Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludożercy z krainy wiszących trumien

MICHAŁ WOŹNIAK
Banaue, czyli otaczające dolinę tarasy ryżowe zgodnie uznawane są za ósmy cud świata.
Banaue, czyli otaczające dolinę tarasy ryżowe zgodnie uznawane są za ósmy cud świata.
- Bez pomocy miejscowych stąd się nie wydostaniesz - ostrzega właściciel hoteliku w centrum Manili - stolicy Filipin. - Każda firma autobusowa ma swój własny dworzec, rozkłady jazdy zmieniają się prawie codziennie, czasu odjazdów i tak nikt nie przestrzega. Zresztą po co w ogóle wyjeżdżać? Tu jest życie, zabawa, muzyka - a na północy tylko góry, dżungla, ryż i dzikusy, które same siebie zjadają...

Przypomnienie o wciąż praktykowanym na północnym Luzonie kanibalizmie daje sporo do myślenia. To, co nierealne wydaje się na przedmieściach Manili po kilkuset kilometrach jazdy staje się coraz bardziej prawdopodobne. Tym bardziej, że z "cywilizowanego" tłumu, który wsiadł w stolicy, pozostało już niewiele osób, pojawiają się natomiast wytatuowane groźnie twarze tubylców... - Nie martw się - turystów tu nie jedzą - śmieje się poznany w autobusie Carlos, góral z okolic Banaue. - Plemiona ludożerców i łowców głów mieszkają w dżungli i górach. Z białych mało kto tam dociera, to przynajmniej tydzień drogi na piechotę. Innej komunikacji nie ma... Poza tym mięso białego to żadna atrakcja. Chodzi o to, by zabić i zjeść dobrego, mężnego wojownika. Wtedy przejąć można jego odwagę, umiejętności, siłę ducha. Bo samo mięso za smaczne jednak nie jest. Skąd wiem? Tu takich pytań się nie zadaje...

Od wojny do wojny

Do śmierci wojownika dochodzi podczas nieustannych potyczek w górach północnego Luzonu. Wystarczy, że mieszkaniec konkurencyjnej wioski zrobi coś niewłaściwego - ukradnie świnię, upoluje zwierzę upatrzone już przez innego myśliwego, aby natychmiast wybuchała miniaturowa, ale krwawa wojna. - Śmierć przedstawiciela jednej wioski natychmiast powoduje zbrojny najazd jego współbraci na osadę wrogów. I to nakręca się coraz bardziej. Władze nie ingerują, bo to miejscowe obyczaje. Poza tym, jaki urzędnik będzie miał tyle odwagi, by wejść w ten świat? Tu sami mieszkańcy ustalają i egzekwują swe prawa...
Autobus pokonuje kolejne górskie serpentyny. Przez mgłę prześwitują pola ryżowe. - A może zanocujesz w moim domu? Mieszkam niedaleko Banaue...

Ryż z listy UNESCO

Banaue, a raczej otaczające dolinę tarasy ryżowe zgodnie uznawane są za ósmy cud świata. Wpisano je zresztą na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Budowane są na stromych zboczach nieustannie od 2 tysięcy lat. Każde z "pięter" zabezpieczone jest kamieniami i usypaną ziemią. Po "polach" można poruszać się wąziutkimi, liczącymi niespełna 30 centymetrów ścieżkami - skrajami poszczególnych poziomów. Zsunięcie się na bok powoduje albo upadek z wysokości kilku metrów, albo ugrzęźniecie po pas w błocie. Przełom grudnia i stycznia to czas nasadzeń - młody ryż przynoszony na pola w pęczkach i tam pikowany potrzebuje mnóstwa wody. Zapewniają ją zarówno opady, jak i swoisty system irygacyjny, stale konserwowany, nienagannie funkcjonujący od tysiącleci...

Trumny będą wisiały tak długo, aż zupełnie spróchnieją i rozsypią się w pył
Trumny będą wisiały tak długo, aż zupełnie spróchnieją i rozsypią się w pył

Dom Carlosa przypomina drewnianą konstrukcję do suszenia siana

Bogacz z prosiakami

Na pierwszy rzut oka dom Carlosa przypomina olbrzymi bróg - drewnianą konstrukcję do suszenia siana. Dopiero później ukazuje się wejście - drabinka prowadząca na mieszkalne poddasze. Jak na mieszkańca Banaue Carlos jest dość majętny. Ma ryżowe pola, dom, nawet telewizor zasilany prądem ze spalinowego generatora. W otaczającej dom zagrodzie jest też kilka prosiaków - to głównie one stanowią o statusie majątkowym właściciela. Sławę przynoszą mu również wyjazdy do Manili gdzie zawiera umowy na sprzedaż swego ryżu.
Żona Carlosa przynosi talerze z gorącym posiłkiem. Jak na warunki filipińskiej wsi jest on bardzo obfity - ryż i kawałki gotowanej wieprzowiny z warzywami. Na naftowym piecyku przy wejściu do domu gotuje się woda - będzie jeszcze herbata. Pozostała część rodziny gospodarza przypatruje nam się z zainteresowaniem. Białego w swym domu jeszcze nie gościli...
- A chcesz zobaczyć... szczątki moich przodków?
Przy płomieniu naftowej lampy nie brzmi to zbyt zachęcająco. - Może lepiej odłożymy to do jutra?
Carlos na szczęście nie oponuje, tylko wskazuje bambusową matę, która będzie mym posłaniem...

Pod opieką przodków

Opowieść o kościach przodków nie jest żartem. Już kolejnego ranka okazuje się, że wieś to gigantyczne cmentarzysko. Szczątki zakopywane są pod domami - duchy mają opiekować się swą rodziną, na ryżowych polach - mają zadbać o dobre zbiory... Jeszcze kilkadziesiąt lat temu wieszano też na dachach domów szczęki pokonanych w walce i zjedzonych wrogów innych wiosek i plemion. Obyczaje zmieniły się po doprowadzeniu tu drogi i napływie turystów. Dawne tradycje wciąż jednak kultywowane są w mniej dostępnych dolinach, oddalonych od Banaue o kilka dni marszu... - Ale ci, co tam mieszkają, strzegą swych sekretów. Różni już tam do nich chodzili. Byli goszczeni, bawili się, jedli, chodzili wspólnie na polowania - tajemnicy jednak nie poznali... Nie zdradza się tabu przed obcymi...
Dolinę Banaue spowija mgła. To typowa pogoda dla tego regionu. Chwilami tylko wyłaniają się słynne tarasy. Stroma ścieżka prowadzi na samo dno doliny. Po drodze usytuowały się hoteliki, tanie jadłodajnie, sklepiki. Spotkana grupa Amerykanów czeka na poprawę pogody od czterech dni. - Przyjechaliśmy tu robić zdjęcia, ale chyba na to nie będzie szans. Trzeba będzie tu wrócić za kilka tygodni. Teraz może pojedziemy do Baguio, gdzie znachorzy przeprowadzają skomplikowane, chirurgiczne operacje jedynie przy pomocy gołych dłoni.

Trumny będą wisiały tak długo, aż zupełnie spróchnieją i rozsypią się w pył

Skały śmierci

I ja po kilku dniach docieram do Baguio - dużego i nowoczesnego miasta na zachodzie Luzonu. Na spotkanie z "chirurgami" nie mam jednak czasu. Bardziej zresztą ciągnie mnie do Sagada, wioski, której mieszkańcy również słyną z niespotykanego gdzie indziej podejścia do swych zmarłych...
Pokonujący ostatnie serpentyny jeepney - połączenie jeepa z autobusem osiąga wreszcie centralny placyk Sagada. Wioska przypomina bardziej szwajcarski kurort niż azjatycką osadę oddaloną o dziesiątki kilometrów od cywilizacji. Właśnie mieszkańcy tej miejscowości, zresztą katolicy, zasłynęli z niecodziennych pochówków swych bliskich. Zamiast palić ciała zmarłych czy grzebać je w ziemi - wieszają trumny na pionowych ścianach skalnych.
Ostatnie pochówki na skalnych ścianach doliny Echa odbyły się przed kilkunastu laty. W pogrzebach uczestniczyli niemal wszyscy mieszkańcy wsi, procesje żałobników przechodziły wśród zarośniętych dziś ścieżek. Drewniane trumny mocno już nadwerężył czas, przez szerokie szpary z łatwością można dopatrzyć się kości, czaszek. Będą wisiały tak długo, aż zupełnie spróchnieją i rozsypią się w pył.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska