Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roczek nie zawadzi

Jotos

     W minionym tygodniu znów trafiłem do Przysieka zaproszony przez torunian, by na konferencji zmagać się z problematyką ochrony wód i rybołówstwa. Wysłuchałem to, czego chciałem i po paru godzinach przeniosłem się nad wiślane doły, by sprawdzić, jak teoria realizuje się w praktyce. Okazało się, że dokładnie, gdyż mimo przychylnej aury, ryby, które tu być powinny, nie brały. Ani chybi uprzedzili mnie kłusownicy. Zatem do rzeczy.
     Rybakom i wędkarzom - jak się okazuje - przeszkadza wiele. Przede wszystkim tamy na rzekach, które utrudniają lub wykluczają wędrówki rozrodcze ryb. Wędkujących irytuje też regulacja rzek w krainie pstrąga i lipienia, kiedy dla jednej czy dwóch kop siana więcej niweczy się ostoje ryb łososiowatych. Zanieczyszczenia wód powierzchniowych, to nadal zmora nie tylko gospodarstw i spółek rybackich, ale również wędkarzy. Teraz na czoło świntuchów wysunęła się wieś, która z ujęć wodnych i wodociągów korzysta szczodrze, ale z kanalizacji i oczyszczalni ścieków prawie wcale. Sen z powiek hodowcom i producentom ryb, tak stawowych, jak i jeziorowych, spędzają również niektóre zwierzęta chronione. Na czoło wysuwają się kormorany hołubione do granic nonsensu przez ministra środowiska. Odstrzałów jest co roku niby więcej, ale ponurych ptaków nie ubywa. Może ciut lżej jest z wydrami i bobrami, lecz niedługo i to szydło wyjdzie z worka na całego.
     Kiedy rybakom i wędkarzom uda się psim swędem pokonać te bariery i zapowiadają się dobre połowy, czatują kłusownicy. Wiadomo, że straty z tytułu kradzieży ryb - nazwijmy rzecz tak - są duże. A o tyle większe, że przeciętny kłusownik nie przebiera w tym co i kiedy poławia ani w jaki sposób łowi. Nie liczą się więc wymiary, okresy ochronne dla ryb, nie wchodzą w grę dopuszczalne narzędzia połowu. Natomiast wśród wyspecjalizowanych już złodziei ryb liczą się tylko atrakcyjne handlowo gatunki i maksymalny zysk.
     Funkcjonariusze z posterunku Państwowej Straży Rybackiej w Kruszwicy - przytoczę wydarzenie, o którym opowiadał mi p. Edmund Gabrych, komendant PSR - zatrzymali in flagranti na Jeziorze Wiecanowskim pod Mogilnem kłusownika z kilkoma wontonami i żakami. W trakcie przeszukania sadyby amatora cudzej własności odkryto u niego istną składnicę sprzętu rybackiego i znaleziono m. in. po kilkadziesiąt sztuk niektórych stawnych narzędzi rybackich - wontonów, żaków, mieroży. Po co komu tyle tego? Otóż okazało się, że delikwent zorganizował w swojej wsi wypożyczalnię sprzętu dla kolesiów po złodziejskim fachu.
     Co dalej? Otóż proszę państwa myślę, że bez względu na okoliczności kary za kłusownictwo muszą być nie tyle bardziej surowe, co dotkliwe i przede wszystkim nieuchronne. Jednemu dla opamiętania starczy 30-złotowy mandat, innego ocuci dopiero wyrok z 1000 złotych kary i przepadkiem złodziejskich narzędzi. Będą pewnie i tacy, którym roczek odsiadki nie zawadzi.
     Kłusownicy mają się gorzej. Lecz nie tyle dlatego, że są coraz sprawniejsze organa ścigania i bardziej restrykcyjny wymiar sprawiedliwości. Konkurencja jest większa, gdyż bractwa przybywa. Proporcjonalnie do wzrostu bezrobocia, geografii biedy. Chorobę można leczyć objawowo i pewnie dla zasady należy, lecz bez usunięcia przyczyny głównej rezultat będzie mierny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska