Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak dyrektor urzędu pracy z Inowrocławia na wsi rozrabiał

Dariusz Nawrocki
Dariusz Nawrocki
Przemysław Stefański obserwuje Anakondę, ćwiczenia wojskowe w Kijewie
Przemysław Stefański obserwuje Anakondę, ćwiczenia wojskowe w Kijewie Archiwum
Przemysław Stefański opowiada nam o ucieczce z przedszkola, zjeżdżaniu ze stogu siana na sankach i o wiejskim żubrze.

Przemysław Stefański jest dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy i przewodniczącym Rady Miejskiej w Gniewkowie.
Jak był małym dzieckiem, nie lubił się uczyć. - Wolałem się bawić i rozrabiać - zdradza. Zaczął bardzo wcześnie, bo już w przedszkolu. Wyszedł na chwilę do toalety. Wspiął się na spłuczkę (- Musiał to być dolnopłuk - wspomina), przecisnął się przez kraty w oknie i uciekł na miasto. Trochę sobie pospacerował po Inowrocławiu. Na dłużej zatrzymał się przy pracującej koparce. Małym Przemkiem zainteresował się milicjant i doprowadził go na miejsce. - Mój wyczyn postawił na nogi trochę osób. Moja kochana mama uległa moim prośbom i więcej już do przedszkola nie poszedłem - opowiada z uśmiechem.

Coś wspaniałego!

W podstawówce też był małym rojberkiem. Każda wolną chwilę spędzał na wsi, w Szadłowicach, u babci i dziadka. - Tam się dopiero grandziło. Ekipa zawsze na mnie czekała - zdradza. Grali w piłkę na pastwisku i na lotnisku wojskowym. Żołnierze ich przepędzali, a oni znów wracali. Biegali w zbożu, kukurydzy, konopii. - Hitem było zjeżdżanie ze stogu siana na sankach. Coś wspaniałego! Osiągało się szybkość dźwięku. Chyba, że trafiało się na odkrytą skibę ziemi. Wówczas sanki zostawały, a saneczkarz leciał dalej - wspomina.

W I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Kasprowicza okrzepł. - Temperament pozostał. Tutaj już jednak nie było taryfy ulgowej. To liceum zmuszało do myślenia o przyszłości. Ja się tutaj nauczyłem, że na zajęcia trzeba przychodzić przygotowanym. Dzięki temu na studiach nie miałem już żadnych problemów - zdradza.
Jak był małym brzdącem, chciał być weterynarzem i zajmować się zwierzętami. Na weterynarię jednak nie poszedł. Ostatecznie wybrał zootechnikę. I choć jego dziecięce marzenia się do końca nie zrealizowały, miłość do natury i przyrody pozostała. Kocha zwłaszcza polskie góry.

- Jeśli mam jechać nad morze, to wolę jechać w góry. Cały czas je odkrywam - zdradza. W tym roku urlop spędzi w Pieninach. Uwielbia fotografować przyrodę. Przekonuje, że dzisiaj fotografia to bardziej technika niż umiejętności. Wspomina dawne czasy. - Fotografowałem mieniaka tęczowca aparatem Zenit na analogowym filmie. Aby uzyskać barwę strukturalną trzeba było długo leżeć na asfalcie przy końskim mierzwie. Żona musiała pilnować, żeby mnie samochód nie przejechał. A dziś ustawia się spust, robi się trzysta zdjęć i jakieś w końcu wyjdzie - śmieje się.

W Szadłowicach był żubr

Od dziecka związany był z Szadłowicami. Tu mieszkali jego dziadkowie. Jego mama stąd pochodzi. Tutaj poznał swoją żonę. W Szadłowicach zdecydował się zamieszkać. Intensywnie działa na rzecz swojego środowiska. Przykład?
- Zawsze marzyłem o tym, żeby w Szadłowicach był klub sportowy. I jest. W końcu osiąga jakieś wyniki. W tym roku zajęliśmy drugie miejsce w B-klasie. A-klasa to jest szczyt naszych marzeń - zdradza.

Zbiera pamiątki związane z Szadłowicami. Napisał o niej książkę. - Starsi ludzie opowiadają przepiękne rzeczy. Mam wiele nagrań. Mój dziadek opowiadał mi kiedyś, że w Szadłowicach w dwudziestoleciu międzywojennym był żubr. Nie wierzyłem mu. Dzisiaj wiem, że żubr był. Mam to udokumentowane. Może jeszcze kiedyś napiszę coś na ten temat - opowiada. Okazuje się, że właściciel Szadłowic kupił od cyrkowców cielę. Nikt nie wiedział co to jest, dopóki nie urosło. Wtedy zaczęło wzbudzać sensację. Okazało się, że jest to żubr. W czasie wojny został skonfiskowany i przewieziony do ogrodu zoologicznego w Warszawie. - Swoje życie zakończył prawdopodobnie w czasie powstania warszawskiego - zdradza pan dyrektor.

Podobnych historii zna dużo więcej. Dokumentuje te opowieści, zbiera zdjęcia. - Lokomobile znalazłem. Zaprzęgi w woły również. Cały czas poszukuję zdjęć konnych wagoników do transportu buraków. Ludzie tworzyli historię, tworzą ją i tworzyć będą. Poszukuję zdjęć, by upamiętnić, że po tej ziemi stąpali, coś konkretnego dla swojej miejscowości zrobili. Zasłużyli na to - wyznaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska