Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byli świadkami piekła... 65 lat temu wyzwolono Auschwitz

Redakcja
Fot. sxc
Nie ma bardziej wstrząsających dokumenów, jak opowieści tych, którzy przeżyli oświęcimskie Sonderkommando.

O jednym z takich więźniów, Henryku Mandelbaumie (1922-2008), pisaliśmy w "Pomorskiej". Z numerem 181970, znalazł się z samym centrum piekła Holokaustu. Był niewolnikiem w nazistowskiej fabryce śmierci, a zarazem jednym z nielicznych, którzy przeżyli.

Adam Willma, dziennikarz "Pomorskiej" i Igor Bartosik szef działu zbiorów oświęcimskiego muzeum, przeprowadzili rozmowę rzekę z Henrykiem Mandelbaumem: "Ja z krematorium Auschwitz. Rozmowa z Henrykiem Mandelbaumem", 2009. Jest dostępna w internetowych księgarniach. Oto jej fragment.

"- W jakich okolicznościach trafił pan do Sonderkommando?
Po dwóch tygodniach pracy w magazynie przyszedł do nas SS-man, Arbeitsführer Kurpanik nazwisko poznałem dopiero później. Kazał ustawić się nam sześciu "zugangom" koło pieca w baraku. Gdy stanęliśmy to on popatrzył i tak palcem wskazał "Du….Du…. und du" i tak wybrał trzech z nas.
- Dlaczego znalazł się pan w tej trójce?
- Przecież nie wziąłby do tej pracy "muzułmanów". Potrzebował młodych, silnych "zugangów"
- Koledzy z baraku, do którego was zaprowadzono powiedzieli wam, na czym będzie polegała praca?
- Tak, Gdy tylko te wrota od baraku za nami się zamknęły więźniowie, którzy tam byli powiedzieli nam : "O dobrze, że jesteście. Pomożecie nam. Będzie spalać zwłoki".
- Jak pan zareagował?
- Fatalnie, bo ja nigdy nie lubiłem i do dziś nie lubię oglądać nieboszczyków. Kiedy mieszkaliśmy w Ząbkowicach zaginęła nagle służąca w sąsiednim domu. Szukali jej dwa miesiące. Dopiero kiedy spuścili psa z uwięzi, zwierzę zaczęło dziwnie się zachowywać, jakby chciało zaprowadzić właścicieli do ogrodu. W ten sposób znaleźli dziewczynę - leżała w kącie, była przysypana częściowo śniegiem. Poleciałem ją zobaczyć, ale później wieczorem stale miałem ten widok przed oczami. Do dziś ją widzę. A teraz okazało się, że mam palić zwłoki.
- A pan?
- Ja szedłem normalnie do pracy, bo świadomość moja była taka, że muszę przeżyć. Walczyłem o to przeżycie i tak się stało.
- Jak wyglądał pierwszy dzień pracy w Sonderkommando?
- Wprowadzono nas do pracy za Krematorium V, gdzie znajdowało się pełno zwłok ludzi zagazowanych.
- Nie widział pan wcześniej stert zwłok przed krematorium?
- Nie. Zwłoki kładziono z drugiej strony Krematorium V tak, żeby z zewnątrz nie można było ich zobaczyć. Krematorium II też wyglądało niewinnie, prawie jak zameczek z czerwoną dachówką. Z daleka nikt by nie powiedział, co się wewnątrz dzieje. Przeniesiono mnie do niego po około miesiącu, pracowałem tam kilka tygodni, ale potem znowu przerzucono mnie na "piątkę". Aż do samego końca.
- Kiedy przyszliście do pracy poprzednia zmiana była jeszcze na miejscu?
- Tak, krematorium pracowało całą parą, zmiana następowała dopiero wówczas, gdy kolejne komando przychodziło do pracy. Przyszliśmy rano. Jak zobaczyłem to wszystko, zatkało mnie, prąd jakiś przeszedł mi przez ciało.
- Co pan zobaczył?
- Stosy nieboszczyków, takich "nagazowanych", bo był upał, a obsługa nie nadążała z paleniem. Zobaczyłem jak pracownicy ciągną zwłoki, w innym miejscu strzygą włosy, wyrywają zęby. Dym i ogień. Przypomniały mi się słowa matki, że jak nie będę dobrym człowiekiem, trafię do piekła. Dokładnie takie piekło zobaczyłem..."

W piątkowym papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej" przeczytają Państwo o Auschwitz, jakiego nie znamy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska