Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tych dżinsach chodziła cała Polska

Beata Bielecka Bożena Bryl
Zakłady Przemysłu Odzieżowego w Słubicach powstały w 1957 r. Dziewięć lat później rozpisano konkurs na nazwę przedsiębiorstwa. Komes, który wymyślił Marian Ceranowicz, pochodzi od skrótu dwóch słów: konfekcja męska, którą wtedy produkowano.
Zakłady Przemysłu Odzieżowego w Słubicach powstały w 1957 r. Dziewięć lat później rozpisano konkurs na nazwę przedsiębiorstwa. Komes, który wymyślił Marian Ceranowicz, pochodzi od skrótu dwóch słów: konfekcja męska, którą wtedy produkowano.
Po słubickim Komesie, który dał pracę tysiącom kobiet, za chwilę nie będzie śladu.

W Komesie nie szyją już od 10 lat. Zakład przegrał z bazarem, bo szwaczki uciekły od maszyn i zamieniły je na stragany. - W handlu był łatwy pieniądz, a w przemyśle trudna praca - mówi ostatni dyrektor fabryki Zdzisław Nadstawek. Tuż po otwarciu granicy z Niemcami na handlu można było zbić majątek. Zabrakło rąk do pracy, choć zlecenia były.

W kilka lat zakład pustoszał, aż w końcu upadł. Dawne pracownice miały nadzieje, że ich Komes nie pójdzie na zmarnowanie. Liczyły, że może ktoś go kupi, zacznie coś produkować... Kupiec co prawda się znalazł, ale nic nie zrobił. Zrobili za to szabrownicy: wynieśli co się dało. Przez kilka lat ruiny straszyły, aż wreszcie udało się wymusić na właścicielach, żeby fabrykę rozebrali. Wkrótce zostanie tylko wielki, pusty plac.

Słubickie "levisy"

Pani Jadzi miała 14 lat gdy usiadła przy maszynie w zakładowej zawodówce. Trzy lata później poszła do pracy, a wieczorami robiła technikum odzieżowe. - Opłaciło się, bo potem szyłam tylko na specjalistycznych dwuigłówkach i guzikarkach, a to było lepiej płatne - opowiada. - Wtedy byliśmy jeszcze w starym zakładzie, przy Bohaterów Warszawy, tam gdzie dziś jest Spółdzielnia Inwalidów Prespo - dodaje. Nowa fabryka powstała w 1976 r., przy Wojska Polskiego, na wylocie w kierunku Kostrzyna. Jak na tamte czasy - super nowoczesna. Pokazywali ją w telewizji, pisali w gazetach. - Niedawno przyjeżdżam do domu, a mąż mówi: - Widziałem dziś wasz zakład w archiwalnej kronice filmowej - wspomina pani Jadzia.

W Komesie przeszła przez produkcję i kontrolę jakości. - Nasze sztruksy czy ścieraki były nawet lepsze niż na Zachodzie. Szły na eksport do "enerdówka" i Związku Radzieckiego, ale dużo szyliśmy też dla Ameryki, Kanady, Danii. Wtedy to się żyło! Stać było człowieka na wczasy prawie co roku - opowiada. Raz wzięła z koleżanką do Rumunii kilka zakładowych reklamówek, w które były pakowane spodnie. Na każdej obcisły tyłek w komesowskich ścierakach. Ani jednej nie przywiozły z powrotem, bo im je wyrywali z ręki. Jak na tamte czasy wzór na torbach był bardzo odważny.

Miasto kobiet

Odkąd ruszył nowy zakład i potrzeba było 1200 osób, do Słubic zaczęły przyjeżdżać kobiety z całej Polski. Jedną z nich była Emilia Sasin. - W Szczecinie nie miałam szans na mieszkanie, a tu czekał dach nad głową w hotelu robotniczym albo przy rodzinach - opowiada. Była po technikum odzieżowym, więc zaczęła od stażu w szwalni. Wspomina maszyny. Japońskie, nowiutkie. - Ale stemplarka z ludźmi przegrywała, bo pracownicy szybciej od niej stawiali pieczątki na tkaninach - śmieje się.

Pod koniec lat 70. w Słubicach aż się roiło od młodych kobiet. To dla nich stanął przy Reja 11-piętrowy wieżowiec, który służył za hotel robotniczy. Komes dawał też opiekę lekarską, utrzymywał dwuzmianowy żłobek i przedszkole, zawoził do pracy i z niej odwoził. W zakładzie działała stołówka, był sklep firmowy. - Praktycznie o nic nie trzeba było się martwić, a ubrane chodziłyśmy jak lalki - wspomina pani Emilia. Z resztek zakładowych materiałów dziewczyny szyły sobie modne ciuchy, w tamtych czasach nie do zdobycia w sklepach. - Co tydzień miałam coś nowego - mówi kobieta. Odeszła z Komesu kiedy urodziła pierwsze dziecko. - Nie mogłam pracować na dwie zmiany, dlatego otworzyłam własny zakład.

Co po fabryce?

Dziś miasto ma z dawnym Komesem same problemy. Jest w rękach firmy Bonus z Warszawy i przedsiębiorcy z Cychrów. Właściciele zalegają gminie ok. miliona złotych podatków. Oprócz tego przez cztery lata nadzór budowlany nie mógł ich zmusić do zabezpieczenia walących się murów. - Robili uniki, nie odbierali pism, dopiero interwencja policji i dozór kuratora w stosunku do jednego z nich, pomogły nam wydać prawomocną decyzję o rozbiórce - mówi powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Słubicach Jan Gielement.

Dwa lata temu działką zainteresowała się firma z Legnicy. Chciała postawić tam supermarket. Miasto było skłonne zmienić plan zagospodarowania przestrzennego, żeby to umożliwić. Gdy dowiedzieli się o tym właściciele, podwoili cenę gruntu i pomysł upadł.

- Co tam powstanie, nie wiemy - mówi burmistrz Słubic Ryszard Bodziacki. - Nie mamy na to wpływu, bo to teren prywatny - dodaje.
Mieszkańcom marzył się w tym miejscu kryty basen albo kino.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska