MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pałac stoi jak stał

Redakcja
Maciej Wojnowski przed płutowskim pałacem. - Trzeba podtrzymać rodzinną tradycję - mówi. - Może czasy się polepszą i sił wystarczy, żeby odremontować pałac?
Maciej Wojnowski przed płutowskim pałacem. - Trzeba podtrzymać rodzinną tradycję - mówi. - Może czasy się polepszą i sił wystarczy, żeby odremontować pałac? fot. Roman Laudański
To miejsce nie ma mrocznej historii o duchu białej damy, ale warto tu posłuchać wspomnień ludzi.

- Zawsze wierzyłam w reprywatyzację, liczyłam, że może chociaż jakiś ekwiwalent dadzą, a tu nic. Teraz już w nią nie wierzę - Barbara Wojnowska wpatruje się w rodzinne zdjęcia. - Dobre i to, że chociaż pałac z parkiem został przy rodzinie .

Po stacji Płutowo - Młyn zostały tylko domy, zdradzające charakterystyczną architekturą, że kolej musiała kiedyś przejeżdżać przez te okolice. Pałac bardziej widoczny jest od strony byłej stacji. Od drogi Chełmno - Unisław zasłania go młyn. Możesz jechać dalej, możesz też przystanąć, zapytać o historię tego miejsca.

O atrakcje turystyczne tu trudno. Jest pałac, ale bez legendy. Nie usłyszysz opowieści mrożących krew w żyłach. Są historie pokoleń ludzi, którzy raz lepiej - raz gorzej radzili sobie w zmieniającej się rzeczywistości.

Macieja Wojnowskiego, właściciela pałacu zastać trudno. Połowa dzieci na Wyspach, połowa na miejscu. Dzielą więc życie na polskie i angielskie. Pan Maciej opowiada, że pałac zbudowany został na początku ubiegłego wieku przez Niemca.

Później kupił go Leopold Rychter, ten sam, co miał młyny w Toruniu. Odkupili go Ponieccy, a z Ponieckich jest właśnie Barbara Wojnowska, jego mama. Urodzona w młynie, mieszkała w pałacu, gdzie urodziła swoje dzieci. Pamięta jeszcze pałacowy park, z drzewami, po których chodziła, huśtawką, miejscami dziecięcych zabaw.

Wystarczy lekko przymknąć oczy...

- Tata był dzierżawcą młynów w Bydgoszczy - wspomina Barbara Wojnowska. - Niedawno córka zabrała mnie na obiad do karczmy na bydgoskiej Wyspie Młyńskiej i przypomniałam sobie, jak przybijały do wyspy barki, którymi płynęło zboże aż do Berlina. Pamiętam też ćwiczenia członków Bydgoskiego Towarzystwa Wioślarskiego w parku. Później przeprowadziliśmy się do Płutowa.

- Jak tylko mróz skuwał staw w pałacowym parku, od razu odgarnialiśmy śnieg i graliśmy tam w hokeja - uśmiecha się Maciej Wojnowski. - Mama nie mogła nas z tego lodu dowołać, taka to była frajda.

Przed wojną ojciec Barbary Wojnowskiej wydzierżawił od Sikorskich dwa majątki: Rakowice i Radomno. Przeprowadzili się tam, a poręczyli dzierżawę płutowskim młynem. Pełnomocnikiem szambelana Sikorskiego został niejaki Hołogda. - W czasie wojny Niemcy zamordowali jego i syna w płutowskim parowie - dodaje Barbara Wojnowska. - Prawdopodobnie podczas okupacji Niemcy więzili w pałacowych piwnicach jeńców radzieckich. Zastaliśmy pałac i młyn bardzo zdewastowane.

- Pewnie gdyby pałac był w lepszym stanie, to by go nam odebrali, jak to stało się z młynem - dodaje Maciej Wojnowski. A z młynem było tak, że po wojnie odbudowali go i uruchomili. Wtedy położyli na nim łapę komuniści. Zabrali bezprawnie, dlatego łatwiej było go odzyskać po 1989 roku.

- Był taki moment, że państwo oddawało apteki i młyny - dodaje Barbara Wojnowska. - No i plebanki też. Mówi, że kiedyś wierzyła jeszcze w reprywatyzację. Liczyła, że może właściciele lub spadkobiercy otrzymają chociaż jakiś ekwiwalent? A tu - nic. Im udało się ze zwrotem młyna w Płutowie, ale w takim Lisewie (także powiat chełmiński), z którego pochodził mąż Barbary Wojnowskiej, był dom, stajnie, obory i ziemia. I tego już nie odzyskali.

Barbara Wojnowska: - Akurat tej ziemi nie chcę, bo przez lata ludzie się tam pobudowali, ale wierzyłam, że doczekam się ekwiwalentu. Jakaś sprawiedliwość powinna być. Mam jedenaścioro wnuków, chętnie by im coś zostawiła.

O Lisewo starała się przez województwo i Warszawę. Niczego nie wskórała. Lisewo było w ich rodzinie od pokoleń, z dziada - pradziada. Pałac - krócej.

Wieża się ugina

Maciej Wojnowski prowadzi mnie przez pałacowy park. - Ze dwadzieścia lat temu spadło z wieży bocianie gniazdo. Było tak duże, że ledwo weszło na trzyipółtonową przyczepę, ale bociany gniazdo odbudowały i wójt zobowiązał się, że gniazdo zdejmie, bo wieża może się zawalić pod ciężarem gniazda - opowiada.

Nie ma dziś śladu po tarasie, zginęły mniejsze wieżyczki, ale bryła wygląda wspaniałe.

Wojnowski opowiada, że ziemi mieli bardzo mało, to trzeba było szukać innego źródła utrzymania. Wymyślili fermę zarodową srebrnych lisów. W Chełmnie i okolicach było wtedy 67 hodowców. Większość skór kontraktowało państwo, ale to, co ponadto, schodziło na pniu. - Skóry stały jeszcze na prawidłach, a handlary z Gdańska brały je na sprzedaż. Z naszych skór szyli kuśnierze ze Świecia i Bydgoszczy - Maciej Wojnowski uśmiecha się do wspomnień. - Później z roku na rok było gorzej. Przyszła moda na sztuczne futra i skończyło się, trzeba było hodowlę zlikwidować.

To wzięli się za handel obwoźny. Rano do Bydgoszcz na targowisko przy Kieleckiej, a później w trasę. Po spożywce przyszła pora na ciuchy, obuwie.

Między Polską a Anglią

Przestało się opłacać, to przyszła pora na Anglię. Tam robią przy warzywach. Pan Maciej opowiada o pobycie w Anglii, o równych drogach, których chyba najbardziej możemy pozazdrościć Zachodowi. Ale od razu zaznacza, że wyjeżdża tam do dzieci i do pracy. Wraca tutaj, bo tu przestrzeń, spokój i cisza. Nic nie ogranicza horyzontu.
Co roku przejezdni pytają: czy pałac jest na sprzedaż?

Maciej Wojnowski: - Trzeba podtrzymać rodzinną tradycję. Może czasy się polepszą i sił wystarczy, żeby odremontować pałac? Najgorsze, że funt leci.

Roman Laudański
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska