Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska na zakręcie

Redakcja
Prof Janusz Czapiński
Prof Janusz Czapiński Fot. Tomasz Czachorowski
Rozmowa z prof. Januszem Czapińskim, psychologiem społecznym.

- Nie mógł pan wygłosić w Bydgoszczy wykładu "Polska na prostej" zamiast "Polska na zakręcie"?

- Niestety, nie jest wcale dobrze i mało kto dostrzega zło.

- Premier już kilka razy występował na tle mapy Europy. My na zielono, a cała reszta na czerwono. Rozwijamy się.

- Cały czas radujemy się bardzo szybkim bogaceniem i cywilizowaniem. Także ogromnym boomem edukacyjnym, który sprawił, że Polska - pod względem ekonomicznym - jest na prostej.

- Gdzie ten zakręt? I w którą stronę?

- Zakręcamy w złą stronę i dzieje się to w dłuższych horyzoncie czasowym. Głównym źródłem naszego sukcesu ekonomicznego były niskie koszty pracy i bardzo szybko rosnące kwalifikacje polskich pracowników.

- Uczyliśmy się na potęgę.

- Jeśli chodzi o tempo przyrostu szarych komórek to pobiliśmy nie rekord świata, ale rekord ludzkości. Grecja - druga pod tym względem - sporo nam ustępuje.

- Ale z gospodarką mają dużo gorzej...

-...bo Grecy są już za tym zakrętem. Tania siła robocza i kwalifikacje wystarczają, by ściągnąć kapitał obcy z know-how. Można postawić wielkie hale, wyposażyć je w odpowiednie technologie, wpuścić polskich pracowników i będą produkować: telewizory, pralki i itp.

- Nie mamy własnych produktów, ani samochodu, ani samolotu.

- Niczego nie mamy. Malutka Finlandia ma chociaż komórki. Jesteśmy wielką montażownią i usługodawcą globalnych koncernów, które u nas tworzą centra rozliczeniowo-informatyczne. One przyszły do Polski, ponieważ mamy nadmiar dobrze wykształconych księgowych, które biorą za swoją pracę małe pieniądze. Nasi informatycy też nie zażądają pieniędzy porównywalnych z Doliną Krzemową. To dlaczego koncerny miałyby do nas nie przyjść?

- Tymczasem koszty pracy zaczynają rosnąć...

-... i pojawia się problem. Na Ukrainie, Białorusi, w Rumunii i Bułgarii ludzie też zaczęli się kształcić, a koszty pracy na długo pozostaną u nich niższe.

- Koncerny przeniosą swoje montownie?

- To dla nich żaden problem.

- Jeszcze dostaną ulgi podatkowe i dopłatę do stworzonych miejsc pracy.

- To zastanówmy się, kiedy w systemie naczyń połączonych globalnej gospodarki, nasz poziom kosztów wzrośnie na tyle, że inwestorzy poszukają tańszych pracowników? Moim zdaniem za około 8-10 lat. Staniemy wtedy przed niezwykle dramatycznym pytaniem: czym mamy się zająć? Gdzie jest ten polski know-how? Gdzie jest polski kapitał, który uruchomiłby nowoczesną gospodarkę opartą na wiedzy? Nie ma go. Nie spełniamy jednego, istotnego warunku do wejścia na poziom gospodarki opartej na wiedzy: nie mamy kapitału społecznego.

- Co to jest?

- Najprościej: umiejętność współpracy. Możemy mieć pięciu genialnych naukowców, każdy z nich będzie miał doskonałe pomysły, ale z tego nie powstanie nowoczesny polski samochód czy samolot. Oni nie będą potrafili się ze sobą dogadać jako zespół. Tak jest - niestety - wszędzie. Nazywam to mentalnością sarmacką - każdy ciągnie w swoją stronę i nie ogląda się na innych.

- Ktoś dostrzega to niebezpieczeństwo?

- Jeden polityk - Michał Boni i szefowie wielkich firm. Wiedzą, że podstawową barierą rozwoju ich firmy nie jest głupota pracowników, bo ściągnęli z rynku najlepszych fachowców. Mogą ich jeszcze szkolić, ale już nic więcej nie osiągną.

- Czego, w takim razie, brakuje w tych firmach?

- Umiejętności podejmowania współpracy dla realizowania wielkich projektów. Nie potrafią wykrzesać z ludzi postawy otwartej na innych.

- Mogę się nie zgodzić? Mamy w Bydgoszczy były ZNTK, który kiedyś wyłącznie remontował stare wagony i lokomotywy, a teraz produkuje nowe i działa na europejskich rynkach.

- Chce pan powiedzieć, że nawet w zakalcu mogą być rodzynki? Zgadzam się! Chodzi mi o masę krytyczną. Kiedy zostanie przekroczona - zaczną się kłopoty.

- Może chodzi tu o brak pieniędzy?

- A czy w tej chwili budowa autostrad stoi, bo nie mamy pieniędzy? Tym argumentem posługiwali się politycy przez minione 20 lat. Teraz pieniędzy mają tyle, że nie są w stanie ich przerobić. I w dalszym ciągu oddają kilkunastokilometrowe odcinki rocznie. Gdzie jest źródło tej niemożności? Niech mi pan wskaże choć jedną dużą inwestycję publiczną, która się udała?

- Nie potrafię.

- Żeby taki projekt się udał, ludzie powinni być nastawieni zadaniowo na zrobienie czegoś wspólnie. W Polsce wszyscy nastawieni są wyłącznie na korzyść indywidualną. Co motywuje urzędników do tego, żeby jak najdłużej nie wydawali żadnej decyzji? Dbają o swoją posadę, ponieważ wiedzą, że w polskim systemie wydanie decyzji uruchamia podejrzliwe oczy i uszy.

- Mogą za to tylko oberwać?

- A jeszcze ktoś zapyta: kto na tym zyskał? Każdy urzędnik przerobił taką lekcję i to od czasu, kiedy w dzieciństwie osiągnął świadomość. "Pamiętaj Jasiu, żebyś pilnował w piaskownicy swojej łopatki".

- Jeśli Jasiu namówi resztę dzieciaków, to w piaskownicy razem zbudują spory zamek.

- Istnieją różne sposoby wyjścia z czarnej dziury, tylko na razie, poza szefami dużych korporacji i moim Instytutem Kapitału Społecznego, który otworzyłem w Warszawie, nikt tego nie widzi. W poszczególnych firmach, tak jak w tej bydgoskiej, można wzmocnić mechanizmy współpracy. Można pokazać ludziom, że to się wszystkim opłaci. Może nie od razu indywidualnie, ale w sumie, w dłuższych horyzoncie czasowym, każdy z nich zyskuje bezpieczne miejsca pracy i niezłe zarobki. To jednak zbyt mała skala. Trzeba zacząć od najmłodszych. W Polsce 44 proc. dzieci w wieku przedszkolnym chodzi do przedszkoli. We Francji 100 proc., w Holandii też, a w Szwecji 90 proc.

- Bogate kraje...

-...ale w niektórych ubogich też dochodzi to do setki! Przedszkole jest pierwszym etapem, szkoła drugim.

- Polska szkoła uczy indywidualizmu.

- Bo mamy nauczanie zindywidualizowane. Może tylko na wychowaniu fizycznym uczniowie tworzą drużyny do gier zespołowych. Na wszystkich innych lekcjach nauczyciele wręcz dbają, żeby Jasio, Kasia i Małgosia zrobili zadania samodzielnie.

- W niektórych szkołach dzieje się inaczej.

- W bardzo niewielu. To jest polska tradycja ugruntowana w kulturze. Trzeba zmienić to natychmiast! Wręcz zmusić rozkazem ministra lub kuratorów, żeby w szkole zaczęto realizować projekty zespołowe. Nie tylko na lekcjach objętych minimum programowym, ale na pozostałych zajęciach z wyprowadzeniem uczniów na miasto. Dlaczego lekcji z wychowania społecznego nie można realizować za pomocą projektów polegających np. na załatwieniu w radzie gminy lub miasta pieniędzy na remont lub budowę boiska czy sali gimnastycznej? Wtedy uczniowie musieliby przygotować petycję, pójść na sesję, kontaktować się z radnymi, lobbować, to mogłoby ich społecznie zaangażować. A w szkole tłuką teoretyczną wiedzę o społeczeństwie, stojąc z kredą przy tablicy.

- Nuda.

- Mają z tego tylko wiedzę. Polscy uczniowie, pod względem wiedzy, są najlepsi w europejskim rankingu. Tylko w praktycznym realizowaniu tej wiedzy są najgorsi.

- Politycy zawinili?

- O zmianie formuły polskiej szkoły trąbię od lat. Trzeba zacząć uczyć polskie dzieciaki współpracy. To jest podstawowy warunek, żeby dorosły Polak ufał nie tylko sąsiadowi, koledze z pracy, ale komukolwiek. Budowę kapitału społecznego należałoby zacząć także w administracji publicznej. Tu politycy mają najwięcej do powiedzenia. To oni uchwalają prawo, które później decyduje o funkcjonowaniu urzędników każdego szczebla. Podam przykład: obecna ekipa rządowa wpadła na doskonały pomysł rejestracji firmy w jednym okienku, a nie 10 urzędach. Jeden szczegół zadecydował o tym, że okienko nie wypaliło, a droga krzyżowa przedsiębiorców stała się jeszcze bardziej stroma. Teraz urzędnik ma skompletować dokumenty, które wcześniej w zębach przynosił spocony petent. A urzędnik ma czas! Nie przyjęto zasady, że liczy się oświadczenie zainteresowanego. Na kartce papieru oświadczałby, że spełnia to i tamto, podpisał się i już. A urzędnik przybijając pieczątkę i dawałby pozwolenie na rozpoczęcie działalności. Później urzędnik mógłby oświadczenie weryfikować. Jaki byłby tego koszt? Pewnie, że znalazłaby się cześć cwaniaków, którzy nadużywaliby takich oświadczeń. Prędzej czy później i tak by się to wydało.

- Kościół katolicki mógłby nauczyć nas wspólnoty?

- Tu postawiłbym znak zapytania.

- Dlaczego?

- Polski Kościół naucza miłości do bliźniego. Niestety, dodaje jeden przymiotnik: do bliźniego swego. I na tym polega problem z Kościołem.
Wykład prof. Czapińskiego "Polska na zakręcie" został wygłoszony z okazji 10-lecia Kujawsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej w Bydgoszczy.
Rozmawiał: Roman Laudański

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska