Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy mogą przegapić niezgodną z przepisami budowę kliniki...

Adam Willma [email protected]
- Zostawię tu serce i lata pracy
- Zostawię tu serce i lata pracy Adam Willma
Zygmunt Piątkowski, podpułkownik w stanie spoczynku, jest zapalonym pszczelarzem. Gdy w 1993 roku, wraz z kolegami pojechał do Strzelec, oczami wyobraźni widział już na nieużytkach piękną pasiekę.

Kolegom z garnizonu ta sielanka również podziałał na wyobraźnię. Tyle że w interesach wojskowi byli jak dzieci we mgle. W 1993 roku ziemię można było kupić za grosze. Ale oni zdecydowali się na dzierżawę.

Przeczytaj także:Prace przy tunelu pod torami wreszcie ruszyły z kopyta

Piątkowski: - Pewnie byłoby lepiej kupić trochę ziemi. Ale żołnierz ma zakodowane działanie zgodne z przepisami, a w tamtym czasie kupno ziemi rolnej wiązało się z kombinacjami, których chcieliśmy uniknąć. W ogłoszeniu, które znaleźliśmy w gazecie, była oferta sprzedaży działek rekreacyjnych po 450 metrów. To nam odpowiadało.

Ogłoszenie dał Henryk Czapla, rolnik z miejscowości Strzelce Górne w gminie Dobrcz. Rzut beretem od Bydgoszczy, a jednocześnie cisza i spokój.

Dwa worki pszenicy

Na miejscu okazało się, że działki można wydzierżawić na 99 lat. Nie są też rekreacyjne, ale rolne. - Gospodarz zapewnił, że złoży wniosek o przekwalifikowanie zgodnie z naszymi potrzebami. To miała być czysta formalność - wspomina Krzysztof Kuliński, działkowiec. Dogadali się, że koszt dzierżawy będzie równy 100 kilogramom pszenicy, wpłacili też po 3 stare miliony odstępnego i ruszyli kopać grządki.

Po ośmiu latach Urząd Gminy Dobrcz zwrócił obu stronom uwagę, że umowę trzeba poprawić, bo osoby prywatne dogadywać mogą się na maksimum 30 lat. Podpisali więc nową umowę. W kwitach czarno na białym stało, że grunt przeznaczony jest pod rekreację i na takich zasadach można na nim budować. Jeśli dzierżawca rażąco naruszy przepisy - umowa może zostać wypowiedziana - ustaliły strony. Urząd Gminy w Dobrczu wyraził zgodę, aby wydzielone przez Czaplę kawałki ziemi podzielił geodeta.

Rośnie cena i problem

Żołnierze, z których większość zdążyła już przejść na emeryturę, stawiali altany, które gmina w 2003 roku zalegalizowała i pozwoliła poprowadzić do nich prąd.

Sielanka trwała do 2004 roku, kiedy to starosta decyzje gminy unieważnił, a wojewoda nakazał trzem dzierżawcom rozebrać altany. - Dowiedzieliśmy się, że uchwalono plan miejscowy, w którym "nasz" grunt został przeznaczony pod budownictwo jednorodzinne, a nasze altanki zostały zdelegalizowane - załamuje ręce Zygmunt Piątkowski. - Kompletnie zlekceważono wymóg, aby przy opracowywaniu planu uwzględniać istniejące działki i ich zabudowę.

Wójt Franciszek Szala zastrzega, że niewiele wie o sprawie: - Chłop sam wydzierżawił działki, przecież ja nawet nie muszę o tym wiedzieć.

Coś jednak wójt sobie przypomina: - Nam zależało na terenach inwestycyjnych. Sprawa była pewnie w interesie państwa Czaplów, bo my wbrew właścicielom planu byśmy nie forsowali - przekonuje Franciszek Szala.

Ostatecznie gmina i powiatowy inspektor przymknęli jednak oko na altanki. Domki miały doczekać końca dzierżawy, aby problem sam się rozwiązał. Ale syn dotychczasowego właściciela przejął po nim gospodarstwo, a wartość nieużytku przekwalifikowanego na działki wzrosła kilkunastokrotnie. W 2007 roku na wniosek młodego Czapli na działkach pojawili się inspektorzy z nadzoru budowlanego, którzy skrupulatnie wymierzyli altanki i wydali większości dzierżawców nakaz rozbiórki.

Wójt: - Wydaje mi się, że syn, gdy przejął gospodarstwo, to zwyczajnie postanowił umowy dzierżawy skorygować. I trudno mu się dziwić, bo kto chciałby wynajmować za takie grosze?

Starosta bydgoski Wojciech Porzych uważa, że ze strony powiatowego nadzoru budowlanego nie było można mówić o nadgorliwości: - A co mieli robić inspektorzy, jeśli dosłownie zasypano ich donosami? Mogę się tylko domyślać, kto był autorem. Sytuacja jest bardzo trudna. Już chyba tylko sąd może ją wyprostować.

Fosa na działkowiczów

Gdy Tomasz Czapla odmówił przyjmowania czynszu, działkowcy złożyli pieniądze w sądowym depozycie. - Obawialiśmy się, że pan Czapla wypowie nam umowy pod pretekstem niepłacenia - mówi Krzysztof Kuliński, również pułkownik na emeryturze. - Gdy to się nie udało - wykopał rów na drodze dojazdowej, resztę drogi zaorał, a później postawił metalowy płot, aby odciąć nas od działek.

Rekreacja skończyła się na dobre. Pod pretekstem złamania postanowień umowy (budowa zbyt dużych altan) Tomasz Czapla wypowiedział większości działkowiczów umowy.

Linia działkowego frontu przeniosła się do sądu: - Altany powstały za wiedzą właściciela, który przez lata nie zgłaszał żadnych pretensji - przekonuje Zygmunt Piątkowski. - W moim przypadku głównym przedmiotem kontrowersji była pracownia pszczelarska - drewniana konstrukcja obciągnięta płótnem namiotowym. Gdy płótno się porwało, obłożyłem płytami OSB. 8 metrów kwadratowych i żadnego fundamentu.

Sąd w Bydgoszczy uznał, że wiata na narzędzia pszczelarskie była "budynkiem", w którym zmiana pokrycia "stworzyła nową jakość". Dopuścił się więc Piątkowski "rażącego naruszenia zasad użytkowania działki", przez co właścicielowi wolno umowę rozwiązać. - Nie pojmuję tego - mówi pszczelarz. - Przecież w umowie jest zapis, że jeśli coś na działce stanie nielegalnie, muszę to na własny koszt rozebrać. Ale przecież to nie powód, żeby wyrzucić nas z miejsca, w które włożyliśmy tyle serca i pieniędzy!

Jeden telefon

Działkowiczów ze Strzelec najbardziej rozzłościł zapis, w którym mowa o inwestycjach:- Pani sędzia pouczyła nas, że przecież wolno nam budować na działkach, ale zgodnie z przepisami miejscowego planu - denerwuje się Piątkowski. -Tyle że w planie są domki jednorodzinne, których - nawet gdybyśmy chcieli - zabrania nam budować umowa dzierżawy!

Z Henrykiem Czaplą rozmawiam przez bramę, bo ponoć nie ma o czym rozmawiać: - Jak rekreacja to rekreacja. Mogą co najwyżej parasol rozłożyć. Jeśli chcą budować, niech sobie kupią grunt. Zresztą o czym tu w ogóle rozmawiać, przegrali wszystko!

- Słusznie. Przegraliśmy, bo na każdym kroku liczył się interes właściciela. Policja, którą wiele razy informowaliśmy o dziwnych dewastacjach - nigdy nie wykryła sprawców. Wszelkie pisma, skargi do wyższych organów administracji państwowej są kierowane zwrotnie do rozpatrzenia przez Starostwo powiatowe. Okazało się, że dzierżawca jest nikim - mówi Krzysztof Kuliński. Ale pretensji do Czaplów już nie ma. - Gdy okazało się, że na działkach można sporo zarobić, zrobili wszystko, żeby nas stąd wykurzyć. I to mnie nie dziwi. Natomiast złość nas ogrania na myśl o urzędnikach, którzy na każdym etapie stali ewidentnie po stronie właściciela. Wystarczył jeden telefon, a panowie inspektorzy bez problemu znajdowali czas na to, aby obmierzać sławojki i budki na narzędzia.

Piątkowski ma podobne odczucia: - Jak to możliwe, że maleńka pracownia pszczelarska jest dla sądu pretekstem do rozwiązania dzierżawy, a urzędnicy skrupulatnie opisują rozbiórkę szafy stojącej na działce (0,8m2), kiedy niemal obok rośnie szpital (chodzi o opisywaną przez "Pomorską" klinikę w Osielsku) i jakoś nikt tego nie widzi!

Klinika doktora Nicponia wciąż rośnie jak na drożdżach

Wójt nie widzi problemu:- Teraz jeden donosi na drugiego, więc trudno się dziwić, że są ciągłe kontrole. Przecież dzierżawcy mogą sobie kupić te działki i wówczas nie będą mieli problemów. A jak postawią na nich małe użytkowe budynki, to przecież nikt im krzywdy nie zrobi.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska