Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poseł Janusz Dzięcioł: - Platforma straci na tym, że mnie wyautowała [rozmowa]

Przemysław Decker
Zanim został posłem był komendantem straży miejskiej w Świeciu. Jako poseł świetnie czuł się w różnych rolach.
Zanim został posłem był komendantem straży miejskiej w Świeciu. Jako poseł świetnie czuł się w różnych rolach. Andrzej Bartniak/Archiwum GP
Janusz Dzięcioł posłem był przez dwie kadencje. Teraz robi przerwę od polityki. Zamierza wrócić do „zwykłej” pracy.

Co tak pusto w pana biurze poselskim? Już wyprowadzka?
Powoli zaczynamy się pakować. Przez te wszystkie lata jak byłem posłem trochę rzeczy się tutaj nazbierało.

Dlaczego mówi pan w czasie przeszłym, skoro wciąż sprawuje pan mandat?
No tak, jeszcze jakieś dwa miesiące. Posłem oficjalnie przestanę być dzień przed zaprzysiężeniem nowego Sejmu.

Czytaj: Janusz Dzięcioł: - Mogę wrócić do pracy w Świeciu

Co się stanie z wyposażeniem biura poselskiego?
Co moje, to zabiorę. Co nie moje, czyli meble i sprzęt biurowy wróci do Sejmu. Potem zostaną one przekazany nowym posłom.

A pan czym się zajmie?
Trochę będę chciał odpocząć. A później, choć nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, raczej wrócę do pracy w Świeciu, gdzie się dobrze czułem. Zgodnie z przepisami, mam do tego prawo.

Na stanowisko komendanta świeckiej straży miejskiej, którym pan był przed rozpoczęciem przygody z wielką polityką?

Na pewno: nie. Świecka straż ma komendanta. Poukładał sobie pracę, ma swoją wizję i priorytety. Nie ma żadnego powodu, aby go zmieniać, bo wraca Janusz Dzięcioł.

Czyli urząd miasta, ale inne stanowisko?
tak. Rozmawiałem już na ten temat z burmistrzem Świecia. Przyjął to do wiadomości. Nie chcę mu narzucać, co chciałbym robić. Po prostu spokojnie czekam na propozycję.

Padły jakieś terminy?
Nie. Ale myślę, że od 1 stycznia, po załatwieniu wszystkich spraw związanych z zamknięciem biura poselskiego, będę mógł wrócić do pracy.

Praca posła i samorządowego urzędnika to dwa różne światy. Po ośmiu latach może być trudno się przestawić.
Pracowałem w różnych miejscach, robiłem różne rzeczy, więc się nie obawiam. Jak już się dowiem, czym konkretnie będę się zajmował, to się do tego przygotuję. Nie jest to dla mnie wielki problem. Liczy się zapał do pracy, a mnie go nie brakuje. Jako poseł sam stawiałem sobie zadania, teraz będę realizował priorytety wynikające ze stanowiska.

Da się tęsknić za Wiejską?
Posłem się bywa. Szkoda mi tylko, że nie będę mógł zakończył spraw i projektów, które prowadziłem. Co mam więcej powiedzieć? Trudno... życie toczy się dalej.

Kiedy zapadła ostateczna decyzja, że nie startuje pan w wyborach?
3-4 tygodnie temu. Kiedy okazało się, że Platforma Obywatelska nie chce mnie na listach, mogłem z własnego komitetu wystartować do Senatu. Żeby jednak zrobić dobrą kampanię, potrzebne są duże pieniądze, których nie mam. A gdybym nawet je miał, to chyba bałbym się zaryzykować. Dwa czy trzy razy startowałem z własnego komitetu i przegrywałem.

Wielu grudziądzan mówi: Dzięcioł nie startuje? Niemożliwe!
Ludzie dzwonią do mnie i pytają: „Dlaczego pan nie wywiesza plakatów, skoro wszyscy już wywieszają?”. I co ja mam powiedzieć? Jedynie to, że niektórzy działacze Platformy pozbyli się człowieka, który w ostatnich wyborach z ostatniego miejsca zdobył ok. 14 tysięcy głosów. Platforma straci na tym, że mnie wyautowała. Stracić może również Grudziądz, bo wygląda na to, że po wyborach w ogóle nie będzie miał posła.

Kto najbardziej się przyczynił do tego, że nie znalazł się pan na liście PO?
Poseł Tomasz Szymański obawiał się, że jestem zbyt silny i odbiorę mu dużo głosów. Z podobnego założenia wyszedł Tomasz Lenz, szef PO w regionie, który nie umieścił mojego nazwiska na liście.

Ewa Kopacz nie pomogła panu?
Wiem, że poseł Lenz na zarządzie krajowym PO mocno zabiegał o to, aby mnie utrącić. Moi przeciwnicy okazali się zbyt silni.

Tomasz Lenz mówił „Pomorskiej”, że w kampanii przed wyborami samorządowymi stosował pan „brudne metody”.
- Nie zgadzałem się z tym, jak grudziądzka Platforma rządzi miastem i głośno o tym mówiłem. Nie żałuję, że wystartowałem w wyborach samorządowych.

Gdyby pan odpuścił walkę o fotel prezydenta Grudziądza, to byłby pan kandydatem PO na posła?
Byłoby trudno. Przypomnę, że cztery lata temu niektórzy lokalni działacze PO także robili mi pod górkę. Najpierw dali mi odległe miejsce na liście, a potem ostatecznie wylądowałem na ostatnim. Byli pewni, że z takiej pozycji nie dam rady. Przeliczyli się.

A nie żałuje pan gazetki wyborczej „Koalicji Janusza Dzięcioła”, w której znalazło się wiele nieprawdziwych informacji. Potwierdził to sąd.

Niedługo przed wyborami zachorował, a później zmarł mój ojciec, więc musiałem na jakiś czas odpuścić kampanię i nie dopilnowałem wszystkiego. Ta gazetka była źle wydana.

Prezydent Malinowski nazwał pana wówczas oszustem.
Spotkaliśmy się po wyborach, ale o tym nie rozmawialiśmy. Skupiliśmy się na tym, jak uniknąć zgrzytów do końca mojej kadencji.

Często pan mówił, że poseł musi być wśród ludzi.
Przez obie kadencje tym się kierowałem. Jeśli ktoś mnie gdzieś zapraszał, to wsiadałem do auta i jechałem. Przez osiem lat średnio w miesiącu pokonywałem 4,5 tys. km.

Auta dostały w kość.
Najpierw zajechałem mercedesa, później peugeota. Teraz mam trzeci samochód, który, mam nadzieję, będzie dłużej mi służył.

Zapraszali pana wszędzie. Nie denerwowało to pana?
Denerwowało mnie to, że zaproszeń było wiele, a ja nie mogę wszędzie zdążyć. Dziękuję wszystkim tym, którzy mnie zapraszali, współpracowali ze mną i przychodzili do mojego biura po pomoc. Cieszę się, że wiele zgłoszonych przez nich spraw udało się załatwić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska