MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść wigilijna - BRACIA

Karina Obara [email protected] tel. 56 652 14 49
Opowieść wigilijna - BRACIA
Opowieść wigilijna - BRACIA archiwum
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi w kamienicy przy ul. Chopina, Bartosz Nowacki właśnie ścierał ręka o rękę resztki ciasta na pierogi z kapustą i grzybami. Otrzepał dłonie i przeszedł długim korytarzem, aby sprawdzić przez judasza, kto stoi za drzwiami.

Nie spieszył się. Ten wysoki i szczupły mężczyzna, dobiegający sześćdziesiątki lubił niespieszność. Wielokrotnie przekonał się bowiem, że czas lubi się opierać pośpiechowi zsyłając nam pomyłki i przeinaczenia, których później żałujemy. Gdy szedł przez przedpokój, spojrzał jeszcze na zdjęcie na ścianie, na którym on wraz z bratem stoją obejmując siebie ramionami i nadeptując swoje hulajnogi. To było tak dawno temu, podsumował, wtedy, gdy czas nie zdążył jeszcze przynieść braciom pustki we wzajemnych kontaktach. Gdy byli mali, lubili bawić się ze sobą, być może dlatego, że nie potrafili jeszcze nadawać słowom znaczenia, a tym samym kłócić się o nie. Bartosz Nowacki westchnął głęboko na myśl o dawno nie widzianym bracie i poszedł prosto do drzwi, odtrącając w myślach czułość, która powoli stawała się w nim powodem cierpienia.

Przeczytaj także: Pełny stół. Choćby tak od święta
- To ty? - otworzył drzwi zdziwiony. Otwierał je coraz szerzej z każdą sekundą, tak jakby chciał objąć obraz brata i nasycić się nim zanim zniknie. Stojący za progiem brat milczał przyglądając się starszemu bratu badawczo\, po czym wysunął nogę i wkroczył niepewnie do mieszkania. Miał na sobie czarny filcowy płaszcz i szal w niebieskie pasy, modnie związany pod samą szyją. Był młodszym bratem, a jednak jego twarz poprzecinana głębokimi zmarszczkami zdradzała oznaki wielu przeżyć, które znosił w odosobnieniu. Był to bowiem taki rodzaj twarzy, o której właścicielu się wie, że za wszelką cenę chce zapanować nad targanymi przeżyciami, jednak charakter robi wszystko, aby mu w tym przeszkodzić. I najczęściej wygrywa.

- Wejdź, chodź, proszę, napijesz się herbaty? - zapytał starszy brat idąc w stronę kuchni. Gdy jednak nie doczekał się odpowiedzi, natychmiast przypomniał sobie, że jego brat tak czasem reagował na pytania. Milczał. Starszy brat mówił więc dalej nie zważając na kłopotliwe milczenie. - Właśnie robię pierogi, więc usiądź, proszę, ze mną w kuchni. Marysia lubi, gdy pierogi na Wigilię to moje dzieło, no więc ma wychodne z koleżankami, a ja sobie w spokoju lepię. Może mi pomożesz?

- Mama nas odganiała od kuchni, jak to się stało, że…- młodszy brat nagle zawiesił głos, jakby dotarła do niego odpowiedź zanim zdążył skończyć zdanie. Być może w tej chwili i on musiał, jak kilka minut temu starszy brat, zatrzymać czułość wspomnienia, by nie otworzyła w nim kolejnych przeszłych zdarzeń. A wtedy nie mógłby już utrzymać wyrazu twarzy nieporuszonego dojrzałego człowieka, który nie przyszedł tu wspominać, ale dlatego, że pamięta

Przeczytaj także: Pierogi znad Brdy smakują i w Tokio

- No właśnie, to Marysia, to ona nauczyła mnie gotować, a teraz…bardzo mnie to relaksuje, zwłaszcza, gdy mogę zrobić dobre jedzenie dla innych - powiedział starszy brat i zaczął wałkować ciasto na stolnicy, aby za chwilę wycinać szklanką w jego połaci koła, a później nakładać do nich farsz z grzybów, podsmażanej cebulii i kapusty. - Na Wigilii będzie mój syn i dzieci Marysi. Trzeba tych pierogów trochę nalepić.

Młodszy brat usiadł przy stole nie ściągając płaszcza. Poluzował jedynie szalik, po czym zaczął delikatnie stukać palcami w blat stołu, który w kuchni nakryty był już świątecznym obrusem. Wobec milczenia młodszego brata, starszy poczuł się przez chwilę bezbronny, nawet jeśli miał zajęcie i robił wszystko, aby skupić się na nim, przez skupienie jedna po drugiej zaczęły przeciskać się impulsywne myśli: po co przyszedł, czy wysłałem dziś kupon totolotka, przecież jest świąteczna kumulacja, a może przyszedł mi znów wypomnieć, że z tą Marysią moją tak wyszło, kiedy ona wróci, zdziwi się, gdy go zobaczy, pewnie on chce znów powiedzieć mi, co o mnie myśli, jak mogłem zabrać mu ukochaną kobietę, oj, nie wstawiłem wody na pierogi, a przecież zaraz trzeba je będzie wrzucać, dlaczego tak milczy, skoro tyle ciśnie się na usta, jak żył, co robił, dlaczego zniknął na dziesięć lat?

Szum gazu przecinał ciszę między nimi, która stawała się coraz bardziej nieznośna.
- Nie chcę mówić o Marysi - odezwał się w końcu młodszy brat w taki sposób, jakby zniecierpliwiło go własne milczenie. W głębi siebie wiedział jednak, że chce o niej rozmawiać z jakiegoś niewyobrażalnie drążącego go masochizmu, który toczy z nim walkę każdego dnia. Podjął jednak decyzję, bo znalazł w sobie na tyle zdrowego rozsądku, aby zdławić słowa, które tylko dla niego mają jakieś znaczenie. Zdawał sobie sprawę, że życie starszego brata i jego żony, która kiedyś była jego narzeczoną poszło już dawno w stronę, do której nie ośmieliłby się mieć dostępu. Przede wszystkim dlatego, że nic o nim nie wiedział, ale również z tego powodu, że godził się z losem, jaki przypadł mu w udziale. - Nie chcę powtarzać starych słów, nie chcę - spuścił głowę, ale zaraz ją uniósł, bo znów przypomniał sobie, że ściąga go w dół przykre przyzwyczajenie, aby zamknąć się w sobie po wypowiedzeniu zdania, które wynikało jedynie z rozwagi, przyjętej za sposób działania.

- To niesamowite! - starszy brat na chwilę oderwał się od lepienia pierogów. - Myślałem, że nigdy to nie nastąpi. Czekałem na ciebie dziesięć lat. Po tych wielu kłótniach, po rozmowach, które nigdy nie doprowadziły do naszego porozumienia, bo byłeś tak pełen goryczy, przychodzisz i mówisz wreszcie, że nie chcesz rozmawiać o Marysi, podczas gdy kiedyś, gdy wybrała mnie, chciałeś rozmawiać tylko o niej.

Starszy brat stał chwilę z pierogami w dłoniach, po czym obrócił się w stronę stolnicy leżącej na kuchennym blacie i czekał. Młodszy brat znów się zawahał, a jego twarz spięła się gwałtownie wyrażając powracający ból z powodu niewygodnych wspomnień. W jednej chwili przywrócił się do porządku, odchrząknął, wygładził dłonią siwe włosy i westchnął głęboko. W gruncie rzeczy wiedział już, co chce powiedzieć, nawet jeśli żal z powodu utraconej kobiety sięgał głębokimi korzeniami jego pamięci. Nie czuł już, że musi o tym mówić, gdyż pozostawienie po sobie śladu przestało dla niego wiązać się z ranieniem brata. Woda na pierogi już bulgotała w garnku, więc starszy brat zmniejszył płomień gazu. Gdy pochylał się nad kuchenką wciąż jeszcze z gracją prezentując smukłość dojrzałego ciała, zadzwonił telefon komórkowy.

- Tak, kochanie, nie zgadniesz, kto nas odwiedził, mój, brat! Tak, jest spokojny, wygląda poważnie, jak zawsze, ale dobrze, bardzo dobrze. Właśnie rozmawiamy. Normalnie. Bardzo cię kocham, później porozmawiamy, opowiem ci.

W tym momencie młodszy brat zdał sobie sprawę, że rodzinę, do której przyszedł, nie on będzie rozliczał z winy i odpowiedzialności. Zwłaszcza że pamięta, co się z nim działo, gdy przez ostatnie lata przyjął na siebie rolę sędziego. Starszy brat rozłączył się z żoną, a wtedy młodszy uśmiechnął się oszczędnie.
- Nie chcę powtarzać starych błędów - oznajmił ponownie.
- My nie jesteśmy błędem, Kuba - odparł starszy brat. - Minęło dziesięć lat, a Marysia i ja…wciąż wiemy, że nasze małżeństwo jest dobre, bo oboje się staramy, aby takie było.
- Nie o tym mówię - żachnął się młodszy brat. Zaczął rozumieć, że mimo odwagi, że tu przyszedł, jest jeszcze siła, aby udźwignąć zazdrość i upokorzenie, a tę przyjdzie mu w sobie odnajdywać za każdym razem, gdy żegnał się będzie z przeszłością. - Nie rozumiem jeszcze zupełnie - odezwał się cicho - jednak zaczynam rozumieć.
- Co rozumiesz, Kuba?
- Że zależy mi na dobrych wspomnieniach. Tobie też. Widziałem to zdjęcie w przedpokoju. Wtedy też rywalizowaliśmy, kto jest szybszy.
- I ty szybciej jeździłeś na hulajnodze - zaśmiał się starszy brat.
- Odbiłeś sobie w dorosłym życiu - zadrwił młodszy. I znów zamilkł, a starszy brat wiedział już, że ten przerywany sposób porozumiewania się młodszego brata z otoczeniem jest niczym przeszczep, który musi się przyjąć w nowym życiu i dobrze by było, aby tak się stało.
- Poznałem kogoś - rzekł w końcu młodszy brat. - Odważyłem się poznać, gdy chodziłem na spacery po operacji. Chcielibyśmy przyjść do was na Wigilię.

Starszy brat spojrzał na młodszego badawczo. Przez dziesięć lat myślał, jak to będzie, gdy w końcu się spotkają, jak bardzo znów odgrzebią przeszłość, której duch unosi się w jego domu, gdy Marysia ciężko oddycha nocą, bo z tamtego okresu nabawiła się choroby serca. Nerwy, wszystko to nerwy, które tak trudno opanować, gdy nie spełniają się nasze oczekiwania. Myślał, jak mu wybaczy, że powiedział tak wiele słów, które nie były prawdą, a które wbiły się w jego małżeństwo tak mocno, że oboje z Marysią musieli nauczyć się na nowo rozmawiać, aby uszanować własne delikatności i ukoić ciągłe lęki, że już nigdy nie będzie między nimi tak samo, jak na początku znajomości. Zastanawiał się, jak przestanie przy nim wskrzeszać przykrą przeszłość i budować z nim przyszłość, w której pozna go lepiej i zrozumie, dlaczego tak walczył. Czy tylko, żeby wygrać?
- Chyba nie wyobrażasz sobie, że będziesz lepił pierogi w tym płaszczu? - powiedział w końcu starszy brat, gdy wreszcie odwrócił się do młodszego. - Jest trzynasta. Wigilia sama się nie zrobi, a planujemy kolację na dwudziestą piętnaście.

Młodszy brat zdjął płaszcz i zawiesił go na oparciu wysokiego krzesła. W kuchni unosił się zapach już nie tylko gotowanych pierogów. Zaczęła pachnieć też woda po goleniu młodszego brata.

Więcej wartościowych tekstów na www.pomorska.pl/premium

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska