MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Potrafię mówić prawdę w oczy

Rozmawiała Monika Florek
Rozmowa z aktorką ZOFIĄ MERLE, znaną m.in. z seriali "Klan" i "Na dobre i na złe" oraz z filmów "Rzeczpospolita Babska" i "Miś"

     - W swoim dorobku ma pani sporo ról gospodyń domowych i kucharek. Lubi pani gotować?
     - Nie. Lubię natomiast i umiem wypiekać słodkości. Mogłabym się odżywiać samymi słodyczami.
     - A czy chociaż dba pani o zdrową dietę domowników, tak jak Burczykowa troszczy się o zdrowie pracowników szpitala w Leśnej Górze?
     
- Nie. O żadną dietę nie dbam. Nie widać? Nigdy nie stosowałam żadnych diet. Jedni są chudzi, drudzy grubi. Niech każdy sobie będzie taki, jaki chce. Moja figura nie wpływa na moje samopoczucie, a jeśli się komuś nie podobam, to trudno. Człowiek jest człowiekiem - nieważne, w jakim opakowaniu.
     - Ma pani jakieś wspólne cechy z Burczykową?
     - Wspólne cechy? Ja jestem normalna! Burczykowa na okrągło mówi o kawie, herbacie i ciasteczkach. Nie wiem, dlaczego budzi takie zainteresowanie. Poza urodą nie mam z nią wspólnych cech. W ogóle nie mam wspólnych cech z postaciami, które grywam, bo chyba bym zwariowała.
     - Które z domowych zajęć najchętniej pani wykonuje?
     - Uwielbiam prasować. Prasowanie męskich koszul to moje hobby i moja ambicja. Gdy są piękne i nie mają ani jednaj załamki, jestem szczęśliwa. Syn do dzisiaj przywozi do mnie koszule i nie dlatego, że musi, ale dlatego, żeby mi zrobić przyjemność. Lubię też prać, ale w ręku. Jeszcze nie tak dawno miałam tarę, na której prałam. Wszyscy dostawali szału. Mówili, że się wykończę. Ja jednak nie wierzę w pralki, może z głupoty. Nie chcę bronić swoich racji i pewnych ustaleń, które mam sama ze sobą, z nikim więcej. W końcu na usilne prośby domowników pralka pojawiła się w naszym domu, ale, broń Boże, żeby ktoś wrzucił tam coś mojego, osobistego. Jestem odporna na nowinki techniczne. To mój sposób na życie. Moja mama ma różne przedziwne maszyny, których ja się boję i nawet nie wiem, jak się je włącza. W naszej kuchni jedyny zmechanizowany sprzęt to ekspres do kawy, który dostaliśmy w prezencie, ale nie umiem go obsługiwać.
     - A w stylu ubierania podąża pani za modą?
     - Niech pani mi się dobrze przyjrzy. Jak ja mogę podążać za modą? Wyobraża sobie pani, żebym chodziła w spódniczce mini? Ja bym mogła. Nie mam oporów. Jestem, jaka jestem. Mogłoby to jednak doprowadzić do jakiejś tragedii, wypadku, spowodować zbiegowisko, a po co ludzi narażać na niebezpieczeństwo?
     - Szyje pani?
     - Szyję, ale nie na maszynie. Ręcznie. Wykonuję raczej proste rzeczy. Ostatnio uszyłam sobie płaszcz ze skrawków różnych materiałów.
     - Chętnie robi sobie pani makijaż?
     - Nie znoszę się malować. Maluję sobie tylko usta, ponieważ jestem gadatliwa i gdybym ich nie malowała, to by mi pierzchły. Nie lubię się malować sama. Przed występami poddaję się moim koleżankom charakteryzatorkom. Nigdy nie mam pomysłu na to, jak mnie mają malować, więc nawet się nie wtrącam.
     - Lubi pani życie towarzyskie?
     - Lubię, ale bez tłumów. Nie znoszę restauracji, ponieważ niemal w każdej panuje upiorny zwyczaj nastawiania głośnej muzyki. Za moich czasów grał pianista, co wytwarzało sentymentalny nastrój. Teraz jest łomot. Wolę więc zaprosić znajomych do domu i spokojnie porozmawiać.
     - Kto jest u państwa głową rodziny?
     - A jak pani myśli? Ja nie mogę być głową rodziny, ponieważ nie znoszę podejmowania decyzji. Radzę się całego domu we wszystkich sprawach, nawet w zawodowych. Wiem, że to zabrzmi komediowo, ale w domu jestem "słodkim kobieciątkiem". Nawet nie wiem, gdzie się płaci świadczenia. Wszystko to jest za mnie robione. Ja jestem w domu od sprzątania. Nie lubię odpoczywać w bałaganie. W związku z tym czasem bywam bardzo męcząca, ale ma to swoje zalety. Gdy ktoś z mojej rodziny ma do schowania jakiś ważny dokument, od razu mi go oddaje. Można mnie o niego poprosić po 10 latach i wiem, gdzie go schowałam.
     - Chętnie wydaje pani pieniądze?
     - Bardzo. Jestem rozrzutna. Czasami kupuję rzeczy, które nigdy mi się nie przydadzą. Rekord pobiła suknia z dzianiny, wyszywana koralikami, á la Marlena Dietrich, którą za komuny kupiłam od pewnej pani z paczki. Miałam do tej sukni wszystko, z wyjątkiem figury. Nigdy więc nie włożyłam jej na siebie. W końcu dałam ją znajomej, która nie miała w co się ubrać na bal.
     - Często się pani denerwuje?
     - Wtedy, kiedy są ku temu powody. Jestem wybuchowa. To cecha zodiakalnych baranów. Zdenerwowanie przychodzi jak burza i szybciutko mija. Gdy mi ktoś naleje za kołnierz "gorącej cyny", przestaję się z nim zadawać. Niewiele wiosen mi zostało i nie widzę powodu, żeby przystawać z ludźmi, którzy mnie drażnią. Nie mam na co dzień konfliktów, a jeśli już dochodzi do poważnej sprawy, wybucham. Potrafię mówić prawdę w oczy i to chyba nie jest dla mnie najlepsze.
     - Podobno jest pani znakomitą babcią?
     - W gazecie tak napisali? Jak ja mogę być znakomitą babcią? Nie mam na to czasu. Nie tak sobie wyobrażam znakomitą babcię. Babcia znakomita to ktoś taki, kto jest cały czas w domu, dogadza wnukowi, siedzi pod lampą i czyta wnukowi bajeczki, a ja na to nie mam czasu. Ja jestem babcia - meteor. Mam wielkie braki, ale oczywiście staram się je nadrabiać.
     - Ale chyba nie podporządkowała pani całego swojego życia pracy zawodowej?
     - Nie. Gdy tylko mam czas, staram się być dobrą córką, dobrą żoną, dobrą matką i dobrą babcią.
     - Dlaczego zajmuje się pani aktorstwem?
     - Nic innego nie umiem robić. Grać też nie umiem, ale to robię, bo mam propozycje. Nie odziedziczyłam spadków. Musiałam pracować, więc pracowałam w tym zawodzie, w którym dawano mi szansę. Gdybym tego nie robiła, może byłabym krawcową.
     - Jak spędza pani wolne chwile?
     - W ogrodzie. Mam domek na wsi, niedaleko od Warszawy. Nikt nie wie, gdzie to jest, z wyjątkiem najbliższych. Lubię sadzić kwiatki, chociaż, oczywiście, trzeba się przy tym narobić, oczyścić rabatkę i trochę popracować fizycznie.
     - Często może sobie pani pozwolić na takie eskapady?
     - Wszystko zależy od okoliczności. Jestem osobą "na telefon" i gdy mam dużo zajęć, zostaję w Warszawie. Czasami jednak muszę godzić pracę zawodową z działką. Wiosna się zbliża milowymi krokami i trzeba przygotować ogródek. Jeśli się to odłoży, potem będzie za późno. Na działce nie mam telefonu, nie mam też telefonu komórkowego ani automatycznej sekretarki. Nie mam nic, co by mnie przypierało do muru. Jestem osobą starej daty. Nie mogę mieć telefonu, który dzwoni, gdy jestem na spacerze. Nie mieści mi się to w głowie. Jestem ostatnim Mohikaninem. Nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś powiedział: "Pani Zofio, mieliśmy takie ważne sprawy do pani i nie mogliśmy pani złapać". Jest czas na pracę, na wypoczynek i czas na święty spokój.
     - Z ogromną miłością traktuje pani swoją suczkę Dafne. Lubi pani zwierzęta?
     - Uwielbiam. Dla mnie jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie stworzył Pan Bóg, jest psi ogon. Naszą suczkę wzięliśmy ze schroniska na Paluchu. Za to, że odmieniliśmy jej życie, daje nam ogromnie dużo miłości i wiem, że to jest miłość bezinteresowna. Kocha nas nad życie i manifestuje to. Patrząc w jej oczy wiem, że stara się nas nie zawieść. Niestety, w nocy zachowuje się tak, jakby cała kamienica należała do nas i złości się na wszystkie psy, które wracają z nocnych spacerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska