Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Został szacunek i podziw dla górnika

Bogumił Drogorób
Mł. insp. Marek Ewertowski: - Ze Śląska  przywiozłem sporo wrażeń, szacunek do  górniczej pracy i przyzwyczajenie do fajeczki
Mł. insp. Marek Ewertowski: - Ze Śląska przywiozłem sporo wrażeń, szacunek do górniczej pracy i przyzwyczajenie do fajeczki
Uczył się jeszcze w podstawówce gdy do Brodnicy przyjechali wysłannicy ze Śląska. Było to trzydzieści lat temu.

Agitatorzy z różnych kopalń rozjeżdżali się po Polsce północnej w poszukiwaniu rąk do pracy. Trafiali do szkół podstawowych. Nęcili wysokimi zarobkami, możliwością szybkiego otrzymania mieszkania. Wielu na to poszło.

- Miałem piętnaście lat. Kilku kolegów przekonało się, więc i ja też - mówi Marek Ewertowski z Brodnicy. - Rodzice byli przeciwni, odradzali, ale ja już byłem spakowany. Cóż mieli robić? Poniosła mnie

młodzieńcza fantazja.

Pojechał do Gliwic, zapisał się do Zasadniczej Szkoły Górniczej, zamieszkał w internacie. Miejscem jego praktyki pod ziemią stała się KWK "Gliwice", szyb "Sośnica".

- Dziś mogę powiedzieć szczerze, że to co przeżyłem było jedynie namiastką górnictwa. Owszem pracowałem na dole, na poziomie 330, ale był to szyb szkoleniowy. Przez trzy lata, licząc łącznie, byłem na dole kilka miesięcy. Dopiero w trzeciej klasie pracowaliśmy regularnie dwa razy w tygodniu. Strach? Jest stale. Wchodziło się na ścianę, fachowcy robili odwierty, materiał wybuchowy, człowiek się chował, a potem ładowanie na wózki, podczepianie do kolejki i dalej, na podszybie.

Ponoć górnika poznać po oczach. Może się umyć dokładnie, ale zawsze na rzęsach pozostanie ślad pyłu. I tak jest przez kilka dni.

- Doświadczyłem tego osobiście spoglądając w lustro. Ale nie w tym rzecz. Wypadki, bo chyba nas najbardziej dziś interesuje,

zdarzały się codziennie.

I zdarzają się zapewne i dziś. Spadnie jakaś bryła węgla, ktoś włoży rękę nie tam, ktoś zrani się przy wózku, przy narzędziach, wózek zmiażdży dłoń... W tamtych czasach było to nieuniknione. Drewniane stemple, ze stropów się sypało. Dopiero wchodziły, i to nie wszędzie, obudowy samokroczące.każdym razem człowiek miał panikować?

Żelazną zasadą było i jest, jak sądzę, nie brać papierosów, zapałek, nie siadać gdziekolwiek, nie chodzić za potrzebą na stronę, bo w załamaniach mógł gromadzić się gaz. Jeden głębszy wdech i dramat. Pamiętam zdarzenie - kolega odszedł na bok, gdzie wentylacja nie funkcjonowała, wyciągnął śniadanie i zasnął. Ledwo go odratowaliśmy.

Po zakończeniu nauki w zawodówce sztygar namawiał do technikum. Taka była kolej rzeczy. Wybrał jednak technikum mechaniczne w Brodnicy. Wrócił do siebie. Potem skończył studia, został policjantem. Dziś jest zastępcą komendanta powiatowego w KPP Brodnica.

- Nie zżyłem się z tamtym środowiskiem. Jednak pozostał podziw i szacunek dla tych, którzy decydują się na pracę w skrajnie trudnych warunkach. Kto nie był

na kopalni

nie jest w stanie wyobrazić sobie tego co dziś mamy w "Halembie". Symulacje, wykresy, rysunki to tylko papierowe zbliżenie. A temperatura, pył, strach w oczach?

Marek Ewertowski po raz ostatni wyjechał na powierzchnię latem 1973 roku. Zostawił, jak każdy górnik, numerek na cechowni, żeby się wszystko zgadzało. Że żyje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska