Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policjanci spod Torunia odwieźli pijanego sprawcę wypadku do domu (szczegóły)

Paweł Marwitz
- Nie potrafimy zrozumieć postępowania toruńskiej policji - mówią Jarosław i Anna Królikowie
- Nie potrafimy zrozumieć postępowania toruńskiej policji - mówią Jarosław i Anna Królikowie fot. Paweł Marwitz
- Przez nietrzeźwego kierowcę trafiłem do szpitala - mówi Jarosław Królik z Warszewic. - Mam teraz dużo problemów. Sprawcy kolizji nie zamknięto w areszcie, został odwieziony przez policję... do domu.

- To skandal - grzmią obrońcy praw poszkodowanych w wypadkach. - To karygodne zachowanie. W normalnych przypadkach policja zabiera pijanych sprawców wypadków czy kolizji na izbę wytrzeźwień, a potem do aresztu - mówi Grzegorz Śliwiński z fundacji Zielony Liść. - Niestety, czasami jest tak, że funkcjonariusze podejmują zupełnie inne decyzje. Sytuacja z Warszewic pokazuje, że policja zachowała się wbrew ogólnie przyjętym zasadom.

Ta historia rozegrała się na niebezpiecznej krzyżówce w War-szewicach, gdzie zbiega się droga powiatowa z innymi lokalnymi szlakami. Tydzień temu, w sobotę ok. godz. 21 drogą z pierwszeństwem przejazdu jechał do pracy Jarosław Królik.

Przeleciałem wiele metrów

- Zdążyłem bezpiecznie przejechać motorowerem raptem kilkaset metrów - wspomina Jarosław Królik. - Na skrzyżowaniu ul. Frelichowskiego i Zawiszy Czarnego, z drogi podporządkowanej, wpadło we mnie rozpędzone auto. Nie mogłem nic zrobić. Pamiętam tylko huk i moment, gdy się ocknąłem. Odleciałem na jakieś dziesięć metrów. Leżałem na chodniku. Nie mogłem ruszać nogą. Zadzwoniłem po żonę.

Kajdanki tylko na chwilę

Na miejsce zlecieli się gapie. W końcu dotarła też żona.
- Od razu było widać, że sprawca wypadku był pijany - relacjonuje Anna Królik. - Stał oparty o znak drogowy, a jego syn odstawił samochód z ulicy i krzyczał na ojca, że jeździ po pijaku. Karetka zabrała męża do szpitala. Sprawca wypadku został zakuty w kajdanki, jego samochód wsadzono na lawetę. Policjant z drogówki zapowiedział, że mężczyzna minimum do poniedziałku posiedzi w areszcie. Stalo się jednak inaczej.

To była farsa

Dwie godziny później żona pana Jarosława dostała telefon ze szpitala, że może odebrać męża. Miał on 12-cm ranę, zwichniętą kostkę i stłuczony mięsień.
- Powiedziałam funkcjonariuszom, którzy pracowali na miejscu zdarzenia, że mąż wyjdzie ze szpitala - dodaje Anna Królik. - Jeden z nich, który nie chciał się przedstawić, powiedział, że to zmienia obraz sprawy. Sprawca został rozkuty, a jego auto ściągnięto z lawety. Policjanci pojechali z nim jeszcze na badanie krwi, a później odwieźli do domu jak porządnego obywatela. To jakiś absurd. Ani ja, ani pozostali mieszkańcy obecni na miejscu kraksy nie mogliśmy zrozumieć postępowania policjantów.
Kobieta nie dowiedziała się od mundurowych, jak bardzo pijany był kierowca, który potrącił jej męża. Okazało się, że mężczyzna miał blisko 1,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Rzecznik policji nie widzi w tej spawie żadnych nieprawidłowości po stronie stróżów prawa.

Areszt dla wybranych?

- Zatrzymanie takiego kierowcy w areszcie nie jest obowiązkowe - tłumaczy Artur Rzepka z toruńskiej policji. - Jeżeli stan nietrzeźwości takiej osoby pozwala na to, aby samodzielnie wróciła do domu czy w sposób logiczny podejmowała decyzje, to zwalnia się taką osobę po wypisaniu wezwania stawienia się w jednostce policji. Nietrzeźwego przekazuje się osobie trzeźwej, która zobowiązuje się nią zaopiekować.
Jednak zdaniem rodziny poszkodowanego w tym przypadku policjanci kierowali się zupełnie czym innym.
- Jeden z funkcjonariuszy, który nie chciał podać swoich danych, powiedział mi, że areszt zbyt dużo kosztuje, dlatego nie zabrano pijanego sprawcy wypadku tam, gdzie powinien trafić - wspomina Anna Królik. - To woła o pomstę do nieba. Nam nie chodzi o zemstę, ale o ludzką sprawiedliwość.
Policja zapewnia, że sprawiedliwość mężczyznę i tak dosięgnie. Odpowie on nie tylko za spowodowanie kolizji, ale też za jazdę pod wpływem alkoholu. Za to, że doprowadził do kolizji, otrzymał już mandat w wysokości 500 zł.
Państwo Królikowie uważają jednak, że sprawcę potraktowano zbyt łagodnie, dlatego zamierzają złożyć zażalenie na pracę policjantów toruńskiej drogówki do prokuratury.
Pan Jarosław nie może pogodzić się z tym, że przez najbliższy czas nie będzie mógł pracować. Musi teraz prosić innych o pomoc przy pracy m.in. w gospodarstwie rolnym, a sprawca jego nieszczęść został tak łatwo wypuszczony i nawet nie powiedział - przepraszam.
Zobacz również wideo na portalu www.pomorska.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska