Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeprawa Manikowskich

Małgorzata Wąsacz [email protected]
Oto rodzinne zdjęcie na barce "Maria” w Pakości. Na sterze siedzi (pierwszy z lewej) Stefan Manikowski junior, od prawej: Stefan Manikowski senior,  Anna Manikowska z domu Kurek oraz Franciszka Manikowska Schmidt - 1940 rok.
Oto rodzinne zdjęcie na barce "Maria” w Pakości. Na sterze siedzi (pierwszy z lewej) Stefan Manikowski junior, od prawej: Stefan Manikowski senior, Anna Manikowska z domu Kurek oraz Franciszka Manikowska Schmidt - 1940 rok.
Stefan Manikowski całe swoje życie związał z wodą. Na barce się urodził i na barce umarł. Barkarzami były też jego dzieci.

Pierwszą berlinkę senior rodu kupił w latach 1900-1905. - Dziadek dorabiał się w taki sposób: kupował używaną barkę, eksploatował ją jakiś czas, a następnie oddawał na opał. Tak zrobił kilka razy. W końcu, na początku lat dwudziestych, od Niemca kupił drewnianą barkę o ładowności 230 ton. Nazwał ją "Maria". Z dokumentów wiadomo, że została ona zbudowana w 1894 roku w Odebergu. Miała 40 metrów długości, 4,65 metra szerokości i 1,95 metra wysokości - opowiada Franciszek Manikowski, wnuk Stefana.

Dwa remonty barki

Pan Franciszek historią żeglugi bydgoskiej interesuje się od wielu lat. W swoim domowym archiwum szczegółowo udokumentował również historię rodzinnej barki. - Wiem, że po raz pierwszy w oficjalnych spisach z 1924 roku dziadek figuruje jako właściciel "Marii". Udało mi się również dotrzeć do dwóch dokumentów potwierdzających remont berlinki. Pierwszy pochodzi z 1 marca 1927 roku. Wystawiła go Stocznia-Warsztat z ulicy Toruńskiej. Jej właścicielem był Niemiec Willi Gannot. Kolejny remont barka przeszła w 1936 roku w Warsztacie Budowy Statków Wodnych Bronisława Czarry przy ulicy Ludwikowo - relacjonuje Franciszek Manikowski.

Opłacalny transport

Juliusz Manikowski na holowniku „Nurzec” - 1958 rok.
Juliusz Manikowski na holowniku „Nurzec” - 1958 rok.

Konrad Manikowski, syn Stefana, a brat Juliusza i Alberta, na pokładzie rodzinnej barki "Maria"

Co przewoziła barka? Takie towary, na których można było najwięcej zarobić. - Zboże od okolicznych rolników aż do Gdańska, a także cukier, śledzie, marmoladę - wylicza pani Anna, wnuczka Stefana Manikowskiego.
Zaznacza, że transport odbywał się przez kilka miesięcy w roku. W listopadzie wszystkie barki zatrzymywały się na postój zimowy. Bywało też tak, że latem berlinki cumowały przy brzegu ze względu na zbyt niski stan wody. Czasem też brakowało towarów do transportu i trzeba było czekać na klienta.

Miejsce dla wszystkich

Albert Manikowski na jednej z łodzi służących do przeprawy.
Albert Manikowski na jednej z łodzi służących do przeprawy.

Albert Manikowski przez kilkanaście lat przeprawiał bydgoszczan przez Brdę, w miejscu gdzie dziś znajduje się kładka dla pieszych. Na największej łodzi mieściło się nawet dwieście osób.

Tak jak inni szyprowie Stefan Manikowski z rodziną mieszkał na barce. Tutaj na świat przychodziły ich dzieci. - Mój tata Albert urodził się na barce na Wiśle w Toruniu, a wujek Juliusz, tata kuzyna - w Gorzowie Wielkopolskim. Choć dziadkowie mieli jeszcze synów i córki, wszyscy mieścili się na barce. Nawet nikt nie narzekał, że jest ciasno czy niewygodnie. Z rodzinnych opowiadań wiem, że podobno szyprowie mieszkali w przedniej, dziobowej kajucie, a córki z rodzicami spali na rufie - wyjaśnia pani Anna.

Szkoła na kilka miesięcy

Życie na barce rządziło się swoimi prawami. Trudno było je zaplanować, uporządkować. Nigdy nie było wiadomo, gdzie szyprowie zacumują na zimę. - Dlatego też nie było łatwo przewidzieć, w której szkole dzieci będą się uczyć w danym roku. Naukę rozpoczynały w listopadzie. Na barkę wracały w marcu, gdy topił się lód i po zimowej przerwie można było znowu przewozić towary - informuje Franciszek Manikowski.

Zacumowana na Brdzie

Juliusz Manikowski na holowniku "Nurzec" - 1958 rok.

Stefan Manikowski nie mógł narzekać na brak rąk do pracy. Na rodzinnej barce pomagali mu zarówno synowie, jak i córki. - Oczywiście z czasem każdy się usamodzielnił. Mój tata już w 1928 roku podjął pracę jako bosman u pewnego właściciela barek. W latach 1931-33 służył w Marynarce Wojennej w Gdyni. Potem, przez kilka lat znowu był bosmanem. Natomiast lata wojenne przepracował w firmie Bromberger Schleppschiffahrt z siedzibą przy ulicy Grodzkiej 17. Był tam sternikiem - mówi Franciszek Manikowski.
Co stało się z "Marią" w czasie wojny? Pływała po Zatoce Gdańskiej. W 1945 roku została uszkodzona w wyniku działań wojennych. Wkrótce sprowadzono ją do Bydgoszczy i zacumowano na Brdzie, vis a vis ul. Krakowskiej. W 1955 roku została wyciągnięta na ląd, pocięta i sprzedana.
Po wojnie, przez ponad dwadzieścia lat Albert Manikowski, przeprawiał bydgoszczan przez Brdę.
Jego córka Anna opowiada: - W 1947 roku mój tata ze swoim bratem Stefanem kupili prom, który zacumowali obok barki "Marii". Przerobili go na mieszkanie. Założyli rodziny, więc wkrótce na promie pojawiły się dzieci. Niestety, tych czasów nie doczekali już ich rodzice. Mama zmarła w 1946 roku, a tata rok później.

Łodzią na drugi brzeg

Albert Manikowski na jednej z łodzi służących do przeprawy.

Franciszek Manikowski dodaje: - Wujka Alberta na pewno zna wielu bydgoszczan. To właśnie on przeprawiał ich na drugi brzeg Brdy.
Wszystko zaczęło się przez przypadek. - Pewnego dnia do taty przyszli ludzie i zapytali, czy nie przewiózłby ich przez rzekę. Ponieważ wtedy nie było mostu Pomorskiego, więc trzeba było objeżdżać miasto dookoła. Tata stwierdził, że przeprawianie przez Brdę może okazać się świetnym interesem. Założył własną działalność gospodarczą, kupił łodzie. Pamiętam, że największa mieściła nawet dwieście osób. Pracę rozpoczynał o piątej rano. Latem ostatni pasażerowie wsiadali do łódki nawet o dziewiętnastej, dwudziestej. Najwięcej chętnych było zawsze po meczach żużlowych na stadionie Polonii. Nie raz na brzegu ustawiały się kolejki kibiców. Przeprawa trwała około pięciu minut, więc długo nie musieli czekać. Pamiętam, że w pracy tacie pomagała mama - opowiada pani Anna.

Kładka Alberta

Albert Manikowski przeprawiał bydgoszczan przez Brdę do 1970 roku. Następnie zatrudnił się w Żegludze Bydgoskiej. Rok pływał na statku "Nogat", a potem na barkach. Zmarł w 1990 roku. - Może imieniem taty warto byłoby nazwać kładkę, która znajduje się dziś w miejscu przeprawy? Kiedyś był taki pomysł, ale nie został zrealizowany - mówi pani Anna.
Z kolei Juliusz Manikowski do 1972 roku pracował w żegludze na Wiśle. Był kapitanem. Zmarł w 1984 roku.

Zdjęcia pochodzą z rodzinnego albumu pani Anny i pana Franciszka.

***
Czekamy na kolejne zdjęcia i rodzinne opowieści bydgoskich barkarzy - tel. 052 3263 215.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska