Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Baruchowie przebywa 50-osobowa grupa gości z Francji

(bas)
Francuzi, jak wiadomo, mówią głównie we własnym języku. Niektórzy mieszkańcy wzięli się więc na sposób i zaprosili kogoś, kto ich zrozumie. Inni używają rąk i uniwersalnych gestów. - Dogadujemy się! - mówi wójt.

Joanna Majewska, na co dzień kierownik Zielonej Szkoły w Goreniu, językiem angielskim posługuje się swobodnie.
- Na szczęście Bernard, mój gość z Francji i jego małżonka, znają trochę angielskich zwrotów, więc jakoś nam idzie. Problemów z gośćmi nie ma żadnych. - Na śniadanie chcą tylko kawę i pieczywo z dżemem. - Kawy u mnie dostatek, dżemy mam własnego wyrobu, a jak obiad trzeba ugotować, to też żaden kłopot - śmieje się Joanna.
Baruchowo przygotowało się na przyjęcie zagranicznych gości. Tuż obok nowej hali sportowej i stadionu, stanęła wielka, regionalna baba ze słomy.
- To jak ten miś z "Misia" - mówi ze zdumieniem młody chłopak. Baba jest solidna, nie uszkodziły jej nawet ostatnie wichury i deszcze, które ulicę obok hali zmieniły w rwący potok.
Wójt Sadowski wciąż z niepokoju zaciera ręce i wzdycha: - Żeby się wszystko udało! Bądź co bądź pięćdziesięcioro Francuzów naraz w jednej gminie, liczącej raptem trzy i pół tysiąca osób, to jest coś.
- Ta współpraca zaczęła się kilka lat temu. Stowarzyszenie Gmin Turystycznych Pojezierza Gosty-nińskiego, którego jesteśmy człon kiem, pierwsze nawiązało kontakty z Francuzami. Potem wciągnęli nas. Najpierw do Francji pojechał zespół Swojacy, nasz folklorystyczny towar eksportowy. Później do nas przyjechał ich chór. Potem ruszyliśmy cała grupą, pełny autokar. Przyjęto nas po królewsku, mieszkaliśmy w ich domach, zwiedzaliśmy. No i nastąpiła pierwsza, a teraz kolejna rewizyta.
- Nasi byli w Becon Les Granits przed rokiem, ja nie pojechałem, bo miałem kłopoty ze zdrowiem - mówi wójt. - Teraz nie dotarł ich mer, bo zachorował. Jest za to jego pierwszy zastępca i kilku członków zarządu. Są członkowie chóru, młodzi sportowcy, reprezentanci przeróżnych zawodów.
Sportowcy mieszkają w Zielonej Szkole, pozostali u baruchowskich rodzin. - Kiedy moi goście, Colette i Guy Avaranches, podjęli decyzję o przyjeździe do Polski, od razu zaznaczyli, że chcą mieszkać u mnie. To znaczy, że poprzednim razem było im tu dobrze - cieszy się Jadwiga Białkowska, członkini zespołu Swojacy, która witała gości w kujawskim stroju i kujawskimi przyśpiewkami. Pani Jadwiga zaprosiła też Mariolę, swoją córkę, jej męża i przyjaciółkę Marioli, Bogusię, która mówi po francusku. Dzięki temu pierwsze lody zostały przełamane.
Goście zwiedzili już Wenecję koło Żnina, Biskupin, byli we Włocławku. W sobotę uczestniczyli w uroczystej sesji Rady Gminy, podczas której największej sali w nowej hali sportowej nadano imię Przyjaźni Polsko-Francuskiej. Wczoraj do białego rana bawili się podczas "Rodzinnego Pikniku" z udziałem samego Andrzeja Rosiewicza, a dziś udali się na wycieczkę do Lichenia. Jutro wracają do Francji. - Zrobi się jakoś pusto - wzdychają baruchowianie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska