MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nieznana historia Honoraty Modrzyńskiej - konspiratorki uczestniczącej w akcjach likwidacyjnych

Jolanta Zielazna
Jolanta Zielazna
Ślubne zdjęcie Honoraty Modrzyńskiej i Witolda Lendziona
Ślubne zdjęcie Honoraty Modrzyńskiej i Witolda Lendziona Zbiory rodzinne
Młoda, ładna, zgrabna dziewczyna o fiołkowych oczach. Łączniczka, konspiratorka, w czasie wojny wystawiała egzekutorom zdrajców. Utalentowana artystycznie, może niedoszła projektantka mody. Honorata Modrzyńska z Torunia.

Zostały po niej zdjęcia, nefrytowy flakonik do perfum, puderniczka, gilza do napełniania papierosów.

Gdyby nie rodzinny zjazd, który w 2018 roku zorganizował Wiesław Modrzyński, bratanek Honoraty, prawdopodobnie do dziś jej konspiracyjną działalność (a także działalność jej męża Witolda Lendziona) znaliby głównie historycy zajmujący się okupacyjnymi dziejami Pomorza.
- Ciotka należała do KOP, Komendy Obrońców Polski - opowiada 83-letni dziś Wiesław Modrzyński. - Została zaprzysiężona w domu moich dziadków w Toruniu, na rogu ul. Warszawskiej i Poniatowskiego.
Tego odkrycia dokonał raptem trzy lata temu! Dla Wiesława i jego kuzynek, córek Honoraty, dla ich dzieci było to wielkie zaskoczenie. Intrygująca historia schowana była w archiwum i rodzina dowiedziała się o niej po z górą 70 latach! Paradoksalnie, Jola, młodsza córka Honoraty, krótko po śmierci matki dostała od ojca klucz do poznania wojennej przeszłości rodziców. Nie wiedziała, co trzyma w ręku. Nie sprawdzała, odłożyła na półkę.

***

- Ciotka Honka (tak na nią mówiono w rodzinie) opowiedziała mi o wojennym wydarzeniu, które było dla niej najbardziej dramatyczne - wspomina Wiesław Modrzyński. - Był 1940 rok, musiała pilnie dotrzeć do Warszawy, ale nie miała legalnych dokumentów na wyjazd.
Tu trzeba przypomnieć, że Toruń leżał na ziemiach wcielonych do Rzeszy, Warszawa to Generalna Gubernia. Między nimi była granica, której nie można było swobodnie przekraczać.
- Na trasie Toruń - Warszawa Niemcy często prowadzili kontrole i podróż bez dokumentów była bardzo dużym ryzykiem - podkreśla pan Wiesław.
Maszynista ukrył nielegalną pasażerkę w węglarce parowozu. - Przed Kutnem dowiedzieli się, że perony dworca są obstawione przez Niemców. Honorata zdołała wydostać się z węglarki, wyskoczyć na tory po przeciwnej stronie, ale hitlerowcy to zauważyli. Udało jej się uciec, dobiec do stojącego przed domem kolejarza. Wołała, że Niemcy chcą ją zabić, żeby ją ukrył. Na szczęście to był Polak. Przechował ciotkę Honkę do następnego dnia. Wtedy, w dalszym ciągu bez dokumentów, pojechała do Warszawy.
- Opowiadała mi o tym jako o traumatycznym przeżyciu - mówi bratanek Honoraty. - Nie wspomniała, że była członkiem organizacji, tylko że szukali jej Niemcy. A Niemcy poszukiwali wielu osób.

Słyszał to, gdy miał 14-16 lat. Na początku lat 50. tak się bowiem złożyło, że i nastoletni Wiesiu, i Honorata - już mężatka - mieszkali w rodzinnym domu Modrzyńskich w Toruniu.
Inną historię dotyczącą ciotki Honki opowiedziała wnukowi babcia, Aniela Modrzyńska. Zdarzenie także z 1940 roku.
Któregoś dnia do domu wpadło gestapo. Honorata siedziała przed lustrem, długie włosy miała rozpuszczone na twarz. Niemcy spytali, czy jest Honorata? Aniela przytomnie odparła, że są inne córki, ale tej akurat nie ma. Niemcy w jej poszukiwaniu rozbiegli się po domu.
Matka w tym czasie błyskawicznie podmieniła dziewczyny. Honoracie poleciła schować się w łazience, w "loszku", takiej studzience pod podłogą, przed lustrem kazała zaś usiąść młodszej Eugenii i rozpuścić włosy na twarz. Gdy Niemcy wrócili bez poszukiwanej stwierdzili, że wcześniej przed lustrem siedziała inna osoba. Aniela odparła, że ta sama. Gestapowcy początkowo upierali się, ale więcej nie szukali. Honorata ocalała.
- Traktowałem te opowieści jak zwykłe przeżycia z czasu wojny - mówi dziś Wiesław Modrzyński. - Nie miałem pojęcia, z czym się wiążą.
Długo, bardzo długo żył w nieświadomości wojennych dokonań swojej ciotki. Nie on jeden. Córki Honoraty - Lidia i Jola - o tym, co działo się z rodzicami w czasie wojny też nie wiedziały. - O czasach okupacji rodzice rozmawiali między sobą po niemiecku - mówi Jola Adamska.

***

Dziadkowie pana Wiesława: Damazy i Aniela Modrzyńscy mieli siedmioro dzieci. Najstarszy syn, także Damazy (ur. 1914 r.) to ojciec mojego rozmówcy. Potem rodziły się same córki: Helena, Honorata, Eugenia, Urszula, Franciszka i Renata.
Rodzina przeprowadzała się kilka razy, Damazy-senior imał się różnych zajęć, m.in. prowadził karczmę, zajmował się handlem. W końcu, w 1932 roku kupił dom w Toruniu, na rogu ul. Warszawskiej 7 i Poniatowskiego 9. Miał tam małą masarnię i sklep rzeźnicki. - Przeniósł się do Torunia, bo chciał, by dzieci zdobyły przynajmniej średnie wykształcenie. To miało im zapewnić stabilną pozycję w przyszłości - podkreśla pan Wiesław.

Honorata urodziła się 25 lipca 1921 roku w Iłowie koło Działdowa. Ukończyła Państwowe Gimnazjum Żeńskie im. Królowej Jadwigi w Toruniu, była harcerką. W gimnazjum zetknęła się z Elżbietą Zawacką, późniejsza cichociemną, generał. - Dla mamy Elżbieta Zawacka była wzorem i ideałem. Nie ulega kwestii, że się na niej wzorowała. Mama mi o niej opowiadała - pamięta Jola, młodsza z córek.

W rodzinie znany był talent Honoraty do projektowania mody, szycia wymyślonych przez siebie kreacji. Po zdaniu matury (1938 rok) wyjechała do Warszawy na dalszą naukę. Na zachowanej szkolnej legitymacji z 1939 roku jest pieczątka Państwowej Żeńskiej Szkoły Krawiectwa Stopnia Licealnego.
Zamieszkała na Nowym Świecie, u starszej siostry Heleny. W stolicy zastał ją wybuch wojny, w październiku 1939 udało się jej wrócić do Torunia. Tu spotkała Pawła Piątkowskiego. To najprawdopodobniej on wprowadził Honoratę do pracy konspiracyjnej w Komendzie Obrońców Polski.

Tu koniecznych jest kilka słów o tej mało znanej organizacji. Komenda Obrońców Polski (KOP) wywodziła się z Korpusu Ochrony Pogranicza, taki sam skrót nazwy nie jest przypadkowy. KOP prawdopodobnie jako pierwsza ogólnopolska konspiracyjna organizacja zaczęła tworzyć swoje struktury na Pomorzu już w październiku 1939 r.
To był początek okupacji, Pomorze już odczuło hitlerowski terror, zaczęły się masowe rozstrzeliwania Polaków. Jednocześnie powstawały różne organizacje, których celem były działania dywersyjne.
Komendantem Okręgu Pomorskiego KOP był wspomniany wcześniej por. Paweł Piątkowski, zastępcą - Marian Tuszewski. Szefem wywiadu został Witold Lendzion, a emisariuszkami Honorata Modrzyńska i Zofia Jackowiak.
Czy Honorata i Witold Lendzion byli wówczas narzeczonymi? Tak pisze prof. Adam Gąsiorowski w swojej książce "Komenda Obrońców Polski. Okręg Pomorze (Toruń 2012 r.).
- Głowy za to nie daję - przyznaje Jola Adamska. - Na pewno jednak znali się z czasów gimnazjum.

Pierwsze spotkanie wydzielonej komórki KOP odbyło się w pierwszej dekadzie października 1939, w mieszkaniu Damazego i Anieli Modrzyńskich w Toruniu, przy ul. Warszawskiej 7/Poniatowskiego 9. Tam została zaprzysiężona Honorata.
Posesja idealnie nadawała się na konspiracyjne spotkania. Dwa połączone budynki, wejścia z różnych ulic, dom mieszkalny, sklep, zakład masarski, pomieszczenia gospodarcze, wiele rozmaitych korytarzyków łączących pokoje, nieoczywistych przejść między zabudowaniami.
Pan Wiesław opisując dom dziadków, wspomina kilka wyjść, którymi można było niepostrzeżenie wymknąć się na inną ulicę lub tyły posesji.

W konspiracyjną działalność zaangażowani byli także bliscy Witolda Lendziona: ojciec Bolesław, brat Jerzy, siostra Aleksandra i ciotka Kazimiera Jackowska. Ojciec został zamordowany w KL Stutthof, brat - w więzieniu w Bydgoszczy. Matka (Maria), mimo że nie angażowała się w działalność konspiracyjna, została aresztowana z córką. Podobny los spotkał też ciotkę. Przeżyły. Nota bene - dokonania rodziny Lendzionów to materiał na oddzielna publikację.
Witoldowi do współpracy udało się namówić szkolnego kolegę Franza Pansramma, który został sekretarzem komendanta Selbstschutzu na Toruń i powiat. M.in. mieli od niego oryginalne niemieckie dokumenty in blanco, zdarzało się, że Witoldowi pożyczał mundur swego szefa. Pansramm przekazywał też Lendzionowi listy osób przeznaczonych do aresztowania za działalność antyniemiecką przed wojną lub konspiracyjną w czasie wojny. Dzięki temu można było działaczy ostrzec. Któregoś razu dostali od Pansramma listę "pół-Żydów", którzy mieli być aresztowani. Honorata gorączkowo szukała tych ludzi, by ich ostrzec. Wiadomo, że dotarła przynajmniej do niektórych.

***

Na początku konspiracyjnej pracy Modrzyńska zbierała informacje o niemieckich zbrodniach w Bydgoszczy i okolicy, z jej raportów przygotowywano meldunki dla wyższych władz. Jako emisariuszka często kursowała na trasie Toruń-Kutno (tam znajdowała się konspiracyjna kwatera Inspektoratu Ziem Zachodnich KOP, w skład którego wchodził okręg Pomorze), Kutno-Warszawa. To właśnie podczas jednej z takich podróży wydarzyła się dramatyczna ucieczka z pociągu, o której po latach opowiedziała bratankowi. Poza tym jednym razem jeździła na tej trasie prawie legalnie. Dzięki Pansrammowi mieli oryginalne niemieckie dokumenty, przepustki.

Przewoziła konspiracyjną gazetę "Polska żyje", sprowadzała cegiełki, które sprzedawano wśród zaufanych ludzi i w ten sposób gromadzono pieniądze na działalność charytatywną KOP, bo i taką organizacja prowadziła.
Niemcy rozpracowywali toruńską konspirację. W marcu 1940 roku zaczęły się aresztowania członków KOP. Ostrzeżona o tym Honorata pojechała do Bydgoszczy, do swej siostry Eugenii. Stamtąd wróciła już z nową tożsamością, jako Elżbieta Trzebiatowska. Dowód in blanco prawdopodobnie miała od Pansramma. Szybko została zdekonspirowana. Grunt zaczął palić się jej pod nogami, w Toruniu dłużej zostać nie mogła. Przecież w tym samym 1940 roku matka ocaliła ją, gdy zamieniła dziewczyny przed lustrem.

Wyjechała do Warszawy jako Marta Hall. Witold Lendzion też miał dokumenty na nazwisko Hall, zamieszkali jako "rodzeństwo". Ciągle nie byli bezpieczni, łączniczka ostrzegła ich o kolejnych aresztowaniach. Honorata wzięła fikcyjny ślub z Janem Stępniem, wymieniła dowód, zerwała kontakty z Pomorzem.
Wtedy też urwał się kontakt z Witoldem, on wkrótce później dostał polecenie wyjazdu z Warszawy. Został aresztowany w listopadzie 1940 r. w Zwoleniu. Po przesłuchaniach przez gestapo w Warszawie i w Grudziądzu, w marcu 1941 r. zesłano go do obozu koncentracyjnego Stutthof jako więźnia politycznego. Stamtąd w grudniu 1942 został przekazany do KL Auschwitz, a w październiku 1944 znalazł się w transporcie do KL Flossenbürg. Przebywał w jego filii w Leitmeritz (Litomierzyce). Archiwum Międzynarodowej Służby Poszukiwań w Genewie ma udokumentowane jego pobyty w kolejnych obozach. Łącznie z ponadmiesięcznym pobytem w bunkrze w Auschwitz.

***

Honorata została w Warszawie, jako Marta Stępień dalej działała w konspiracji w wywiadzie i kontrwywiadzie KOP. Wykorzystywano jej znakomitą znajomość języka niemieckiego, młodość, urodę. Przydzielano ryzykowne zadania. W Warszawie pracowała w różnych niemieckich firmach i tam zdobywała ważne dla wywiadu informacje.
Po rozłamie w KOP w 1943 r. znalazła się w PAL - Polskiej Armii Ludowej (nie mylić z Armią Ludową), związanej z RPPS.
Właśnie wtedy ładna, zgrabna dziewczyna dostała chyba najtrudniejsze zadanie. Trzy razy uczestniczyła w akcjach likwidacyjnych. Organizacja kazała jej umawiać się z osobami skazanymi przez podziemie na karę śmierci. Spotykali się we wskazanym miejscu, gdzie czekała grupa egzekucyjna i wykonywała wyrok na zdrajcy.
Jola Adamska: - Mama była zapatrzona w ideały patriotyczne, przed wojną w szkole należała do harcerstwa. Myślę, że miała moralny imperatyw, że musi to robić.
- Była żołnierzem, a żołnierz ma obowiązek wykonać rozkaz. Choć dla kobiety mogło to być straszne. Ale patriotyzm chyba przeważał nad wrażliwością - sądzi dziś Wiesław Modrzyński.

Czwartym zdrajcą, na którym miał być wykonany wyrok, okazał się syn czapnika z Torunia. Tym razem Honorata załamała się nerwowo.
Zrezygnowała z konspiracyjnej działalności.
Nic konkretnego nie wiadomo o jej udziale w powstaniu warszawskim. Pan Wiesław pamięta, że ciotka Honka kiedyś napomknęła, iż brała w nim udział. Uczestnicząc w jakiejś akcji przypadkowo, w piwnicy podczas bombardowania, spotkała swoją starszą siostrę Helenę.
Jesienią 1944 r. Honorata dotarła do młodszej siostry w Bydgoszczy, a w styczniu 1945 - wróciła do domu w Toruniu. Jak i kiedy wydostała się z Warszawy? Czy przeszła przez obóz w Pruszkowie? Nic o tym nie wiemy.

***

Z obozu koncentracyjnego do Torunia wrócił także Witold Lendzion. Tu spotkali się z Honoratą. Pobrali w 1946 w USC w Jasieniu niedaleko Bytowa. Spisany ręcznie akt małżeństwa ma nr 1. W tym samym roku urodziła się Lidia, a pięć lat później - Jola. To właśnie młodsza córka bardziej zainteresowana jest historią rodziny.
Po wojnie Witold początkowo pracował jako urzędnik w małych miasteczkach, a w 1950 roku został dziennikarzem radiowym w Poznaniu. Niedługo później przeniesiono go do Szczecina. Karnie, za reportaż "niesłuszny politycznie", jak pisze Andrzej Androchowicz w internetowej Encyklopedii Pomorza Zachodniego - pomeranica.pl.

Przeprowadzili się tam całą rodziną. Witold pracował w tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia. Później współpracował z oddziałem telewizji. Jego zawodowa kariera rozwijała się, stawał się coraz bardziej popularny.
- Ojciec miał wyjątkowy dar wypowiadania się, pisał audycje jak perełki, był znany i ceniony. Mama była dla niego znakomitą partnerką - uważa ich córka Jola.
Honorata jednak nie miała swojego pola działania, była żoną przy mężu. W rodzinie mówi się, że Witold był tradycjonalistą. Wyznawał zasadę, że jako głowa rodziny powinien utrzymać bliskich, a kobieta zajmuje się domem.
Odżyła, gdy zamieszkali w Szczecinie. - Mama miała dar przyciągania ludzi wartościowych, zjednywania ich sobie - ocenia Jola po latach. - Inspirowała różne spotkania, w domu gromadzili się znajomi na brydża. Była twórcza, niezwykle mądra.

***

Taki układ - mąż pracuje, żona nie - raczej nie był satysfakcjonujący dla Honoraty, osoby kreatywnej, pełnej pomysłów. Swój talent i pasję - projektowanie mody, szycie mogła realizować tylko na domowe potrzeby. I robiła to. Spod jej ręki wychodziły niezwykłe kreacje, wyczarowywała rzeczy godne pozazdroszczenia. - Do tego była też modystką, tworzyła nakrycia głowy, odzież z futra i skór, robiła biżuterię ze skóry - wylicza Jola. - Mama przepięknie rysowała! Miała cały album projektów nieprawdopodobnych strojów. Żałuję, że podczas przeprowadzek gdzieś zaginął - wzdycha Jola. Do dziś przechowuje śliczną sukienkę z czarnego aksamitu z dżetami, którą mama uszyła jej na bal maturalny, ma biżuterię ze skóry wykonaną przez mamę w latach 60.

Kto wie, jak potoczyłyby się losy Honoraty, gdyby nie wybuch wojny? Kim by została? Projektantką mody? Właścicielką wziętej pracowni krawieckiej?
- Ciotka, gdy przejeżdżała do Torunia, szyła dla babci, czyli swej mamy. Była naprawdę utalentowana i gdyby nie wojna, może byłaby z niej jakaś druga Coco Chanel - porównuje półżartem Wiesław.
Jola: - Mama miała też zmysł dekoratorski, potrafiła ręcznie malować na tkaninach, projektowała meble, których nie powstydziliby się dzisiejsi projektanci wnętrz.
Jednak możliwości realizowania swoich twórczych zdolności miała ograniczone. - Żal, że nie było wtedy możliwości wyjść z tym na zewnątrz - konstatuje córka.
Może jedna miała nadzieję, że zajmie się swoją pasją? Jeszcze w 1950 roku w toruńskim Zakładzie Doskonalenia Zawodowego uzyskała formalne potwierdzenie zawodowych umiejętności. Później, już w szczecińskiej Izbie Rzemieślniczej, zdała kolejny egzamin z szycia, kroju i modelowania odzieży.

Ukończyła kurs angielskiego i zdobyła uprawnienia pilota wycieczek zagranicznych. Zachował się indeks słuchaczki krakowskiego Studium Organizacji Ekonomiki dla Pilotów Wycieczek Zagranicznych z roku 1972/1973. - Zdobyła te uprawnienia, choć nigdy w życiu nie starała się o paszport, rozumie pani?! - pyta teraz Jola Adamska. - Nigdy nie chciała pojechać do Niemiec, choć ojciec współpracował z rozgłośnią w Rostocku! A po niemiecku mówiła perfekt!

***

Tylko temat wojny w domu nie istniał. Córka Jola: - Rodzice nigdy nam nie opowiadali o swojej okupacyjnej działalności. Widocznie uznali, że nadmierna wiedza na ten temat nie jest nam potrzebna. Jeśli rozmawiali o tym między sobą - to po niemiecku, byśmy nie rozumiały.
Może uznali też, że czasy nie są najlepsze do opowiadania o konspiracyjnej działalności w organizacjach, które nie były uważane za "słuszne"?
Córka zauważyła jednak, że gdy rodziców odwiedzali znajomi z czasów okupacji - były to zupełnie inne spotkania. - Bardzo ciekawe i wzruszające. Ci ludzie byli niczym najbliższa rodzina.

- W Warszawie w 1939 roku mama początkowo mieszkała na Nowym Świecie u swej siostry, później na ulicy Złotej - opowiada Jola Adamska. - To było blisko getta. Mama przygotowywała paczki, które dostarczała potrzebującym. Nie wiem, komu konkretnie. Pod koniec lat 60. skontaktował się z nią ktoś, kogo na pewno znała z getta.
Czasami gdzieś tam przewijały się inne wspomnienia. - W Warszawie mama pracowała m.in. w sklepie Meinla z galanterią czekoladową, przychodzili tam niemieccy oficerowie. Mówiła, że miała kilka zadań, żeby nawiązać kontakt z wybranymi osobami. Jestem przekonana, że to było na zlecenie organizacji - opowiada Jola. Próbowała zlokalizować ten sklep w okupacyjnej Warszawie. Nie udało się. Ciekawość dotycząca przeszłości matki przyszła zbyt późno.

***

Około 1970 roku Honorata znowu zaczęła chorować, wróciła depresja. Leczyła się u najlepszych specjalistów w Szczecinie. Mąż kładł to na karb wojennych przeżyć. Jola jednak uważa, że to nie to. Przecież właśnie wtedy, w 1972 roku, uczyła się w krakowskim studium dla pilotów wycieczek zagranicznych.
Córki wyjechały na studia, mąż był coraz bardziej pochłonięty pracą, coraz bardziej popularny, towarzysko rozrywany. Za awans musiał płacić cenę, której żona nie akceptowała - wstąpił do partii.
Choroba nasilała się. Któregoś październikowego dnia 1973 roku Jola znalazła w mieszkaniu nieprzytomną mamę. Pogotowie, szpital. Nie udało się jej uratować, zmarła po trzech dniach, 16 października 1973 roku. Miała 52 lata.
Może wzięła leki, których nie powinna łączyć? Może wzięła ich za dużo?
Jej nagłe odejście wywołało szok.

***

- Jakiś czas po śmierci mamy tata powiedział, że dostał list z Torunia i ma wysłać coś o niej do archiwum. Nie powiedział, ani jakie to archiwum, ani czy wysłał - opowiada Jola.
- Na tym temat się urwał - podkreśla córka. No, może nie do końca. Witold dał jej książkę Konrada Ciechanowskiego "Ruch oporu na Pomorzu Gdańskim 1939-1945". Dał artykuł z prasy o KOP, którego autorem jest Władysław Kisielewski, prywatnie - szwagier Witolda.
- Książkę przejrzałam, ale nie analizowałam. Odłożyłam na półkę - przyznaje Adamska.
Gazetowy wycinek (z "Panoramy Śląskiej" lub "Panoramy Północy", bo z tymi tytułami współpracował Kisielewski) też nie wzbudził ciekawości, choć otwiera go zdjęcie rodziców.

Na dziesiątki lat nad wojenną przeszłością Honoraty i Witolda Lendzionów zapadła cisza. Gwoli prawdy długo, długo po śmierci matki Jola zaczęła szukać jakichś wzmianek o niej. Przeglądała publikacje dotyczące powstania warszawskiego, pytała w Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. - Nic nie znalazłam, bo nie miałam klucza. Informacje były wokół mnie, ale ja nie potrafiłam ich właściwie odczytać - nie ukrywa.
Konspiracyjna działalność Honoraty Modrzyńskiej znana byłaby pewnie tylko wąskiemu gronu historyków, gdyby bratanek Wiesław nie wpadł na pomysł zorganizowania rodzinnego spotkania. Przygotowywał ten zjazd rok. Szukał korzeni dziadków, chciał przypomnieć postaci kiedyś znane, dziś nieco zapomniane, przybliżyć tych, którzy wiedli zwyczajne życie.
Ciekawe są losy dziadków: Damazego i Anieli Modrzyńskich. Ich przedsiębiorczość, patriotyczna postawa, starania o zapewnienie dzieciom wykształcenia. Najstarsza z córek, Helena (ta, u której Honorata mieszkała w Warszawie), była śpiewaczką i aktorką. W 1938 roku wygrała ogólnopolski konkurs piękności na najbardziej urodziwe kandydatki do polskiego filmu. Wyszła za mąż za urodzonego w Toruniu artystę rzeźbiarza Józefa Makowskiego ("Ziuka"). Później małżeństwo rozstało się, a Helena poślubiła aktora Tadeusza Fijewskiego. Występowała z nim w serii filmów o panu Anatolu.

Z kolei młodsza Urszula to pamiętna Jagienka z "Krzyżaków". Długo z nią była utożsamiana, choć wcześniej i później zagrała wiele innych ról. Jej mężem był aktor Zbigniew Józefowicz.
Damazy-junior, ojciec pana Wiesława wraz ze swą żoną Jadwigą przed wojną kierowali sklepem Baty w Bydgoszczy przy placu Teatralnym. Dostali tę posadę w nagrodę za znakomite umiejętności kupieckie. Damazy ranny we wrześniu 1939 roku, zaginął podczas ewakuacji szpitala w Grudziądzu. Żona nigdy nie dowiedziała się, gdzie i kiedy zmarł.
A Honorata?
Z kuzynką Jolą zaczęli przypominać sobie różne opowieści, zasłyszane w domu dziadków podczas rodzinnych wspomnień. - To było jak skorupy rozbitego dzbana - mówi dziś Wiesław.
- Strzępki wiadomości - dodaje Jola. - Wiesiu wykonał mrówczą pracę, by znaleźć informacje o mamie. Gdyby nie on, nikt by do tego nie dotarł.
Wiesław, inspirowany słowami wuja o "archiwum w Toruniu, któremu miał coś napisać o żonie", zaczął przeczesywać toruńskie zbiory.
Teczkę Honoraty Modrzyńskiej syn Wiesia wytropił w internecie. Znajduje się w zasobach Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej. Skontaktowali się z archiwum. To właśnie dla Fundacji Witold opisał wojenną historię żony oraz swoją. List jest z maja 1981 roku. Dwa lata później, 23 października 1983 roku, Witold zmarł.

***

Początki okupacyjnej działalności swojej żony Witold Lendzion znał bezpośrednio. Był przecież jej zwierzchnikiem. To, co robiła później, gdy musieli rozstać się w 1940 roku - wiedział z jej opowieści.
Witold pisze, czym konspiratorka zajmowała się w sklepie Meinla (on pisze Meindla). Honorata miała notować Polaków otrzymujących niemieckie karty żywnościowe, "a więc współpracujących z Niemcami". Pracując w wojskowym urzędzie sanitarno-medycznym rejestrowała straty niemieckie na froncie wschodnim, a w kasynie gry "jako telefonistka miała ułatwiony podsłuch i kontakty z grającymi często współpracującymi z Niemcami, a również tzw. nadzorem. M.in. rozszyfrowała krupiera (...) Finke."
Witold w tym liście podał błędną datę śmierci żony - 13 października. Ten błąd powielany jest w w opracowaniach. Na nagrobku jest data 16 października 1973.

Relacja Witolda Lendziona to zasadnicze źródło, baza wiedzy o okupacyjnej działalności Honoraty Modrzyńskiej. Choć jej nazwisko przewija się też we wspomnieniach kilku innych osób.
Wcześniej, pod koniec lat 60. XX wieku, z Lendzionem rozmawiał Konrad Ciechanowski, autor książki "Ruch oporu na Pomorzu Gdańskim 1939-1945". Tej samej, którą Witolda dał córce po śmierci Honoraty. Publikacja ukazała się w 1972 roku. Ciechanowski rozmawiał z żyjącymi jeszcze uczestnikami konspiracji, ich wspomnienia zbierał w latach 1959-1968. Relacji Honoraty Modrzyńskiej nie ma. Dlaczego nie ma, skoro jest relacja jej męża?
Zastanawiające, że wszystko, co wiemy o zaangażowaniu Honoraty w pracę konspiracyjną w czasie II wojny światowej, wiemy tylko z relacji innych osób, głównie męża. Ona o sobie nie mówiła, nie pisała. Nie chciała?
Dzielę się tym spostrzeżeniem z jej córką Jolą. Odpisała: - W kwestii udokumentowanych źródeł, dotyczących działalności mojej Mamy, nic nie poradzimy na wybór Honoraty, aby pozostawać w cieniu. Sądzę, że ta karta historii nigdy nie będzie czytelna w całości.

***
- Mama była odważna i mimo swego niewielkiego wzrostu budziła respekt. Bardzo dzielna osoba i piękna kobieta - wspomina Honoratę jej córka Jola. - Pamiątki, które po niej zostały i to, że teraz o niej się mówi, to dla mnie wielka satysfakcja - cieszy się.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska