domu przesyłać plany treningowe - wspomina. Jego największym sukcesem był jednak brąz na mistrzostwach Pomorza w drużynowej jeździe na czas.

Miał duży talent, ale - jak sam twierdzi - pecha miał zdecydowanie większego. W decydujących momentach najważniejszych zawodów psuł mu się rower. Raz z całym impetem wpadł w dziurę i koło mu pękło. Innym razem przed samymi zawodami przewodniczący LZS dał mu dwie nowe opony i kazał mu je założyć. Niechętnie, ale jednak zrealizował polecenie prezesa. Opon nie podkleił. Nie było na to czasu. Wystartował. Przez cały wyścig był w czołówce. Trzymał ósmą pozycję. 200 metrów przed stadionem z opony zrobił się flak.

- Rower na plecy i biegiem na stadion. Chłop stał z rowerem typu "damka". Wziąłem mu ten rower i dawaj przed siebie. Ludzie krzyczeli: "Królak, Królak!". Ubaw był niezły. Na metę wpadłem na szesnastej pozycji - zdradza z uśmiechem. Gdy na jednych z ważniejszych zawodów poturbował się, zrezygnował z kolarstwa.

To była moja druga rodzina

Znalazł inną pasję - pszczelarstwo. Miłością do pszczół zaraził go Daniel Sarna, jego zdaniem jeden z najlepszych pszczelarzy w Polsce. Podglądał go przy pracy. Pomagał mu. Po dwóch latach kupił od niego 5 uli. I wkręcił się na całego.

- Miałem 60 rodzin pszczelich. To była moja druga rodzina. Zakochany w tych pszczołach jestem do dzisiaj. Mimo że ich już nie mam, to nadal jestem członkiem koła pszczelarskiego w Inowrocławiu. Organizuję prelekcje dla młodzieży i dla przedszkolaków - opowiada.

Gdy zachorował, musiał sprzedać swoje pszczoły. Żal było się z nimi rozstać. Dzięki swojemu charakterowi jednak szybko do siebie doszedłem - zdradza.

To jest moje lekarstwo

Zaczął działać społecznie. - Dla mnie najlepszą terapią jest kontakt z ludźmi. To jest moje lekarstwo. Przez tę moja działalność poznałem multum ludzi i ciągle poznaje nowych. Wielu mówi mi "dzień dobry", a ja nawet nie wiem, kto to jest - wyznaje.
Jest głęboko wierzącym człowiekiem. Ciągle powtarza, że nie ma do Boga pretensji o to, co go w życiu spotkało. Nie użala się nad sobą, nie narzeka. Wręcz przeciwnie. - Gdybym był zdrowy, pewnie siedziałbym z tymi swoim pszczółkami. A tak poznaję fantastycznych ludzi - mówi z uśmiechem.

Ma spotkania z młodzieżą, prelekcje w kościołach. Swoim słuchaczom mówi o sensie życia. Nie narzeka. Nie pyta: "Boże, dlaczego ja?". Cytuje Adama Asnyka: "Nie pomogą próżne żale. Ból swój niebu trza polecić. A samemu wciąż wytrwale trzeba naprzód iść i świecić".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska