Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Spudychów, dzieje „Blumwego”

Jolanta Zielazna
Wincenty Spudych - zdjęcie   z prawa jazdy, 1940 r. Aniela Spudych - zdjęcie z kenkarty z 1944 r. Alfons Spudych jako 14-letni chłopak.
Wincenty Spudych - zdjęcie z prawa jazdy, 1940 r. Aniela Spudych - zdjęcie z kenkarty z 1944 r. Alfons Spudych jako 14-letni chłopak. zbiory rodziny Spudychów
Gdy tylko Funek Spudych skończył 14 lat, zaczął pracować „u Blumwego”. Trwała wojna, w fabryce pracował też Spudych-senior. Wolał mieć obu synów na oku.

Obu, bo wcześniej do fabryki został przyjęty Józef, straszy o 2 lata od Funka. Tak zdrobniale mówiono w domu na młodszego Alfonsa.

W domowych zbiorach przetrwały w bardzo dobrym stanie dokumenty z okresu wojny. Wspomnienia o Fabryce Obrabiarek do Drewna, która obchodzi w tym roku swoje 150-lecie, wracają na nasze łamy. Za sprawą niezawodnych Czytelników „Albumu bydgoskiego”, którzy podpowiadają nam, kto może się podzielić wspomnieniami. Tym razem pan Kazimierz Tomaszewski pamiętał, kto z jego znajomych w czasie wojny pracował „u Blumwego”.

Zakładowa kamienica

Wincenty i Aniela Spudychowie mieszkali tuż za fabrycznym murem „obrabiarek”, przy Nakielskiej 59. Dom należał do firmy Blumwego, można powiedzieć, że były to mieszkania zakładowe.

Przeczytaj również: 150 lat istnienia fabryki obrabiarek w Bydgoszczy

Wincenty (ur. w 1894 r.) w obrabiarkach pracowała od 1921 r. Był kierowcą, woził szefostwo nie byle jakim samochodem. Zachowało się zdjęcie z przedwojennego zlotu. Widać na nim cały rząd samochodów. Pan Alfons nie pamięta już dokładnie, co to był za zlot, ani w którym roku. Na odwrocie zachowała się tylko pieczątka „Sępólno Kr. Foto „Słońce”

Krótko po wybuchu wojny Niemcy wyrzucili rodzinę Spudychów z Nakielskiej na Jary 5. Ulokowali na terenie cegielni Kuklińskiego. - Dzięki temu przeżyliśmy- uśmiecha się dziś pan Alfons. Przeżyli, bo mogli hodować kozę, kaczki, uprawiać warzywa w ogrodzie. - Kartki dla Polaków były liche.

Kaczki nosili na niedaleką gliniankę, tam też Alfons z Józkiem łowili ryby.

Dom był parterowy, zupełnie pusty w środku, niski. - Tata każdej belce na suficie musiał się „kłaniać” - śmieje się pan Alfons.

Kiedy wybuchła wojna i fabryka przeszła pod zarząd niemiecki (początkowo treuhanderem został Henig, Niemiec z Łotwy, jak pisze inż. Wilhelm Kamiński w swoim opracowaniu „Historia i teraźniejszość Fabryki Obrabiarek do Drewna w Bydgoszczy. Rok 1865-1980”), Wincenty Spudych został przesunięty, jeździł traktorem napędzanym gazem drzewnym.

I tę pracę wykonywał przez całą wojnę.

- Ojciec mówił perfekt po niemiecku, my z bratem też nieźle szwargotaliśmy. Podobało nam się, jak tata przychodził do domu i pachniał dymem, niczym z wędzarni - jeszcze dziś śmieje się pan Spudych.

Za to pani Aniela pochodziła z Lubelszczyny i po niemiecku ani w ząb.

Kiedy rodzinę wezwano do urzędu przy ul. Wrocławskiej, by podpisali Volkslistę, pan Alfons zapamiętał to tak: - Gdy mamę zawołali po niemiecku, tata jej powiedział, by poszła. Weszła, Niemcy coś do niej mówi, a mama się wściekła i odpyskował po polsku. Wyrzucili nas. Raus! Raus! krzyczeli. Nie pamiętam, żeby nas drugi raz wołali.

Ślusarski fach

Później zarządcą fabryki obrabiarek został mianowany Carl Gangnus. Inny długoletni pracownik FOD, Tadeusz Centek wspomina, że Gangnus przyszedł chyba w 1941 roku. Był Niemcem z Tallina. Miał tam zakład, w którym m.in. budowano jachty. Przyprowadził się z żoną, dwoma synami, gosposią. Przywiózł też z sobą ekipę inżynierów, dyrektora technicznego, głównych księgowych.

Kiedy najpierw Józef, a później Alfons kończyli 14 lat i objął ich obowiązek pracy, ojciec zadbał, by zawodu uczyli się właśnie „u Blumwego”. 14 lat skończył 20 kwietnia 1944 roku, a już 6 dni później miał Arbeitskarte do „Fa. Blumwe, Bromberg”. Synowie mieli być ślusarzami. - Mieliśmy o tyle dobrze, że tata ulokował nas u swego byłego ucznia - wspomina Alfons. - Uczyłem się, naprawiałem i uruchamiałem maszyny do obróbki drewna. Były spalone, rozbite.

W fabryce była praktyka, a teoria w szkole zawodowej przy ul. Świętej Trójcy.

Alfons szkołę zawodową kończył już po wojnie, później technikum. Co ciekawe, ma zielony Arbeitsbuch wystawiony „für Ausländer” czyli dla cudzoziemca.

Produkcja dla wojska

„Obrabiarki” w czasie wojny dalej zajmowały się produkcja i naprawą maszyn do obróbki drewna, ale produkowały też na potrzeby wojska. Może dlatego w Arbeitsbuch Alfonsa, jego ojca i kenkarcie mamy pojawiła się adnotacja, że właściciel dokumentu jest osoba chronioną. - Na pewno produkowano duże, 5-kilogramowe pociski - pamięta Alfons Spudych. Do tej produkcji zatrudniano jeńców rosyjskich, głównie kobiety.

Dla wojska pracował specjalny dział. - Zwykli pracownicy nie mieli tam wstępu. Stał strażnik, trzeba było mieć specjalną przepustkę.

W styczniu 1945 roku Alfons wraz ze swoim ojcem byli w grupie polskich robotników, którzy chronili zakłady przed rozgrabieniem i zniszczeniem. W większości byli to mieszkańcy Nakielskiej 59, zakładowego budynku.

Jedzenie dla jeńców

Ulica Jary (dziś to fragment ul. Czerwonego Krzyża), gdzie przymusowo przenieśli się Spudychowie, leżała na uboczu. Mieszkało się spokojnie, nikt specjalnie rodziny nie nękał. Drogą przechodzili jeńcy rosyjscy, prowadzeni pod niemiecką eskortą do pracy w fabryce obrabiarek.

Aniela Spudychowa na kamieniu, pod szmatką, zostawiała im coś do zjedzenia. Rosjanie szybko się połapali, że tam zawsze coś znajdą. Kobieta ryzykowała, ale jeńcy byli zwinni i - Nie złapali ani ich, ani mamy - opowiada pan Alfons. - Albo nie widzieli, albo nie chcieli widzieć.

Jeńcy prawdopodobnie mieszkali w baraku przy ul. Stawowej. Kierowano ich do najcięższych, najbrudniejszych, najbardziej uciążliwych prac.

Szofer dyrektorów

Wincenty Spudych w fabryce obrabiarek przy ul. Nakielskiej pracował do swego przejścia na emeryturę, bodaj w 1960 roku. Znowu był kierowcą dyrektorów. Pierwszym po wojnie był Antoni Krajewski.

Rodzina z Jarów wróciła na Nakielską, ale nie do swego poprzedniego mieszkania, tylko pod numer 79, na rogu Wrzesińskiej. Na drugim rogu, pod 77, mieszkali Tomaszewscy z synem Kazikiem. Kazik i Józef Spudych uczyli się później razem „u Witka”, czyli w szkole handlowej.

Alfons kończył naukę w szkole zawodowej, później w technikum. Został konstruktorem. Z obrabiarkami rozstał się szybko. Pracował „u Eberhardta” czyli w fabryce maszyn i kotłów przy Świętej Trójcy, potem w „Rowerach”, po drodze „zaliczył” inne firmy, by ostatecznie wylądować w „Spomaszu”. Był tam konstruktorem. I stamtąd odszedł na emeryturę.

Alfons z żoną Barbarą na początku lat 80. zapisali piękną solidarnościową kartę. Oboje są uhonorowani Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska