Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kupiecka Mostowa

Małgorzata Wąsacz [email protected]
Pod koniec XIX wieku po obu stronach ulicy  Mostowej ciągnęły się rzędy kamienic.
Pod koniec XIX wieku po obu stronach ulicy Mostowej ciągnęły się rzędy kamienic.
Przed wojną w sklepach na Mostowej zakupów nie robili ludzie biedni. To była ulica handlowa z prawdziwego zdarzenia, więc i ceny były o kilka groszy wyższe niż gdzie indziej. Ale i tak tutejsi kupcy nie narzekali na brak klientów.

     - Sklepy sklepami, ale gdy patrzę na pocztówkę przedstawiającą zabudowania Mostowej i wiem, że niedawno skończył się okres bożonarodzeniowy, to mam przed oczyma pewien obraz. Tuż przed Gwiazdką po prawej stronie ulicy, przed witrynami sklepów, swoje małe stoliczki rozstawiali biedacy, najczęściej bezrobotni. Sprzedawali gwiazdorki i inne ozdoby z czekolady. Zachwalali je tak: "Gwiazdory po pięćdziesiąt groszy, trzy za złotówkę". To były lata trzydzieste, czas ogromnego kryzysu gospodarczego. Wiele rodzin żyło w nędzy - wspomina Mieczysław Michał Finkelstein - z zawodu nauczyciel, pracował w oświacie, przez wiele lat kierował Milicyjną Izbą Dziecka w Bydgoszczy.
     Sklepy dla bogatych
     
Było też wielu bogatych mieszkańców miasta. To właśnie oni wybierali się na zakupy na Mostową. Dużym powodzeniem cieszył się sklep bławatny Matza. Mieścił się po prawej stronie, na rogu Mostowej i Starego Rynku. - Głośny stał się w 1938 roku. Wtedy na szybach sklepów przy Długiej, prowadzonych w ogromnej większości przez Żydów, zaczęły pojawiać się napisy: "Nie kupuj u Żyda". Natomiast na sklepach niemieckich ktoś napisał: "Nie kupuj u Niemca". Gdy taki napis pojawił się u Matza, natychmiast wykupił ogromne, zresztą bardzo drogie, ogłoszenie w bydgoskich gazetach. Można było w nim przeczytać, że jest polskim przedsiębiorcą, co było wierutnym kłamstwem. Gdy tylko Niemcy wkroczyli do Bydgoszczy we wrześniu 1939 roku, Matz natychmiast stał się firmą niemiecką! - opowiada pan Mieczysław.
     Romuald Pilaczyński - kupiec, syn kupca Józefa Pilaczyńskiego, pracował w spółdzielczości, dyrektor biura "Automobilklubu Bydgoskiego", honorowy prezes Automobilklubu oraz zarządu okręgowego PZMot - dodaje: - Po lewej stronie, na rogu Mostowej i Grodzkiej swój sklep o nazwie "Hubertus" miał Michał Pilaczyński. To nie moja rodzina - od razu zastrzega pan Romuald. - W "Hubertusie" można było kupić broń myśliwską i wszelkie akcesoria niezbędne na polowanie.
     Wielu stałych klientów miał również sklep z wyrobami czekoladowymi przy ul. Mostowej 9. Podobnie jak trzy inne w Bydgoszczy, należał do Franza Lehmanna. Fabryka Lehmanna "Lukullus" była w okresie międzywojennym głównym konkurentem "Wedla".
     Klienci chętnie zaglądali też do piętrowego sklepu bławatnego H
     Inwentura do nocy
     
Alojzy Bukolt - pracował na różnych stanowiskach w Instytucie Wydawniczym Biblioteka Polska, potem kierował Okręgowym Zarządem Kin i Centralą Rozpowszechniania Filmów w Bydgoszczy - często bywał na ulicy Mostowej. I to wcale nie po to, by zrobić zakupy. - Moja żona tutaj pracowała w sklepie "towarów krótkich". Co tam sprzedawano? Między innymi swetry i pończochy. Pamiętam, że jego właścicielem był Polak - wyjaśnia. Pan Alojzy przed sklepem czekał, aż żona skończy pracę. - Najgorzej było na początku każdego roku, kiedy była inwentura. Wtedy to się nie raz musiałem na moją Zosię naczekać! Wracaliśmy do domu bardzo późnym wieczorem - wspomina.
     Towar z wózka
     
- A widzi pani ten dwukołowy wózek , nad którym na pocztówce pochyla się mężczyzna? Jeszcze do wybuchu wojny był powszechnie używany. Jego posiadanie to już__"było coś". Ktoś, kto miał taki wózek był przedsiębiorcą przewozowym, bo do sklepów dostarczał towar. Na przykład gdy właściciel sklepu kolonialnego przy ul. Mostowej kupił w hurtowni u pana Kenzera przy Gdańskiej 42 worek soli czy cukru, to taki przedsiębiorca wózkiem przewoził mu towar pod wskazany adres - wspomina Mieczysław Michał Finkelstein.
     Peruki od Formanowskich
     
Na Mostową nie tylko przychodziło się robić zakupy, ale również do fryzjera. I to nie byle jakiego, tylko do samych państwa Formanowskich! Był to bodajże najbardziej renomowany i ekskluzywny zakład fryzjerski w okresie międzywojennym. - Tani też nie był! Przychodzili tu przede wszystkim zamożni Polacy. Jeśli ktoś chciał ostrzyc się u Formato musiał się liczyć ze sporym wydatkiem. Cena usługi jeszcze wzrastała, jeśli wykonywał ją sam właściciel lub jego żona. A państwo Formanowscy czesali jedynie wybranych klientów - wspomina pan Mieczysław. Zakład współpracował też z bydgoskimi teatrami - to właśnie tutaj wykonywano najróżniejsze, nawet najbardziej wyszukane peruki.
     Hej Jasiu Zielone Ucho!
     
Romuald Pilaczyński pamięta jeszcze bank bydgoski, który stał po lewej stronie Mostowej, tuż za mostem. - Dyrektorem banku był pan Horbiński. Gdy przeprowadził się go Gdyni, mój tata kupił od niego dom przy ul. Kasprowicza 4, w którym do dziś mieszkam z rodziną - opowiada.
     Mieczysław Michał Finkelstein też pamięta bank, a szczególnie pewną historię z nim związaną. - Czy to prawda? Nie wiem, ale ją opowiem. Po wojnie chodził po Bydgoszczy chory psychicznie mężczyzna. Wołano na niego Jasiu Zielone Ucho. Mówił bardzo poprawną polszczyzną, lecz był dziwny. Dzieci często go zaczepiały. On je gonił, nierzadko wykrzykując przy tym brzydkie wyrazy. Nigdy żadnego dziecka nie doścignął. Wtedy zatrzymywał dorosłych i mówił do nich: "Widzicie państwo, jak dziś dzieci są źle wychowane?" Podobno ten mężczyzna był głównym księgowym w banku bydgoskim. W latach 1927-1929 ktoś tam zrobił ogromne przekręty finansowe. Kierownictwo całą winę zrzuciło na księgowego. W wyniku tego postradał zmysły.
     Repertuar na dachu
     
Naprzeciwko banku, na placu, gdzie dziś znajduje się pomnik prezydenta Barciszewskiego, stał ogromny, piętrowy budynek, w którym mieściło się m.in. kino "Lido". Gmach wzniesiono w 1913 roku jako "Kammerlichtspiele". Zanim kino zostało "Lidem" nazywało się "Nowości", a potem "Adria". Zmieniał się też numer posesji, które zajmowało - najpierw była to Mostowa 5, a następnie Mostowa 9. - To było bardzo wytworne kino, chyba najelegantsze po "Kristalu". Repertuar był najbardziej aktualny w całej Bydgoszczy, a w związku z tym bilety były trochę droższe niż gdzie indziej - wspomina Alojzy Bukolt. Do kina "Lido" chodził często. - Mój sąsiad z ulicy Konopnej, przy której mieszkałem, był bileterem. Nie raz i nie dwa wpuścił mnie za darmo. A filmy były naprawdę świetne i - jak na tamte czasy - doskonale rozreklamowane. "Lido", jako pierwsze w mieście, wprowadziło ogromne kolorowe reklamy, ustawiane na dachu, frontem do Brdy. Już idąc mostem Teatralnym można było przeczytać tytuł filmu, nazwiska głównych aktorów oraz obejrzeć jakąś scenę z filmu. Te platformy wieczorem były podświetlane i odbijały się w wodzie. Efekt był niesamowity! - dodaje.
     Obiad na werandzie
     
Po seansie można było się wybrać do restauracji "Bristol", która zajmowała piętro tego samego budynku. - Miała piękną oszkloną werandę, zwisającą aż nad Brdę. Doskonale widać było stamtąd zarówno Wyspę Młyńską, jak i Plac Teatralny - wspomina Romuald Pilaczyński.
     Zbigniew Raszewski w "Pamiętniku gapia" dodaje: "Kiedy byłem mały, niecierpliwie czekałem chwili, w której to pudło (weranda - przyp. red) urwie się i wpadnie do wody. Dziś nie wstydzę się moich swawolnych myśli, bo pudło wyglądało raczej dziwacznie niż malowniczo. Natomiast prawdą jest, że roztaczał się stamtąd przepiękny widok"
     Niestety Niemcy zburzyli budynek podczas okupacji. Z ziemią zrównali także wszystkie kamienice wzdłuż lewej strony ulicy. Długo nie postały. Większość wybudowano na przełomie XIX i XX wieku. Dlaczego je zburzono? - Trudno powiedzieć. Prawdopodobnie Niemcy chcieli stworzyć szeroką aleję na Mostowej, by ich wojska mogły tamtędy defilować. Ale to tylko przypuszczenia - mówi Marek Jeleniewski, autor wielu książek i publikacji o Bydgoszczy.
     Tramwajem przez miasto
     
Zdzisław Langner doskonale pamięta, że jeszcze po wojnie ulicą Mostową jeździły tramwaje. - To była moja stała droga do pracy. Zawsze tramwajem B- zielonym. Mieszkałem przy ul. Małachowskiego, a pracowałem w Browarze Bydgoskim na Zbożowym Rynku. Mostowa była bardzo ruchliwą ulicą. I nie ma się co dziwić, bo przecież tutaj kwitł handel - wspomina.
     Tramwaje na ulicy Mostowej pojawiły się znacznie wcześniej, bo już po koniec lat 80. XIX wieku. Wjeżdżały na Stary Rynek, gdzie były porozstawiane stragany targowe.
     Romuald Pilaczyński wciąż pamięta trasę "Jedynki", przewożącej pasażerów z Dworca PKP na Okole. - Tramwaj przejeżdżał przez Mostową, Stary Rynek, Batorego, Długą, Wełniany Rynek, Poznańską, Świętej Trójcy i potem skręcał w Grunwaldzką. Natomiast wracał ulicą Jana Kazimierza. Tak więc Stary Rynek był przecięty dwoma liniami tramwajowymi, które wchodziły w Mostową - wspomina.
     Te tramwaje też były inne niż dzisiaj. Przede wszystkim bilety sprzedawał konduktor, ubrany w czapkę i mundur. Pasażer zajmował miejsce, a konduktor podchodził do niego. Żadnego tłoku, przepychania.
     Kogucik z Jatek
     
Równolegle do Mostowej ciągnęła się wąska ulica Jatki - wychodziła ze Starego Rynku, a dochodziła do spichrzów. Choć większości z nas ta nazwa kojarzy się z rzeźnikiem, to nie tylko mięso można było tutaj kupić. - Kupcy sprzedawali też wiklinowe kosze, drewniane koguciki na kijku, świecące koraliki... Raz kupiłem je dla w prezencie dla mojej młodszej siostry Ewy. Bardzo lubiłem przychodzić na Jatki, oglądać stragany. Szkoda, że już tej ulicy nie ma. Chyba zniknęła z panoramy naszego miasta zaraz po wojnie - opowiada Zdzisław Langner.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska