Toruńskie schronisko dla zwierząt apeluje o domy tymczasowe. Głównie dla szczeniąt i kociąt

Pracownia konserwacji książek w Książnicy Kopernikańskiej

Maj i czerwiec to miesiące, kiedy kotki i suki rodzą potomstwo. I jeśli nawet matki mają właścicieli i swoje domy, to ich ciąże raczej planowane nie były. Można się spodziewać, że wiele z nich wkrótce trafi do toruńskiego schroniska. A to już dziś pęka w szwach.

- Schronisko nie jest miejscem dla maluchów, tu ich szanse na przetrwanie są minimalne ze względu m.in. na brak odporności na choroby zakaźne - tłumaczy Agnieszka Szarecka, kierowniczka Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt przy ul. Przybyszewskiego w Toruniu. - One powinny chować się w domach, a nasze możliwości już naprawdę się kończą. Kociarnia i szczeniakarnia są przepełnione, a nasi pracownicy i wolontariusze nie mogą już przyjąć pod swoje dachy więcej zwierzaków. Dlatego apelujemy o domy tymczasowe dla szczeniąt i kociąt.

Do schroniska trafiają zwierzęta w różnej kondycji fizycznej i psychicznej. Nie wszystkim z nich jest ono w stanie zapewnić wystarczające warunki do życia. Niektóre wymagają specjalistycznego leczenia, częstego podawania leków, czy też całodobowej opieki. Wówczas konieczny jest dom tymczasowy.

Jak to działa? Opiekun tymczasowy adoptuje zwierzę i przejmuje na siebie obowiązek jego utrzymania i znalezienia dla niego nowego domu. Pozostaje jednak w stałym kontakcie ze schroniskiem, mogąc liczyć na pomoc zarówno tej placówki, jak i wolontariuszy, doświadczonych w prowadzeniu „tymczasów”.

- Mamy świadomość, że taki dom to poświecenie się dla psa albo kota, ale wiemy również, że to skarb. Często zdarza się, że dom tymczasowy zmienia się w dom stały, ponieważ więź między człowiekiem a zwierzęciem staje się tak silna, że nie ma mowy o rozstaniu - mówią w schronisku.

12 psów ma obecnie pod swoją opieką Marta Łydzińska, pracownica toruńskiego schroniska. Połowa z nich to jej własne zwierzaki, pozostałe rezydują tam w ramach domu tymczasowego. Pani Marta wie doskonale, że w ten sposób ratuje życie szczeniakom, które w warunkach przytuliska byłyby narażone choćby na śmiertelnie niebezpieczną parwowirozę.

- Zajmowanie się tyloma zwierzętami to oczywiście obowiązek, ale też wielka przyjemność. Radość, którą dają naszej rodzinie szczeniaki, ciężko porównać z czymkolwiek innym - mówi Marta Łydzińska. - Satysfakcja, że uczymy je życia w świecie ludzi, patrzenie jak pięknie się socjalizują, jakie są radosne i wierne, to naprawdę bezcenne.

Pani Marta doskonale wie, jak okrutni potrafią być ludzie. Od pewnego czasu ma u siebie roczną suczkę i jej szczeniaka, którą ktoś przywiązał do drzewa i tak zostawił. Maluch miał wtedy około 10 dni.

- Niedawno do naszego schroniska przyjechała pani z kartonem pełnym szczeniaków. Było ich tam 6. Ktoś je po prostu spakował i zostawił przy drodze - dodaje pani Marta.

Pracownicy schroniska czekają na zgłoszenia osób, które są chętne i mają warunki, by stworzyć tymczasowe lokum dla kociąt bądź szczeniąt. Placówka w miarę możliwości będzie tworzyć bazę takich miejsc, by w razie potrzeby mieć gdzie umieścić maluchy. Wszyscy zainteresowani udziałem w tej akcji powinni kontaktować się ze schroniskiem telefoniecznie lub e-mailowo: [email protected], tel: 56 622 48 87.

Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

• Bieżące wypadki i utrudnienia w Kujawsko-Pomorskiem
• Gdzie dobrze zjeść w Toruniu i okolicach?
• Toruń Retro!
• Sport w Toruniu