Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrzeby dla nienarodzonych dzieci

Katarzyna Piojda-Kasak [email protected]
Maria uratowała kilka tysięcy dzieci, które miały się nie narodzić.
Maria uratowała kilka tysięcy dzieci, które miały się nie narodzić. Fot. Tomek Czachorowski
Ojciec miał syfilis, matka gruźlicę. Pierwsze dziecko urodziło się niewidome, drugie głuchonieme, trzecie zmarło po porodzie,

Niedoszła Matka na forum internetowym:

Niedoszła Matka na forum internetowym:

"Ciąży nie planowałam, pękła prezerwatywa. Działo się to w roku 1999, więc o Postinorze czy innych morderczych preparatach nie było mowy. Mój chłopak przestał odbierać telefony. Przerwałam ciążę w prywatnym gabinecie, w dobrych warunkach, za 1600 zł i z uczuciem, że wreszcie wiem, jak to jest robić coś, za co się idzie do paki. Zabieg się nie udał - dwa miesiące krwawień zakończonych ponownym łyżeczkowaniem w szpitalu państwowym. Lekarz wpisał w kartę "Przyjęta z poronieniem w toku".

Czwarte miało gruźlicę, a piąte przyszło na świat zdrowe. To był Ludwig van Beethoven - mówi Maria Magdalena Bienkiewicz, która organizuje pogrzeby nienarodzonych dzieci.

Medyczna granica między człowiekiem, a płodem to 501 gramów. Przebiega w 22. tygodniu ciąży. Tydzień później i można pochować dziecko, dać mu imię. Tydzień wcześniej i dziecko może trafić do szpitalnej spalarni odpadów.
- Codziennie wiele ciał dzieci zmarłych w wyniku aborcji i poronienia ginie bez śladu. Ciała często trafiają na śmietnik, wykorzystywane są do badań i w przemyśle - twierdzi Maria.

Najstraszliwsza śmierć
- W szpitalach najczęściej są palone razem z odpadkami - kontynuuje. - To się oficjalnie nazywa "oddawaniem do zakładu utylizacji odpadów szpitalnych". Często pod tą nazwą kryje się jednak najstraszniejsza śmierć dziecka, zabitego małego męczennika.

Ratowaniem dzieci nienarodzonych Maria zajmuje się od 25 lat. Przez pierwsze dziesięć - pomagała sama. Potem - z innymi, wśród nich było wielu ginekologów. Ocaliła kilka tysięcy ludzkich istnień. - Jestem świadkiem cudów, jakie Bóg dokonuje przeze mnie. Każdego dnia ratowała od trojga do siedmiorga dzieci, które miały zginąć.

W jaki sposób to robi? Na zaproszenie znajomych ginekologów przychodziła na spotkania z kobietami, które chciały zabić swoje nienarodzone dzieci. Rozmawiała z nimi. Pytała, dlaczego chcą to zrobić. Pocieszała, że wszystko się ułoży, jeśli dzieciątko przyjdzie na świat. Rzadko kiedy matka po takiej rozmowie decydowała się wejść do gabinetu.

- Pamiętam, jak na początku mojej działalności obiecałam kobietom i dziewczynom, które chciały usunąć ciążę, że jeśli urodzą, to pomogę im. Potem sama się sobie dziwiłam, że tak mówiłam. Myślałam: jak mogę pomóc komuś, skoro sama nic prawie nie mam? A mimo to Pan Bóg zawsze pomógł mi dotrzymać słowa. W moim 14-metrowym mieszkanku zatrzymywały się dziesiątki dziewczyn i kobiet. Ciężarnych lub młodych mam, które nie miały dachu nad głową. Dawałam im odzież, jedzenie. Szybko znajdowałam rozwiązanie ich wszelkich problemów.

Maria zaczęła współpracować z organizacjami charytatywnymi z kraju i zagranicy. Anonimowi ofiarodawcy zaczęli wysyłać do niej tiry z ubraniami i innymi darami dla przyszłych mam i ich rodzin.

- Nie może być tak, że rodzić będą tylko matki, którym się dobrze powodzi, które stać na wychowanie potomka - opowiada dalej. - Gdyby iść tym tokiem myślenia, prawdopodobnie nie urodziłby się Leonardo da Vinci. Jego mama była przecież wiejską, prostą dziewczyną, urodziła go jako panna.

Dzieci, których matki w ostatniej chwili rezygnują z aborcji, często są wyjątkowo uzdolnione. - Uratowałam dziecko, którego mama będąc w siódmym miesiącu ciąży chciała mieć zabieg, bo lekarze twierdzili, że maleństwo będzie miało wady rozwojowe. Dziecko przyszło jednak na świat... całkowicie zdrowe. Lekarze pomylili się z diagnozą. Kiedy dziewczynka miała 12 lat, dała solowy koncert w Filharmonii

Narodowej w Warszawie.
Wśród dzieci ocalonych przez Marię są studenci, przyszli lekarze, prawnicy, tłumacze, artyści. - Możemy tylko zastanawiać się, jakich geniuszy Polska straciła, bo nie pozwoliła im się urodzić - dodaje Bienkiewicz.

Maria ma dobry kontakt z dziećmi, które ocaliła. Te najstarsze mają teraz 25 lat. Przyjeżdżają w odwiedziny, nazywają ją "ciocią". Dla ponad 40 z nich jest matką chrzestną.

Syndrom ocalonego
Wszystkich, którzy nie mieli się narodzić, a się narodzili, dotyka syndrom dziecka ocalonego. - Podświadomie wiedzą, że matka ich nie chciała. Gdy przychodzą na świat, boją się jej, czują się niekochane, boją się otworzyć przed drugim człowiekiem, są nieufne. Ciężko pracują, żeby zasłużyć na akceptację innych. Ten syndrom można jednak uleczyć - wyjaśnia Bienkiewicz.

Mówi, że aborcja to zabijanie. - Od 1956 do 1985 roku w Polsce tylko w szpitalach zginęło 36 milionów dzieci - informuje. - Statystyki nic nie mówią o matkach zmarłych w wyniku aborcji. Według danych Światowej Organizacji Zdrowia na świecie takich zabójstw dzieci dokonuje się co roku od 50 do 70 milionów. Dla porównania: podczas drugiej wojny światowej zginęło około 50 milionów ludzi.

Nie znały mamy
Maria zorganizowała pierwszy w kraju zbiorowy pogrzeb dzieci, które nie poznały mamy, kołyski, zabawek. Umarły przez poronienie lub zostały zabite w wyniku aborcji. Wątłe ciałka udało się uchronić przed zbezczeszczeniem.
Był 2005 rok. Pogrzeb dzieci nienarodzonych odbył się w Warszawie, w kościele pw. św. Katarzyny. W rzędzie stało dziesięć białych trumienek, a w nich dzieciątka owinięte w pieluszki. Przy każdym dziecku Maria położyła różę. - Tylko tak mogłam im pomóc w ich ostatniej drodze, aby w niebie mogły zaznać spokoju.

Gdy orszak z trumienkami wychodził z kościoła, z wieży zaczęły bić dzwony. Przed złożeniem do wspólnego grobu, ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski ucałował trumienki.
- Tylko w nielicznych szpitalach umożliwia się rodzicom pochówek ich nienarodzonych dzieci - twierdzi Bienkiewicz. - To niewybaczalne, że nie ma po nich śladu.

Takie pogrzeby odbywają się raz na miesiąc, czasem na dwa, tylko w kilkunastu kościołach w kraju. Za każdym razem, gdy Maria organizuje taki pogrzeb, chowanych jest jednocześnie kilka, kilkanaście ciałek z jednego szpitala.

Tylko w Chojnicach
W naszym regionie takie nabożeństwa odprawiane są tylko w jednym kościele - w Chojnicach. Parafia pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela Bazylika Mniejsza w Chojnicach i Chojnickie Ognisko Świętej Rodziny organizują pogrzeby od dwóch lat. Właściciel zakładu pogrzebowego za pochówek nie bierze ani złotówki. Władze miasta biorą udział w obrzędach pogrzebowych.

Na grobach nie ma tabliczki z nazwiskami, ale zawsze są świeże kwiaty, płoną znicze.
- W województwie kujawsko-pomorskim na razie tylko w Chojnicach nie natrafiliśmy na opór ze strony szpitala. Inne szpitale, nawet w dużych miastach, jak Bydgoszcz, Toruń, Włocławek, nie chcą nam wydawać ciał dzieci - wyjaśnia Maria. - Mam nadzieję, że to się zmieni i każde dziecko będzie miało prawo do godnego pochówku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska