Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor w uścisku

ADAM WILLMA
Jest dziś najczęściej cytowanym przez władze naukowcem. Od niego bracia Kaczyńscy zapożyczyli hasło "układ".

Z jego wiedzy czerpią garściami. Gdy premier ujawnił zamiary stworzenia komputerowego modelu "układu", miał na myśli profesora Andrzeja Zybertowicza.
Zdzisław Dumowski, który z Zybertowiczem dzielił pokój w akademiku, wspomina: - Spotkaliśmy się na praktyce robotniczej. Chudy, chorowity, o skrzeczącym głosie. Miał chyba trochę kompleksów na punkcie własnej urody, co nie ułatwiało mu kontaktów z dziewczynami. Trudno mu się było odnaleźć wśród rówieśników, ale chętnie wdawał się w dyskusje o filozofii i literaturze. To była z mojej perspektywy prawdziwa męska przyjaźń - wspomina Dumowski, obecnie pracownik Starostwa Powiatowego w Sierpcu.

- Proces dojrzewania trwał u mnie bardzo długo, jeszcze w 1982 roku, gdy trafiłem do aresztu, stwierdzono stopień socjalizacji w dolnych granicach normy - przyznaje Zybertowicz. - Myślę, że to dojrzewanie jeszcze się nie zakończyło. Mam taka teorię, że niedojrzałość była źródłem niektórych moich sukcesów intelektualnych. Człowiek dobrze zsocjalizowany ma radar, którym odbiera reakcje innych na swoje zachowania, ma wdrukowane to, co jest stosowne.

Szeryf Zuzia
Urodził się w Bydgoszczy w 1954 roku. Ojciec miał zakład rymarski, matka zginęła w wypadku samochodowym. Znajomi twierdzą, że wypadek, podobnie jak proces, w którym kierowca przy pomocy sprawnego adwokata wymigał się od kary, wycisnął silne piętno na psychice Zybertowicza.

W szkole koledzy mówili na niego Zuzia - od kabaretowej piosenki "Kowboj Zuzia". Ale, mówiąc o dzieciństwie, Andrzej wspomina głównie dziadka, przedwojennego nadleśniczego: - Chodziliśmy razem na długie spacery, on miał czas odpowiadać na każde moje pytanie.

Zadawanie pytań jest do dziś jedną z ulubionych czynności Zybertowicza. Lubi prowokować pytaniami. Kolega z instytutu: - Nie ma dla niego żadnych autorytetów, przed którymi by czapkował. Czasem jego pytania brzmią prostacko, ale trafiają w sedno. Ale czasem pytaniami zwyczajnie poniża innych. Zwykle gdy student na egzaminie ma problem z odpowiedzią na dwa pytania, zmierzamy do końca, żeby zakończyć ten wstyd. Andrzej inaczej - potrafi zadawać coraz trudniejsze pytania i obnaża coraz większą ignorancję. Można odnieść wrażenie, że to dla niego rodzaj sadystycznej przyjemności.

Wśród uniwersyteckich legend jest kilka dotyczących Zybertowicza. Na dyżur doktora Zybertowicza przychodzi studentka, aby uzyskać zaliczenie. Po dłuższej rozmowie Zybertowicz kładzie się na podłodze: "Teraz jestem na pani poziomie" - mówi. Studentka wybiegła z płaczem. Tego samego wieczora z doktorem policzył się narzeczony dziewczyny. - Nie pamiętam tego zdarzenia - przekonuje Zybertowicz. - Nigdy nie zostałem pobity tak, abym potrzebował pomocy medycznej.

Z jednym wyjątkiem - kilka dni po wydaniu "W uścisku tajnych służb" pobił mnie
młody człowiek. Ale później okazało się, że to nie miało nic wspólnego z książką. Zwykły lujek.

Niedouczenie
Dumowskiego, wówczas studenta polonistyki, irytowały w przyjacielu dwie rzeczy: - Wkurzało mnie, że on nie wierzył w istnienie Najwyższego i to, że w pełni akceptował ustrój, którego negację ja wyniosłem z domu.

Podczas studiów historycznych Zybertowicza zafascynowała metodologia. W Toruniu nie na próżno szukał mistrza w tej dziedzinie, więc po drugim roku przeniósł się do Poznania, aby pobierać nauki w szkole historycznej prof. Jerzego Topolskiego. Na Uniwersytecie Adama Mickiewicza Zybertowicz rozwinął skrzydła. Po powrocie z Poznania Zybertowicz wrócił już jako naukowa gwiazda. Władysław Przybysz, wówczas asystent na UMK i twórca klubów dyskusyjnych, później biznesmen, dziś działacz "Samoobrony": - Andrzej był już ukształtowany, budził respekt swoją wiedzą.

- W Poznaniu wykorzystywano marksistowska zasadę materializmu historycznego, którą posługiwało się w tamtym czasie wiele renomowanych ośrodków na świecie - wyjaśnia prof. Roman Baecker, wówczas bliski kolega Zybertowicza z UMK. - Andrzeja interesowała kwestia dominacji mniejszości nad większością.
"Trybuna", która przerzuciła stare prace naukowe Zybertowicza i z satysfakcją cytowała fragment: "Wolnokonkurencyjny kapitalizm powoduje iż w skali masowej występuje zjawisko doprowadzenia wyzysku do niebezpiecznego poziomu.

Niebezpiecznego zarówno dla burżuazji, jak i robotników, choć w nierównym stopniu. Wyzysk sięga szczytu, poziom życia robotników - dna. Czym jest to spowodowane? Głupotą czy chciwością burżuazji? Jednym i drugim".
Sam Zybertowicz nie przeczy, że był pod silnym wpływem marksizmu: - Byłem niedouczony - tłumaczy. Do PZPR nigdy się nie zapisał. Ale sympatyzował z reformatorskim ruchem tzw. struktur poziomych, nawołujących do demokratyzacji w szeregach partii. Niebawem znalezł się w podziemnej "Solidarności".

Cud medyczny
To był zbieg okoliczności. Około 23.30 Zybertowicz otworzył okno w swoim pokoju w hotelu asystenckim. Wieczorną ciszę przerwał wrzask: "Jestem Cichoń! Biorą mnie UB-ole! Powiadomcie wszystkich!" - krzyczał wprowadzany do radiowozu znany działacz "Solidarności". Kilkanaście minut później już oficjalnie rozpoczął się stan wojenny. Zybertowicz wsiadł w taksówkę, objeżdżał zakłady pracy, ostrzegając, że dzieje się coś złego.

Zdobył powielacz. Wraz z kolegami z UMK stworzył pismo "Obecność". Drukiem zajmowali się ludzie "Solidarności". Czasopismo Zybertowicz sam rozwoził na rowerze po toruńskich zakładach pracy. Prof. Wojciech Polak, autor licznych opracowań na temat dziejów toruńskiej "Solidarności": - "Obecność" była z początku kolportowana kanałami zarządu regionu, ale później region odmówił dalszej współpracy, bo marksistowskie sposób interpretowania zdarzeń nie wszystkim przypadł do gustu.

W lipcu 1982 roku aresztowani zostali drukarze i Zybertowicz. Najprawdopodobniej wydawnictwo od początku było inwigilowane przez SB. Człowiek, który podarował Zybertowiczowi powielacz, okazał się współpracownikiem SB o pseudonimie "Karol". Poglądy Zybertowicza referował SB współpracownik "Andrzej", psycholog z przychodni uniwersyteckiej.
Zybertowicz trafił do "okrąglaka" - aresztu na starówce, skąd wypuszczono go po kilku miesiącach bez wyroku. - To był prawdziwy cud medyczny, który nie zdarzył się nikomu innemu z aresztowanych i internowanych - mówi kąśliwie Krystyna Sienkiewicz, wówczas działaczka "Solidarności", później senator. Za tym cudem stała Renata, pierwsza żona Zybertowicza. - Cicha, ale niebywale utalentowana dziewczyna, którą Andrzej poznał w Poznaniu - wspomina Zdzisław Dumowski. - Gdy po studiach robiliśmy sobie testy IQ, ja miałem 124 punkty, Andrzej - 125, a Renata - 167!

"Cud medyczny" polegał na tym, że przy pomocy życzliwych lekarzy znamię jakie Andrzej nosił na ręku od urodzenia "zdiagnozowano" jako powiększającego się czerniaka. W ten sposób czas do amnestii Zybertowicz spędził w szpitalu.
W latach 80. był częstym gościem w spotkaniach ze znanymi opozycjonistami, które organizowała Krystyna Sienkiewicz. Zybertowicz wysłuchał wywodów Kaczyńskiego, po czym wypalił: "Z tego co widzę, wy nic nie robicie w tej "Solidarności". Pewnie się dziewczynkami zajmujecie?". Tego Zybertowicz nie pamięta.
Pod koniec lat 80 Zybertowicz zaangażował się w tworzenie nowego, eksperymentalnego kierunku na UMK - socjologii.

- Zajęcia z "metodologii nauk społecznych" z Zybertowiczem były dla nas wszystkich potężnym kopem intelektualnym - mówi dziennikarz Janusz Milanowski. - Był dla mnie ideałem wykładowcy, już wówczas operował przykładami odnoszącymi się do tajnych służb. Mówił np., że "na tej sali może być ukryte urządzenie monitorujące wielkości główki szpilki" albo "niewykluczone, że KGB dysponuje urządzeniem zdolnym zmienić pole elektromagnetyczne ludzkiego serca i zatrzymać jego bicie". Wpajał w nas, że socjologia nigdy nie może pełnić roli usługowej, stąd nie pojmuję jego zaangażowania w politykę.

Eksperymentowanie ze studentami przebiegało na niewyobrażalnej dziś granicy szaleństwa. Konsultacje zamieniały się w wielogodzinne dyskusje. Zaliczenia trwały do 3.00 nad ranem. Metodologia w wykonaniu Zybertowicza uchodziła wśród studentów za krwawą jatkę. Kto ją przeszedł, czuł się jak zwycięzca pięcioboju. Jedni nie podołali intelektualnie, innym siadała psychika, bo metody Zybertowicza nijak miały się do politycznej poprawności.

Spalał się. Gdy późnym wieczorem wracał autobusem do domu na Rubinkowie, słaniał się na nogach ze zmęczenia. Prof. Roman Baecker, wówczas wicedyrektor instytutu: - Był świetnym wykładowcą, ale nieco kłopotliwym współpracownikiem. W arkuszach ocen wpisywał wymyśloną przez siebie ocenę "piut" ("poprawić i uzupełnić trzeba"), jego zachowania wobec studentów były niekonwencjonalne.

W 1990 roku w toruńskiej katedrze pojawił się powracający ze Stanów Zjednoczonych wybitny socjolog, prof. Janusz Mucha: - Z Andrzejem zetknąłem się jeszcze w latach 70. podczas Letniej Szkoły Nauk Społecznych organizowanej przez Socjalistyczny Związek Studentów Polskich. Poznałem go lepiej, dopiero gdy rozpocząłem pracę w Toruniu. To jeden z najinteligentniejszych ludzi z jakimi się zetknąłem. Jest nieprawdopodobnie pracowity, a jego zasług dla toruńskiej socjologii nie sposób przecenić. Jeśli kiedyś powstanie pomnik twórców toruńskiej socjologii, dorzucę kilkaset złotych na figurę Andrzeja.
Janusz Mucha był, na prośbę Zybertowicza - jednym z pierwszych czytelników napisanej po obaleniu rządu Jana Olszewskiego książki "W uścisku tajnych służb": - Jest to książka zaangażowanego człowieka, który stosuje w niej środki quasi-socjologiczne i stawia umiarkowanie trafne tezy. Socjologia nie może posługiwać się tajnymi źródłami.

Książkę odrzuciło kilka wydawnictw. Na publikację zdecydowała się dopiero warszawska oficyna "Antyk", która wcześniej publikowała książki Olszewskiego, Parysa i Macierewicza. "Uścisk" przyjęty został chłodno, koledzy z uczelni w większości wzruszali ramionami traktując ją jako nieszkodliwe dziwactwo.
Władysław Przybysz uznał ją za ciekawą pozycję: - Może pisząc "Uścisk" myślał o mnie - śmieje się. - Spotkaliśmy się kiedyś, gdy już dorobiłem się sporych pieniędzy na handlu dywanami. Andrzej spytał, skąd ja właściwie mam te pieniądze. Zażartowałem, że "dostałem, jak wszyscy oficerowie służb". On chyba nie uznał tego za żart, bo nasze stosunki od tamtej pory się ochłodziły.

Funkcję dyrektora instytutu Zybertowicz pełnił trzy kadencje, jak zwykle był kontrowersyjny. Prof. Ryszard Borowicz: - Najgorsza była trzecia kadencja. Niestety, Andrzej wyraźnie dawał poznać po sobie własne sympatie i antypatie, a niektóre zachowania dotyczące ocierały się o prywatę. Chyba wyrządziliśmy mu krzywdę.
Kolega z instytutu: - Andrzej ma duży problem z empatią, który uwidacznia się w różnych sytuacjach. Któregoś dnia zasiadał w komisji egzaminacyjnej wraz z jeszcze jednym kolegą, który zasłabł z wyczerpania. Udało nam się go ocucić, wrócił do komisji, a Andrzej... On w ogóle nie zwrócił uwagi na to wydarzenie.

Raz na pokolenie
Prawo i Sprawiedliwość braci Kaczyńskich było dla Zybertowicza jak dawka tlenu, przecież o "układzie" Zybertowicz pisał już w 1993 roku. Zdzisław Dumowski: - Wcześniej cały czas był samotny w swoich badaniach, a nagle pojawiła się ekipa, która go potrzebowała. To go uniosło, ma dziś świadomość, że taka szansa już się może nie powtórzyć. Nigdy już ni będzie miał takiego wpływu na losy narodu.

- Andrzej opowiadał mi, że gdy w Australii opowiedział o całej swojej koncepcji "układu", ludzie nie chcieli go słuchać, więc już podczas konferencji w Kanadzie zmienił taktykę i sprzedał zaledwie 1/3 swojej wiedzy. To okazało się skuteczniejsze. Ja nie potrafiłbym tak spiskowo wyjaśniać historii - opowiada poseł Antoni Mężydło. - Zybertowicz uważa, że Jarosław Kaczyński jest zbyt populistyczny i za bardzo zraża sobie inteligencję, ale przymyka na to oko. Gdy protestowałem przeciwko nieprawidłowościom w PiS-ie, nalegał, żebym się uspokoił, "bo tacy przywódcy jak Jarosław Kaczyński pojawiają się raz na pokolenie" .

Prof. Janusz Mucha przeczytał przed kilkoma laty tekst Zybertowicza w "Rzeczpospolitej": - Więcej czytać, ani oglądać nie chcę. To było oburzające, pozostało we mnie wrażenie insynuacji, które nie przystoją uczonemu. Jeśli ktoś pisze jako socjolog, powinien stosować metodologię socjologiczną, a ja takiej metodologii nie zauważyłem, etyki zresztą również. W habilitacji Andrzeja, którą uważam za dzieło wybitne, można wyczytać, że istnieją różne typy wiedzy społecznej. Tymczasem później okazało się, że wiedza jest tylko jedna i posiadają ją ludzie, którzy mają dostęp do prawdy. A ci którzy dostępu do tej specyficznej prawdy nie mają, "odmawiają wiedzy". Jedni chcą dobrze dla Polski, drudzy źle. To jest sekciarstwo naukowe.

Niedawno Jarosław Kaczyński ujawnił, że powstanie komputerowy model układu. - Przygotowuję projekt, który taki model pozwoli stworzyć. Być może jednak prace nad takim modelem trwają już w innych instytucjach, które posiadają odpowiednie oprogramowanie - ujawnia Andrzej Zybertowicz. Toruński socjolog ma certyfikat bezpieczeństwa upoważniający do sięgania po dokumenty z klauzulą "ściśle tajne". Na początek planuje już wydanie książki o sieci biznesowej Zygmunta Solorza.
Kolega z wydziału humanistycznego: - Pokusa jest ogromna. Andrzej przez lata musiał zadowalać się odpryskami informacji, teraz ma dostęp do źródeł, więc zniesie nawet Radio Maryja, choć jest agnostykiem. Zybertowicz: - Jeśli oceniać po owocach, to działalność Michnika była dla Polski bardziej niekorzystna niż ks. Rydzyka.

Koledzy z instytutu w żartach wypominają doradcy premiera z PiS plik niezapłaconych mandatów. Zybertowicz zapewnia, że testował jedynie niewydolność systemu. Dziś płaci.

W swoim gabinecie prof. Zybertowicz wyznaczył mi na rozmowę 75 minut. Rozmowę co chwilę przerywały telefony. Nie wystarczyło czasu - następną okazja nadarzyła się dwa dni później w pociągu do Warszawy. Ta rozmowa również była poszarpana przez zanikąjace pole oraz inne połączenia. Zdażyłem zapytać profesora o bilans przeszłości: - Żałuję, że wielu ludziom niepotrzebnie zrobiłem przykrość. Dziś wiem, że przykrości należy czynić, tylko gdy jest taka potrzeba. I o hobby: - Kolekcjonuję książki ze słowem "gra" w tytule.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska