Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Solanus minął Przylądek Horn

Jacek Drozdowski, [email protected]
tuż po minięciu Przylądka Horn. Od lewej: Antoni Bigaj, Roman Nowak, kpt. Bronisław Radliński, Włodzimierz Palmowski, Jarosław Pietras i Witold Kantak.
tuż po minięciu Przylądka Horn. Od lewej: Antoni Bigaj, Roman Nowak, kpt. Bronisław Radliński, Włodzimierz Palmowski, Jarosław Pietras i Witold Kantak. solanus.bydgostia.org.pl

Sześciu nowych członków, bydgoszczan, liczy sobie od 29 marca Bractwo Capehornowców. Trójka z nich powróciła do rodzinnego miasta i podzieliła się wrażeniami.

Przypomnijmy, że wyprawa jachtu "Solanus" pod dowództwem kpt. Bronisława Radlińskiego trwa od 16 maja ubiegłego roku. We wrześniu jacht zdobył Przejście Północno-Zachodnie, będąc trzecią w historii jednostką pod polską banderą, która tego dokonała. Za wyczyn jacht, jego kapitan i załoga otrzymali drugą nagrodę "Rejs Roku".

- Spełniło się marzenie mojego, może nie życia, ale ostatnich 38 lat - rozpoczął opowieść Antoni Bigaj, komandor sekcji żeglarskiej RTW Bydgostii. - Gdy "zacumowałem" w Bydgoszczy w 1973 roku, mój ówczesny szef, Aleksander Kaszowski właśnie wrócił z Hornu, który zdobył na "Eurosie". Ja nie miałem jeszcze wówczas zielonego pojęcia o żeglarstwie, a Horn to była dla mnie jakaś bajka. Rok później, gdy Olek zaproponował mi rejs, słuchając słuchając opowieści jego, Henia Lewandowskiego i Huberta Latosia o tamtej wyprawie, jak się wzajemnie uzupełniają, zacząłem sam marzyć, by też tam kiedyś popłynąć.

- Obiecywałem sobie, że popłynę na tej rejs na jakiś lekki etap, na przykład z Galapagos do Chile - opowiadał dalej Włodzimierz Palmowski. - Wybrałem jednak etap "hornowy" i w ten sposób zrobiłem sobie prezent na 60. urodziny (obchodzone 12.04. - red.). Jako pasażer i załogant miałem mniejszy stres, podziwiam dlatego stałą załogę, Bronka, Romka i Tolka, którzy płyną od samego początku. Schudli, poświęcają swoje zdrowie, ale robią przy okazji znakomitą promocję miasta i regionu. Wszyscy w portach dopytują się skąd jest jacht, jak się pisze Bydgoszcz i dziwią się widząc na mapach, że nie leży nad morzem. Jacht spisuje się znakomicie, na mojej nocnej wachcie przyszła fala z tyłu, "Solanus" położył się na burcie, ja słyszałem tylko odgłosy "walki" pod pokładem, ale za chwilę staliśmy znów równo. Najgorsze momenty były, gdy siedziało się pod pokładem i czekało na swoją kolejkę za sterem.

Od Vancouver do Usuhaia

Jarek Pietras, który z Radlińskim płynął dookoła Sval-bardu i na Grenlandię dołączył do załogi już w Vancouver, 25 października.

- Nie myślałem wtedy jeszcze o Hornie. Najtrudniejszy dla mnie był psychicznie etap z Galapagos do Chile. 41 dni razem, aż się dziwię, że wytrzymaliśmy ze sobą. Potem fizycznie najtrudniejszy był dla mnie właśnie Horn. Ale udało się i ogromnie się z tego cieszymy.

Pocięte fały rolfolka

Odcinek z Valparaiso nie obył się bez dodatkowych, nie zaplanowanych przygód.

- Pewnego dnia wciągając rolfoka nastąpiła awaria; pękł fał - opowiada Bigaj. - Na szczęście wiało tylko 1 w skali Beauforta i mogliśmy wysłać "na ochotnika" do gór Jarka. Założył nową linę i gdy wróbowaliśmy żagiel znów wciągnąć ta też pękła. Przy drugiej naprawie okazało się, że fuszerkę zrobili ludzie montujący rolfoka, którzy nie opiłowali aluminiowej rurki, w której fał jest schowany, Jarkowi udało się to prowizorycznie naprawić.

Drugą poważną awarię żeglarze odkryli już po przepłynięciu Hornu w Port William. Trzy linki z wanty podtrzymującej grotmaszt były pęknięte.

- Na szczęście była to wanta od strony zawietrznej, która podczas tego fragmentu rejsu była mniej obciążona i nic się nie stało. Do Ushuaia było tylko 30 mil więc popłynęliśmy na silniku, by tam dokonać naprawy.

Wyczyn na skalę światową

Kapitanowi Kaszowskiemu, przez lata Grotmasztowi Bractwa Capehornowców i człowiekowi, który rozbudził morskie ambicje w regionie, trójka żeglarzy wręczyła książkę o Patagonii, z dedykacją podpisaną przez wszystkich członków załogi "Solanusa" na trawersie Hornu.

- W imieniu swoim i obecnego tu też Henia, witam was moi nowi bracia - dziękował i gratulował sukcesu obdarowany. - Rejs się wprawdzie nie skończył, z niecierpliwością będziemy czekać na pozostałą trójkę, ale już dziś mogę powiedzieć, że jest to największy wyczyn w historii żeglarstwa polskiego, a w moim przekonaniu także światowego. Bo nie pamiętam, żeby w jednym rejsie, pod jednym kapitanem odbyć taką podróż przez Przejście Północno-Zachodnie i Przylądek Horn.

Bezcenna promocja

Oczywiście żeglarze podczas całej wyprawy, z godnie z jej hasłem, spotykają się z Polonią, przekazując m.in. książkę "Port Macierzysty Bydgoszcz".

- Wiem, że to dla Bronka jest najtrudniejsza "praca" - mówi Zygfryd Żurawski, prezes klubu Lotto/Bydgostia/WSG/Bank Pocztowy, armatora jachtu. - Nie był na nią przygotowany, na spotkania z Polonią, która w każdym porcie odwiedza jacht i załogę. Jeszcze tej promocji nie doceniamy, ale jestem przekonany, że po rejsie Bydgoszcz i region będą bardziej znane niż te prawdziwie morskie ośrodki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska