Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Udowodnić zdradę niewiernemu mężowi? Zdobyć czyjeś DNA? Dla Magdaleny Szperkowskiej to pestka

Maciej Czerniak, [email protected], tel. 52 326 31 41
Udowodnić zdradę niewiernemu mężowi? Wytropić oszusta? A może zdobyć czyjeś DNA? Dla Magdaleny Szperkowskiej to pestka. Po trosze jest aktorką, psychologiem, a bywa też "agentem wywiadu”. Po pracy lubi zaszyć się w kuchni.
Udowodnić zdradę niewiernemu mężowi? Wytropić oszusta? A może zdobyć czyjeś DNA? Dla Magdaleny Szperkowskiej to pestka. Po trosze jest aktorką, psychologiem, a bywa też "agentem wywiadu”. Po pracy lubi zaszyć się w kuchni. Andrzej Muszyński
- Podsłuch w główce od szpilki? Tylko w kinie! - żartuje Magdalena Szperkowska. I opowiada o zdradach, przekrętach, machinacjach i podejrzliwości. Styka się z tym zawodowo, ale praca incognito nie przeszkodziła jej wystąpić w kulinarnym w programie "Ugotowani".

Trojgu uczestnikom programu, który można było obejrzeć w telewizji kilknaście dni temu, zaserwowała "Lazurowe Wybrzeże". Nie chodziło jednak o wycieczkę do St. Tropez, tylko o danie, które wyczarowała w swojej kuchni. Owoce morza i śródziemnomorskie przyprawy urzekły gości harmonią gorących południowych smaków.

Niebagatelną rolę w tym "oczarowaniu" pewnie odegrał fakt, że było to dzieło sympatycznej i wiecznie uśmiechniętej dziewczyny. Dziewczyny "z licencją", jak to podkreślił w programie narrator.

W kuchni podsłuchów nie używa

- Sama nawet nie pomyślałam, żeby zgłosić się do programu - podkreśla Magdalena Szperkowska, mieszkanka Dobrcza. - Pewnego dnia po prostu odebrałam telefon od pani z TVN-u, która powiedziała, że w Bydgoszczy będzie casting do ich programu. Ja nawet nie widziałam, co to za program. Nie znałam jego formuły. I początkowo oczywiście odmówiłam.

Odmawiała jeszcze kilkakrotnie. W końcu po którymś telefonie z rzędu uległa. Producent programu szukał ciekawej, nietuzinkowe osoby.

- Przeszłam pierwszy etap bydgoskich eliminacji do "Ugotowanych" - opowiada Szperkowska. - Miałam nadzieję, że w drugim odpadnę. Ale tak się nie stało. Musiałam się z tym pogodzić - śmieje się.

Przeczytaj: "The Voice of Ponad": Albo śpiewasz, albo do widzenia...

Choć uczestnikom programu na samym początku dała do rozwiązania zagadkę - mieli odgadnąć, jaki zawód wykonuje - sama zapewnia, że w kuchni podsłuchów nie używa. Co więcej, jeszcze kilka lat temu nawet przez myśl jej nie przeszło, że kiedykolwiek pójdzie w ślady Sherlocka Holmesa.

- Jestem z wykształcenia politologiem. Ale nigdy nie pracowała w zawodzie. Od kilkunastu lat byłam związana z branżą medyczną. Moja firma została wykupiona przez nowego właściciela i wszyscy dostaliśmy grupowe wypowiedzenia.

W tym czasie mąż pani Magdaleny rozwijał już swoją firmę detektywistyczną. Zaproponował, by też zdobyła licencję. Nie trzeba chyba dodawać, że Magda na detektywa nie wygląda.

Raz pielęgniarka, raz bizneswoman

- Mam wciąż wrażenie, że ludzie myśląc o detektywie, mają przed oczami starszego pana w prochowcu i fedorze na głowie - gestykuluje. - No i oczywiście musi mieć postawiony kołnierz tak, by widać było tylko fragment twarzy. Gdyby dziś prywatny detektyw tak się ubierał, to z pewnością przyciąganie setek spojrzeń przechodniów na ulicy nie pomagałoby mu w pracy.

Magda w niczym nie przypomina Jake'a Gittesa z "Chinatown". Tym bardziej też nie ma nic wspólnego z detektywem Monkiem. Naprzeciwko mnie w kawiarni w centrum Bydgoszczy siedzi elegancko ubrana brunetka. A uśmiech nie znika z jej twarzy ani na moment.

- Staram się ubierać tak, by nie rzucać się w oczy - zaznacza. - Nie mogłabym nosić różowej torebki, unikam kontrastujących barw. W pracy muszę być niewidoczna.

To o tyle istotne, bo najczęściej Magda pracując nad jakąś sprawą, nie może tak po prostu podejść do swojego rozmówcy i powiedzieć: - Dzień dobry, jestem prywatnym detektywem, chciałabym panu zadać kilka pytań...

Choć nie kończyła szkoły aktorskiej, to aktorką bywać musi. By zdobyć informację. I to właśnie jest ziarnem prawdy w legendzie otaczającej zawód detektywa.

- Sprawy, którymi się zajmuję... a właściwie to zajmujemy się w firmie - bo sami w pojedynkę nie realizujemy dużych zleceń - są najróżniejsze. Te najciekawsze oczywiście, wymagające najwięcej pracy, ale też najbardziej czasochłonne, to sprawy gospodarcze. Często zlecenia dają nam duże firmy, korporacje, które chcą sprawdzić swoich kontrahentów. Są to zlecenia z różnych branż.

- Czasem muszę wejść w rolę pielęgniarki w szpitalu, czasem architekta. Raz byłam - Magda wykonuje palcami umowny cudzysłów - przedstawicielką dużego przedsiębiorstwa z Warszawy. To wchodzenie w rolę jest konieczne. Ale to też właśnie odróżnia mój fach od innych. Sprawia, że każdy dzień jest inny; często obfituje w zaskakujące sytuacje. Takie, jakich nigdy nie doświadczyłabym siedząc za biurkiem.

Bo prawdziwi detektywi niewiele mają wspólnego z bohaterami telewizyjnych fabularyzowanych tasiemców.

- Przede wszystkim musimy działać w granicach prawa - podkreśla. - Nie mogę tak po prostu, podając się, na przykład za klientkę zainteresowaną zamówieniem jakiejś dużej dostawy u producenta, przykleić pod stołem pluskwy. Nie wolno podsłuchiwać rozmówców bez ich wiedzy, to po pierwsze. Po drugie te "pluskwy" to złożone urządzenia.

Kamera, podstawowe narzędzie

- To jakim cudem James Bond używał podsłuchów wielkości główki od szpilki? - pytam.

- Takie, to są tylko w filmach - wyjaśnia. - Pewnie, niektóre urządzonka są bardzo małe, ale trzeba je umiejętnie zainstalować. Wymagają współdziałania nadajnika, odbiornika, a przecież samo podsłuchiwanie, to nie wszystko. Bez nagrania rozmowy nie mamy też dowodu na czyjąś niecną działalność.

Na przykład taką, że pracownicy przedsiębiorstwa kradną na potęgę z firmowych magazynów. W takich przypadkach właściciel interesu też może wynająć detektywa.

- Obserwujemy, śledzimy, chodzimy za wskazanymi osobami i rejestrujemy każdy ich ruch.
Jedne z najczęściej powtarzających się zleceń, jakie przyjmuje Magda, to te dotyczące nieuczciwych kontrahentów.

- Pewna firma przemysłowa z naszego regonu dostała zlecenia na hurtową dostawę swoich produktów. Oczywiście klient nalegał, by w umowie zawrzeć klauzulę o przedłużonym terminem płatności. Prezes miał pewne podejrzenia co do zamawiającego. Chciał go sprawdzić. Miał nosa! Potwierdziliśmy próbę wyłudzenia towaru. Rzekoma firma zamawiająca w rzeczywistości mieściła się na poddaszu w bloku. Kupiec nie miał oczywiście pieniędzy na zapłatę. Klasyczna firma krzak.

Zobacz też: Michał Malicki z Włocławka już dziś w "The Voice of Poland"!

Duże dochodzenia, sprawy korporacyjne, biznesowe trwają długo. To całe tygodnie, a nawet miesiące, w ciągu których - jak pokreśla Szperkowska - detektywi prowadzą obserwację konkretnych osób.
Inaczej rzecz się ma w przypadku zleceń dotyczących zdrad małżeńskich.

- Jest ich dużo, ale też z reguły nie wymagają takiego nakładu pracy. Czasem wystarczą dwa, trzy dni, by zdobyć dowód zdrady jednego z małżonków.

Magda podkreśla, że w takich sytuacjach nieodzownym elementem ekwipunku detektywa jest kamera. - Aparatu używam rzadko. Zdjęcie nawet, jeśli przedstawia dwoje ludzi, którzy gdzieś na ulicy witają się obejmując; kiedy mężczyzna całuje kobietę w policzek, to jeszcze przecież nie jest dowód zdrady. Mogą to być gesty czysto przyjacielskie. Na nagraniu z kamery widać więcej. Można zaobserwować ulotne spojrzenia, mimikę świadczącą o jakiejś głębszej więzi łączącej dwoje ludzi.

Bywa też komicznie. Wtedy, na przykład, kiedy do detektywa zwraca się śledzona żona. I zleca śledzenie męża, który jako pierwszy skorzystał z usług prywatnego śledczego, właśnie po to, by udowodnić, że to jego druga połówka ma na koncie skoki w bok. W tej sytuacji detektyw musi odmówić. To sprawa etyki.

- Nigdy, przenigdy też nie zgodziłabym się na śledzenie osoby znajomej - zarzeka się.

- A odwrotnie, gdy znajomy odkrywa, że jest pani detektywem... Nabiera dystansu? Staje się nieufny?

- (Śmiech) nie spotkałam się z taką sytuacją. Ale często ludzie dziwią się, że mam taki fach. Nie mogą uwierzyć, że ja, kobieta, daję sobie radę jako detektyw.

Palaczu, pilnuj swojego DNA!

Magda prowadziła też niejedną sprawę o ustalenie ojcostwa. I to taką, w której potajemnie trzeba było zdobyć materiał genetyczny.

- To trudne. Szczególnie w przypadku dzieci. Wiadomo, jeśli dziecko jest małe, chodzi do szkoły, to sprawa staje się jeszcze bardziej skomplikowana. Każdy kontakt z takim dzieckiem od razu może wzbudzić nieufność.

Sposobów na pozyskanie DNA jest kilka.

- Najczęściej po prostu dyskretnie czekamy, aż na przykład dziecko wypluje gumę do żucia na chodnik. Dosłownie szukamy pojednyczych włosów, szukamy przedmiotów, które mogły być przez daną osobę dotykane.

W przypadku dorosłych jest łatwiej. - Najprościej zdobyć DNA palacza. Wystarczy, że upuści niedopałek papierosa. Natychmiast go zabezpieczamy. Później już nikt nie dyskutuje z wynikami badań.

- Po ciężkim dniu pracy jest jeszcze czas i są siły, by wyczarować w kuchni coś na kolację?

- To zależy. Lubię pichcić, eksperymentować w kuchni. Ale dla moich bliskich, niekoniecznie przed kamerą.

Magda "Ugotowanych" nie wygrała, ale pysznie się bawiła.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska