Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc domowa. Zaczyna się od popychania, kończy - nawet śmiercią. Ofiary lub oprawcy

Roman Laudański
Roman Laudański
Oprawca zaczyna od popychania ofiary. Kiedy ta nie reaguje - posuwa się coraz dalej. Na końcu jest jedno wyjście - śmierć ofiary albo oprawcy. Bywa, że dopiero ta myśl budzi kobiety - ofiary przemocy domowej.
Oprawca zaczyna od popychania ofiary. Kiedy ta nie reaguje - posuwa się coraz dalej. Na końcu jest jedno wyjście - śmierć ofiary albo oprawcy. Bywa, że dopiero ta myśl budzi kobiety - ofiary przemocy domowej. Adam Guz
Oprawca zaczyna od popychania ofiary. Kiedy ta nie reaguje - posuwa się coraz dalej. Na końcu jest jedno wyjście - śmierć ofiary albo oprawcy. Bywa, że dopiero ta myśl budzi kobiety - ofiary przemocy domowej.

W czasie sesji fotograficznej pokręcały się nawzajem. Przez sześć godzin pozowania kobiety zrobiły taką atmosferę, że kiedy przypadkowy klient przyszedł do studia fotograficznego po zdjęcia, to z wrażenia zapomniał saszetki. Musiał wrócić, dobijać się raz jeszcze.

Kiedy któraś traciła pewność siebie - pozostałe natychmiast ją mobilizowały: dawaj! Daawaj! Jesteś piękna! Teraz stań tak, a teraz inaczej. Pokaż więcej!

Tak powstał kalendarz „Kobiety kobietom”, w którym wzięły udział bydgoszczanki, kobiety biznesu. Dochód przeznaczyły dla Fundacji „Wyjść cienia” pomagającej kobietom - ofiarom przemocy domowej.

„Zamieszały” dwie z nich podczas koleżeńskiej kawy. Kalendarzowy „październik”, czyli Barbara Wiśniewska (prowadzi butik „Bardotka”) oraz „marzec” - Ilona Batog (kancelarii Legal Libre). Nieoczekiwanie rozmowa zboczyła na temat: a może byśmy zrobiły coś dla kobiet od kobiet? - Całkowity spontan, rozmawiałyśmy na inne tematy, a tu pojawiły się święta i potrzeba pomocy - wspomina Barbara Wiśniewska.

Fundację „Wyjść z cienia” znały z mediów społecznościowych. - Pomysł był nawet trochę kontrowersyjny. Nie wiedziałyśmy, jak zostanie odebrany - przyznaje Kamila Pietras (kalendarzowy „listopad”) z VTec Consulting.

Kamila uznała jednak, że sprawa jest tak ważna, że dla potrzeb kalendarza przefarbuje włosy z blond na rudo.

Zastanawiały się, gdzie znajdą modelki, bo założyły, że na zdjęciach wystąpią prezentując nieco bieliznę. - Postanowiłyśmy w subtelny sposób przedstawić walory, a przez to zebrać pieniądze na pomoc - tłumaczy Kamila Pietras

Barbara Wiśniewska: - Pokazałyśmy, że jesteśmy silne. A te, które doświadczyły przemocy też są silne, tylko o tym nie wiedzą.

Na śniadaniu BNI (raz w tygodniu zbiera się grupa wzajemnie wspierających się przedsiębiorców, przekazują sobie rekomendacje do kontrahentów - przyp. Lau.) Baśka ogłosiła, że szuka modelek.

Kamila Pietras: - Doszłyśmy do wniosku, że żyjemy w egoistycznym państwie, które chce wiedzieć, ile mamy pieniędzy, ale nie każdy widzi krzywdę, która dzieje się pomiędzy nami. Pokazałyśmy, że silne kobiety mogą wspierać te, które doświadczyły krzywdy. Dużo złego dzieje się w małych miejscowościach, gdzie panowie nie radzą sobie z frustracją i wyżywają się na innych. Egoizm powoduje to, że mało kto reaguje na krzywdę. Mamy klapki na oczach, jak koń w zaprzęgu. Dziś ludzie zamykają drzwi, nie chcą widzieć złych rzeczy, które dzieją się tuż obok. A kiedy wydarzy się tragedia, to wszyscy zastanawiają się, jak mogło do niej dojść.

Kamila przypomina historię kobiety ze Szwederowa. Dopiero, kiedy uciekła od oprawcy z pociętymi ustami, okazało się, że w domu była przywiązywana do kaloryfera, bita, cięta. A nikt wcześniej nie słyszał, kiedy krzyczał. Nie wierzy, że nikt nie słyszał.

Hanna Kaczmarczyk (kalendarzowy „wrzesień”) jest instruktorem samoobrony. Na co dzień dba o to, żeby kobiety czuły się bezpiecznie. - Miałam na treningach kilka kursantek, które doświadczyły przemocy w domach. Dla mnie było czymś naturalnym, że wspomogę projekt kalendarza swoją osobą. Im więcej pomocy dla kobiet, im głośniej się o tym mówi, tym lepiej. W Polsce kobiety, które doświadczyły pomocy, najczęściej są pozostawione same sobie. Mogą zadzwonić na policję, ale czy patrol zaraz przyjedzie?

- Przyjedzie patrol, pan - oprawca już jest spokojny, to oni odjeżdżają, bo nie mają podstaw do interwencji - dodaje Kamila.

- A kobieta nie wniesie oskarżenia, bo nie ma dokąd odejść - dodaje Hanna. - Kobieta, która chce się wyrwać z sideł swojego kata potrzebuje natychmiastowej pomocy, a nie za godzinę czy za rok. Kalendarz wzbudził zainteresowanie tematem, znowu rozmawiamy o przemocy domowej wśród kobiet. Kobieta z dziećmi nie ma pieniędzy, dachu nad głową i pomocy znikąd. Nie można tylko o tym rozmawiać. Trzeba realnie pomagać, działać.

Barbara Wiśniewska: - Fundacja „Wyjść z cienia” nie ma pieniędzy na psychologa. Kiedy zaproponowałam dziewczynom udział w trochę odważniejszych zdjęciach do kalendarza, to odzew był błyskawiczny. Znalazły się chętne

Dziewczyny z kalendarza nie należą do tych, które usiedzą spokojnie. Przygotowały również paczki dla dzieciaków z domu dziecka. To było wsparcie dla maluchów, a dla dorosłych - kalendarz.

- Do wspierania potrzebne są pomysły, czas, energia i organizacja - zapewnia Kamila. - Trzeba zrobić dobre zdjęcia, użyć odrobiny photoshopa.

- Tylko troszeczkę - śmieją się dziewczyny.

- W Polsce wolimy dać pieniądze na potrzebujących niż coś dla nich zrobić - dodaje Kamila. A to nie załatwia sprawy. Gdybyśmy pokazały zdjęcia pobitych kobiet, to wszyscy by powiedzieli, że idziemy na litość, a nam nie chodzi o litość, tylko o pomoc tym kobietom. One już litości nie potrzebują.

Anna Falkowska (kalendarzowy „lipiec”) jest kosmetyczką. - Rozmawiamy o kobietach bitych, a nie zapominajmy o rzeszy kobiet maltretowanych psychicznie. Tego nie widać, bo oprawcy działają w „białych rękawiczkach”. I to nie są kobiety z patologii, społecznych nizin pełnych alkoholu. Do tego dochodzi o inteligentnych, dobrych rodzinach. Tam jest psychiczne poniżenie, spychanie na margines życia.

Same wybrały „sesyjną” odzież. - Trema była, na co dzień nie wyginamy się przed aparatem - uśmiecha się Kamila. Przez sześć godzin w studiu fotograficznym Moniki Buńkowskiej trwały zdjęcia.

Joanna Czerska - Thomas, właścicielka Agencji Reklamowej M4Bizz to kalendarzowy „luty”. Wspomina: - Prowadzę fundację pomagającą kobietom w biznesie, jestem współorganizatorką spotkań „Charmsy Biznesu”, działanie jest dla mnie czymś naturalnym.

Joanna zapewnia, że nie miała tremy, ponieważ co roku - zawodowo - robi sesję zdjęciową. - Stres jest zawsze, ale przyjechałam w pełnym makijażu, gotowa do zdjęć. Powiedziałam: już! Monika pstryknęła i było po sprawie. Widzę cel i szybko go realizuję.

Kalendarzowy „sierpień”, to Małgorzata Gruszka - Roznoch, specjalista podolog. Opowiada, że pierwszą sesję fotograficzną zrobiła dla siebie, aby zyskać większą pewność siebie. - Pomogło - uśmiecha się. Dlatego na prośbę Basi zareagowała krótko: mówisz i masz. Jestem gotowa. Podczas sesji czułam się jak ryba w wodzie. To daje mi wielką pewność siebie i satysfakcję. Jestem piękna!

Joanna twierdzi, że najważniejsze było zaufanie do fotografki Moniki Buńkowskiej.

Magda: - Z absolutnym spokojem wysłuchiwałyśmy uwag na temat fryzur czy makijażu. Cel był jeden - jak najkorzystniej wypaść na zdjęciu! Basia zadbała o dobór bielizny, którą „błyskają” na zdjęciach. - Nie chodziło nam o „odsłanianie” ciała - zapewniają. - Zamysł był jeden: wzbudzenie zainteresowania kalendarzem. Refleksja: dziewczyny są fajne, ale się nie rozebrały. To o co im chodzi? Kalendarzowe zdjęcia dały im pewność siebie. - Pokazałyśmy, że ofiary przemocy też dadzą radę. My dałyśmy radę i one też.

Kto decydował o tym, które miesiące przypadną im w kalendarzu? Zgodnie twierdzą, że dobrały miesiące same. Małgosia stwierdziła, że weźmie każdy, byle wolny miesiąc.

- To chyba fenomen kalendarza, że podczas prac nad nim nie było problemów - podkreśla Joanna. - Dwie koleżanki wypadły, ale natychmiast znalazły się chętne na ich miejsce.

- Dziewczyny potrafią się jednoczyć - zapewnia Barbara. - Zabrakło miesięcy w kalendarzu, tyle było chętnych i śmiało mogłyśmy zrobić drugi kalendarz.

- Albo pięć okładek! - wtóruje Joanna. - Kiedy znajoma dowiedziała się o kalendarzu, zapytała, czy też może? Sorry, za rok. Zajęte.

- No i trzeba należeć do BNI-a! - uśmiechają się. - Jesteśmy nie tylko grupą BNI, ale grupą przyjaciół. To wręcz rodzina biznesowa. To chyba nas wyróżnia, że spotykamy się nie tylko raz w tygodniu na śniadaniu BNI, ale działamy cały czas.

W mediach społecznościowych utworzyły swoją grupę. Piszą do siebie codziennie. Cały czas aktywne. Wystarczy, że jedna napisze: mam „doła” i już serduszka płyną przez sieć.

Hanna Kaczmarczyk zaprosiła je na trening, niektóre już ćwiczą samoobronę, inne dopiero zaczną. - Cudowne zajęcia zapewnia Małgosia.

Raz w miesiącu spotykają się też na „Biznesie dla kobiet”. Zapewniają, że nie znają się na pomaganiu ofiarom przemocy domowej, bo to rola policji i fundacji. Do tego potrzebny jest psycholog, prawnik czy negocjator. Wpływy z kalendarza mają wspierać te cele.

Magdalena Mazur jest majową dziewczyną z kalendarza. Prowadzi pierogarnię i catering. - Kalendarzem chciałyśmy pokazać ofiarom przemocy, że nie są same. Wielokrotnie są uzależnione od oprawców. Pokazujemy, że jesteśmy po ich stronie.

Zapewniają (a może żartują?), że w przyszłym roku będą namawiały kolegów z BNI, by zaprezentowali swoje wdzięki i zrobili swój kalendarz. Panowie na razie milczą, ale mają rok na pracę nad tężyzną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska