Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedenaste: nie donoś

HANKA SOWIŃSKA
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Poradzono mi, bym te papiery wrzucił do pieca i sobie dał spokój. Ostrzegano, że jak chcę ujawniać nazwiska, to mam to wziąć na siebie
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Poradzono mi, bym te papiery wrzucił do pieca i sobie dał spokój. Ostrzegano, że jak chcę ujawniać nazwiska, to mam to wziąć na siebie Fot. Fotorzepa
Gdyby dać wiarę temu, co dociera do nas z Krakowa, to w dawnej stolicy Polski aż roi się od agentów w sutannach. Ponoć ich nazwiska rozsyłane są nawet esemesami.

Czy wszyscy hierarchowie Kościoła katolickiego zdecydują się na poznanie prawdy o czasach, w których kolejne ekipy PRL walczyły z księżmi wszelkimi metodami, także łamiąc ich i wciągając do współpracy? To pytanie zadaliśmy w maju 2005 roku.
Pół roku wcześniej metropolita lubelski abp Józef Życiński apelował: - Trzeba stworzyć możliwość ujawnienia i oczyszczenia się tym, którzy noszą się z dramatem zdrady i nie chcą tego dramatu zabrać do grobu. Sam w Lublinie, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim powołał specjalną komisję, która pracuje nad przygotowaniem raportu o inwigilacji uczelni.
Po szokującej informacji dotyczącej o. Konrada Hejmo (kwiecień 2005 r.) Episkopat rozważał możliwość utworzenia przy kuriach komisji, które miały zająć się problemem inwigilacji księży i tajnymi współpracownikami w sutannach. W końcu nie zdecydował się na wydanie decyzji, której musieliby podporządkować się wszyscy biskupi.
- Każdej społeczności, a więc i Kościołowi potrzebne jest dążenie do prawdy, ale prawdy, która nie zabija, nie niszczy człowieka, lecz oczyszcza i buduje - powiedział wówczas sekretarz generalny Episkopatu Polski bp Piotr Libera.
Choć było dużo zapowiedzi, skończyło się na trzech komisjach. Oprócz lubelskiej, zespoły powołano jeszcze w diecezji tarnowskiej i wrocławskiej.

Można zamknąć mi usta

Sumienie nie pozwala mu milczeć. Nie może żyć ze świadomością, że księża, którzy kiedyś byli agentami SB nadal sprawują w Kościele ważne funkcje. - Co można myśleć o księdzu, do którego w latach 80. przychodzili działacze "Solidarności", by zamówić mszę świętą za Ojczyznę, a ten po ich wyjściu siadał i pisał raport do bezpieki? Prawdy o tamtych, trudnych czasach nie da się zamieść pod dywan. Mnie, księdzu, zawsze można zamknąć usta, ale nie dawnym opozycjonistom. Ja się nie zbuntowałem, ale milczeć też nie mogę - powiedział w rozmowie z "Pomorską" ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, były opozycjonista i były kapelan hutniczej "Solidarności", którego w 1985 roku tzw. nieznani sprawcy ciężko pobili i poparzyli.
Na początku lutego wezwał władze krakowskiego Kościoła do zajęcia się problemem współpracy księży ze Służbą Bezpieczeństwa. Twierdzi, że chciał w ten sposób zapobiec "dzikiej lustracji" w Kościele.

Ci ludzie nie umarli

Odpowiedzią na apel była zapowiedź utworzenia w krakowskiej kurii specjalnej komisji pod nazwą "Pamięć i Troska" (oficjalnie kuria nie przyznała się, że komisja to skutek apelu o samoczyszczenie się Kościoła). Poinformował o tym 11 lutego rzecznik prasowy Archidiecezji Krakowskiej ks. Robert Nęcek. Uprzedził, że nawet gdyby powstała lista agentów, to z całą pewnością nie należy się spodziewać, iż zostaną oni potępieni.
Mijają już dwa tygodnie, a oprócz komunikatu w kurii nic się nie dzieje. Za to prasa prześciga się w ujawnianiu księży-agentów. Niedawno "Tygodnik Podhalański" napisał, że ks. Mirosław Drozdek, pierwszy kapelan zakopiańskiej "Solidarności", kustosz sanktuarium na Krzeptówkach w Zakopanem, był konfidentem SB o pseudonimie "Ewa". "Wprost", w najnowszym numerze, poinformowało, że agent bezpieki o pseud. "Waga" to ks. infułat Janusz Bielański, proboszcz parafii archikatedralnej na Wawelu. Obaj duchowni stanowczo temu zaprzeczają.
- Z czego wynika niechęć do zajęcia się problemem księży-agentów? - zapytałam ks. Isakowicza-Zaleskiego.
- Niektórzy przedstawiciele krakowskiego Kościoła uważają, że tego co złe nie należy ruszać. Prawdopodobnie myśleli też, że problem się sam rozwiąże. Ostatnie tygodnie pokazały, że ten scenariusz się nie sprawdził. Ludzie, którzy popełnili grzech, nie umarli. Ciągle są, a nawet zajmują ważne stanowiska. Przypomnę, że diecezja krakowska była szczególnie inwigilowana przez SB. Tak działo się, gdy biskupem był Karol Wojtyła. Zachowały się akta operacyjne bezpieki, a w nich materiały dotyczące kolejnych pielgrzymek Jana Pawła II do kraju - w 1979, 1983 i 1987 roku. W teczce opatrzonej kryptonimem "Zorza 2" jest spis agentury w krakowskim Kościele. To gotowy materiał dla komisji.
Agentura przed pielgrzymką
Dzień po naszej rozmowie ks. Zalewski odebrał z krakowskiego Instytutu Pamięci Narodowej kolejne materiały. Okazało się, że był inwigilowany jeszcze w styczniu 1990 roku, kiedy istniał rząd Tadeusza Mazowieckiego. Dokumenty, które otrzymał, wskazują, że w 1986 rokiem, na rok przed trzecią pielgrzymką papieża do Polski, krakowska SB przypuściła szturm na środowisko duchownych, by z jednej strony ich skłócić, z drugiej - pozyskać spośród nich jak najwięcej tajnych współpracowników.
W ocenie SB największe zagrożenie dla socjalistycznego państwa stanowili ci księża, którzy blisko związali się z opozycją. W ścisłej czołówce był m.in. ks. Tadeusz Zalewski, ks. Adolf Chojnacki z parafii w Bieżanowie, ks. Kazimierz Jancarz z parafii w Mistrzejowicach, ks. Franciszek Kołacz z kościoła św. Józefa w Podgórzu.
Właśnie ci księża byli nieustannie inwigilowani, z ich otoczenia werbowano agentów zarówno duchownych, jak i świeckich. Prowadzono wobec nich tzw. gry operacyjne, polegające na szkalowaniu ich w środowisku współbraci, a także wśród wiernych; najczęściej mieli się oni jakoby dopuszczać romansów z kobietami oraz defraudować pieniądze.
Ks. Zaleski: - Takich pięknych postaci w Kościele było więcej. Dopiero przy lekturze akt wychodzi, jak potrafili się bronić i nie ulegli bezpiece.

Troska, ale o kogo?

Tych, którzy dokładnie przeczytali komunikat o powołaniu komisji w krakowskiej kurii mogły poruszyć słowa ks. Nęcka. Bo co znaczy, że "komisja z troską musi pochylić się nad tymi, którzy dali się złamać". A gdzie troska o ofiary?
Ks. Zaleski jest właśnie jednym z pokrzywdzonych przez służby specjalne. Zapewnia, że kiedy jesienią ubiegłego roku otrzymał pierwsze materiały z IPN, szukał pomocy w Kurii. - Przez cztery miesiące chodziłem i prosiłem o pomoc. Poradzono mi, bym te papiery wrzucił do pieca i sobie dał spokój. Ostrzegano, że jak chcę ujawniać nazwiska, to mam to wziąć na siebie - żali się duchowny. Przypomina, że teologia moralna nakazuje w pierwszej kolejności zająć się pokrzywdzonymi.
Na jego wniosek IPN odtajnił pseudonimy czterech agentów. Dwóch nie żyje. - 11 lat temu jeden z księży przyznał mi się, że poszedł na współpracę, bo go złamali. Wybaczyłem mu i nie dyskryminuję. Takich postaw oczekuję od innych, którzy mają niechlubną przeszłość.
Niedawno rozmawiał z abp Stanisławem Dziwiszem. - Teraz wiem, że arcybiskup mówi inaczej niż jego otoczenie. Po prostu pewne kręgi w diecezji krakowskiej poczuły się zagrożone moim wystąpieniem.
Bardzo boleśnie odczuł atak rzecznika archidiecezji. - Zarzucił mi, że oskarżam wszystkich duchownych. To nieprawda. Po moim apelu dostałem wiele telefonów, maili, a nawet SMS-ów z wyrazami poparcia od księży. Coś się jednak zmieniło w kurii, bo po trzech dniach nastąpiła zmiana frontu i ks. Nęcek zapowiedział utworzenie komisji. Może w kurii zapoznano się z jakimiś dokumentami...
Niektórzy hierarchowie twierdzą, że wystarczy, iż księża przyznają się swoim biskupom do "pobłądzenia w przeszłości". Rozliczenie się z własnym środowiskiem to jednak za mało. W końcu Kościół to duchowni i wierni. Członkom Kościoła katolickiego też należy się prawda. Muszą wiedzieć, który z księży zdradził, i Kościół i współbraci.

Nie wszystkie teczki zniszczyli

Historycy szacują, że w PRL agentami mogło być od 10 do 15 procent księży i osób świeckich, aktywnych w środowiskach kościelnych. Ilu dokładnie - nie wiadomo, bo SB nie rozróżniała w swoich statystykach zwerbowanych księży i świeckich. Najwięcej było ich w 1985 roku - 8334. Na przełomie lat 80. i 90. służby specjalne zniszczyły wszystkie tzw. teczki ewidencji operacyjnej księży. Zakładano je każdemu, z chwilą wstąpienia do seminarium duchownego. Jednak część akt agentury ocalała w ośrodkach terenowych IV departamentu MSW, który zajmował się zwalczaniem Kościoła.

***

Spośród trzech diecezji naszego regionu tylko w jednej - włocławskiej - prowadzone były prace badawcze na podstawie akt z IPN. Zasługa to ks. Antoniego Ponińskiego, przez wiele lat rzecznika włocławskiej kurii, obecnie proboszcza parafii w Kłobi. Dziś ks. Poniński mówi, że lektura ubeckich teczek "pozytywnie go rozczarowała", bo skala penetracji agentów w sutannach nie była tak wielka. Zdecydowana większość księży starała się zachowywać porządnie.
- Nie daję wiarę tym statystykom. Są zawyżone - mówi ks. Poniński, odnosząc się do danych historyków dotyczących liczby agentów w Kościele. - Przynajmniej 90 procent tych, którzy może i grzech popełnili, może już rozliczyć się z Panem Bogiem. Pozostaje pytanie: jak rozliczać tych którzy żyją? Materiały w esbeckich teczkach są odbiciem pewnego stanu świadomości, a nie faktu. Z udostępnionych mi przez bydgoską Delegaturę IPN akt dowiedziałem się różnych dziwnych rzeczy. Była inna data urodzenia i inna szkoła. Znam swój życiorys, wiem kim jestem. Lektura teczki przypomniała mi natomiast, jak buńczucznie wyrażałem się o władzy ludowej, kiedy byłem w wojsku. Doskonale wiedzieliśmy, kto donosił.
Pytany, czy duchowni powinni wyznać prawdę nie tylko swoim przełożonym mówi: - Załóżmy, że dowiaduję się, kto na mnie donosił. Ta wiedza jest dla mnie bolesna. Dlatego nie chciałbym jej rozgłaszać. I tak pewnie myśli Kościół.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska