MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Powrót twardziela

Rozmawiał Piotr K. Piotrowski
Rozmowa z RYSZARDEM FILIPSKIM

     - Na kilkanaście lat zniknął pan z ekranów i zajął się rolnictwem. Teraz postanowił powrócić do zawodu. Dlaczego?
     - Słyszał pan, co się dzieje w polskim rolnictwie? Polski chłop przestanie istnieć. Załatwili wszystkich, i mnie też.
     - Do 1982 roku zagrał pan w czterdziestu filmach, w tym wiele głównych ról. Do tego dochodzą liczne i często nagradzane realizacje teatralne. Był pan bardzo popularny.
     - Nie chcę mówić o tamtych czasach ani o moim zajmowaniu się rolnictwem. Mogę mówić o teraźniejszości. Właśnie zakończyłem pracę na planie serialu "Zaginiona", a teraz znalazłem się w obsadzie "Starej baśni" Jerzego Hoffmana. Podobno w serialu wypadłem całkiem nieźle. W "Starej baśni" mam do zrobienia bardzo ładną rolę Wisza. Może coś ciekawego się wystruga.
     - Więc wrócił pan do aktorstwa, bo...
     - ... nie mam pieniędzy. Jestem biedny! Kiedyś w czasie żniw jeździłem kombajnem i zarabiałem lepiej niż w filmie. Hodowałem konie i zbankrutowałem, ale nie chcę o tym mówić.
     - To o czym możemy rozmawiać? Na jaki temat zechce pan mówić?
     - Na temat "Starej baśni"... Wie pan, ja w ogóle uważam, że dziennikarze za bardzo włażą w ludzkie życie. To taka psia epoka. To mnie nie interesuje, to jest nie moje. Nie mam zamiaru zwierzać się ze swojego życia. Po co? Ja tego nie lubię.
     - Nie chcę zaglądać do pańskiej sypialni czy kuchni. Był pan ważną postacią życia kulturalnego i politycznego w Polsce. Gdyby nadal hodował pan konie, to nie rozmawialibyśmy dziś, bo nie zajmuję się tą tematyką. Zdecydował się pan na powrót do zawodu w trudnym momencie, kiedy aktorzy narzekają na brak pracy. Tymczasem pan zaczyna grać rolę za rolą...
     - Wie pan, ja byłem dobry w tym zawodzie. Może jest w tym trochę sensacji, że wracam. W sumie jestem już stary, ale jeszcze nie tak bardzo. Moje warunki zewnętrzne się zmieniły i już nie będę grał tego, co kiedyś. Daniel Olbrychski jest ode mnie młodszy o jedenaście lat, a też już dziadziusiów grywa. Po prostu się starzejemy. A kino... Może bardziej powinniśmy mówić o telewizji... Telewizja nie potrzebuje już prawdziwego aktorstwa, które coś za sobą niesie. Wszystko zrobiło się takie płytkie, płaskie. Producentowi bardziej się opłaca wziąć dwunastu ludzi z ulicy i zamknąć ich na kilka miesięcy w czterech ścianach. I jest program. Ci ludzie nawet nauczą się tekstu i coś powiedzą przed kamerą, ale to będzie puste. Ja na przykład jeszcze nie rozmawiałem na ten temat z reżyserem Jerzym Hoffmanem, ale już wymyśliłem sobie osiem wariantów śmierci Wisza. A widzę, że w większości produkcji chodzi o to, żeby nauczyć się tekstu i ustawić się do kasy.
     - Teraz pracuje się bardzo szybko.
     - Ale co można zrobić na szybko? Mnie zaproponowano główną rolę w serialu "Więzy krwi". Miałem za to dostać kupę pieniędzy, co mnie stawiało na nogi. Ale przeczytałem pierwsze piętnaście odcinków i odmówiłem. Bo to był małpi gaj i wielkie g...
     - Mówi pan o aktorstwie głębokim, intelektualnym, ale to przecież Pan był pierwszym twardzielem polskiego kina. "Tylko umarły odpowie", "Południk zero", "Brylanty pani Zuzy", "Orzeł i reszka", to filmy, w których aktorstwo oparte było na tężyźnie fizycznej, biciu po twarzy i strzelaniu. Soroka z "Potopu" też nie należał do myślicieli.
     - Nie mam kobiecych warunków, więc kogo ja miałem grać? Ale nie wymienia pan Piłsudskiego w "Zamachu stanu", "Hubala", Grota Roweckiego w dużym telewizyjnym widowisku...
     - Było też nowofalowe "Molo" Wojciecha Solarza...
     - Zdarzyło się. Wie Pan, dlaczego ten film zrobił się nowofalowy? Tadeusz Konwicki z Wojciechem Solarzem namieszali w montażowni. Wcześniej on wcale nie był falowy. To był dobry scenariusz z dobrą główną rolą. W montażu zrobiło się z tego byle co. To już jednak historia. Polecam serial "Zaginiona", bo w nim o coś chodzi. Pokazana jest rodzina, ona jest pracoholiczką i robi pieniądze, on korzysta z tych pieniędzy i już tylko chodzi po drogich lokalach i wali w szyję. Mają córkę, która im się nagle gdzieś po drodze zgubiła. Ten serial pokazuje niezbyt przyjemną stronę rzeczywistości, w której ludzie nie za bardzo potrafią się odnaleźć. Ja to znam z własnego przykładu. Mieszkam w Ursusie, gdzie wszyscy się znamy, siadamy sobie przed blokiem na ławeczce. Kot mi zginął, to wszyscy sąsiedzi go szukali. A byłem u przyjaciela, który mieszka w takim nowoczesnym bloku z ochroną. Wszystko tam jest takie jak mój zlewozmywak: winda, korytarz. Tam nikt nikogo nie zna i nikt nie szukałby mojego kota. To nie mój świat.
     - Czy po roli w "Zaginionej" i "Starej baśni" można już mówić, że na stałe powrócił Pan do zawodu?
     - Wszystko zależy od tego, czy mnie będą chcieli. Nie mam agenta, nie zamierzam chodzić na próbne zdjęcia. Na pewno nie zobaczy mnie pan na żadnym castingu. Jerzy Hoffman po krótkiej rozmowie zaproponował mi rolę w "Starej baśni", a kolejne nasze spotkanie odbyło się już w charakteryzatorni.
     - Uważa Pan, że "Stara baśń" warta jest ekranizacji?
     - Istnieje szansa na pokazanie ciekawych ludzi i ciekawych czasów, o których niewiele wiemy, a więc jest duże pole do popisu dla aktorów i reżysera.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska