Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między tym a tamtym światem

Katarzyna Piojda [email protected] tel. 52 32 63 155
- Trumny i krzyże zamawiamy, a tabliczki z personaliami zmarłych sami robimy - mówi Grzegorz Falkowski
- Trumny i krzyże zamawiamy, a tabliczki z personaliami zmarłych sami robimy - mówi Grzegorz Falkowski Jarosław Pruss
- Podniosę cię i ubiorę ci koszulę, tak? - mówi pracownik zakładu pogrzebowego do zmarłego. Z dorosłym, którego zaraz będzie trzeba przenieść do trumny, łatwiej rozmawiać niż z nieżyjącym dzieckiem. Patrząc na dziecko, nie da się nie płakać.

Zakład pogrzebowy "Nero Falkowski" na bydgoskich Bielawach. Firma rodzinna. Istnieje od 2007 roku.
Właściciel posiada wykształcenie pasujące do wykonywanego zawodu. Miał być księdzem. Cztery lata studiował w Anselmianum, międzynarodowym wyższym studium benedyktyńskim w Rzymie. Jeszcze dwa lata i byłby kapłanem. - Wywalili mnie - mówi Grzegorz Falkowski. - Do dziś nie wiem, za co. Na uczelni praktykowano metodę przyznawania punktów ujemnych. Można je było dostać np. za spóźnienie albo za to, że ktoś umawia się z dziewczyną.

Falkowski przyznaje, że spóźniał się. A dziewczynę miał? Nie chce powiedzieć. Zebrał tyle punktów, że kwalifikował się do przymusowego opuszczenia uczelni. Potem trafił do zakonu. Tam skończył teologię. Miał jechać do Brazylii, żeby nauczać. Nie pojechał. Jest w Bydgoszczy.

Średnio w miesiącu w "Nero" organizują dwadzieścia pogrzebów. Czasem trzy jednego dnia. A niekiedy przez kilka dni ani jednego pochówku. Konkurencja jest spora. W mieście działa przynajmniej siedem takich przedsiębiorstw.

Przy wejściu do zakładu pogrzebowego "Nero" stoi popiersie Nerona, cesarza Rzymu. Dwa biura, a za nimi pomieszczenia z urnami. Dalej trumny. Dla dorosłych w odcieniach brązu. Dla dzieci - białe. Wszystkie wyściełane suknem. Na wszystkich są krzyże.

Jest też pomieszczenie z maszyną, która drukuje imiona i nazwiska zmarłych na specjalnych tabliczkach. Ta maszyna wygląda jak ksero. Wkłada się do niej pustą tabliczkę, a wychodzi wydrukowana. Ciało w chłodni szpitalnej zazwyczaj jest przetrzymywane trzy dni. Dłużej, jeśli potrzebna jest sekcja zwłok.
Czy dziwnie się pracuje w zakładzie pogrzebowym? - Czemu dziwnie? Normalna praca - twierdzą ci, którzy w takich firmach są zatrudnieni. - Pomagamy ludziom przygotować się na tamten świat.
Spokojni

Przeczytaj także: Szukał pracy w grudziądzkim PUP. Wysłali go do zakładu pogrzebowego, do pracy przy zwłokach
Nie boją się przebywać sami w pomieszczeniu, w którym leży ciało. - Żyjący mogą zaszkodzić, ale nie ci - uważa Grzegorz Falkowski. - Oni już są spokojni. Ciało nieboszczyka jest chłodne. Zaraz po śmierci ciało sztywnieje. Mijają dwie, trzy godziny i wiotczeje. Człowiek przelewa się przez ręce.

Pracownicy firm funeralnych, którzy zajmują się przygotowaniem zmarłego do pogrzebu, mają praktykę: - Ubrałem około stu zmarłych osób - ocenia Falkowski. Niektóre rodziny same chcą ubrać krewnego, gdy np. ten zmarł w domu. To jednak rzadkie przypadki. W zakładzie pogrzebowym jeden pracownik myje ciało zmarłego. Ubierają go jednak dwie osoby. Jedna trzyma nieboszczyka. Druga zakłada mu ubrania.

Bliscy czasem kupują zmarłemu nowe ubrania do trumny. Standardem są garnitury dla panów i garsonki dla pań. Pojawia się jednak trend: ludzie są chowani w rzeczach, w których najczęściej chodzili. Na zachodzie to popularne. U nas dopiero raczkuje.

Krewni czasem wkładają do trumny przedmioty. Nie chcą, żeby zmarli byli zupełnie sami. Słodycze, telefony komórkowe, zdjęcia, listy pożegnalne, torebki czasem papierosy albo piwo, rzadko biżuterię. A dzieciom wkładają do trumienek zabawki. Ekipy z zakładów raczej nie wzruszają się, myjąc, ubierając czy malując dorosłego nieboszczyka. - Nie da się jednak nie płakać, gdy dziecko jest chowane - twierdzą zgodnie. - Co mały aniołek zrobił, że zostało mu odebrane życie? Patrzą wtedy w sufit. Łzy tak szybko nie napływają do oczu.

Gdy nieboszczyk jest ubrany, można go pomalować. - Są specjalne kosmetyki do makijażu umarłych: podkłady, pomadki, tusze do rzęs - wymienia Falkowski. - Czasem dostajemy od rodziny zdjęcia. Krewni proszą, żebyśmy ułożyli nieboszczykowi włosy tak, jak nosił za życia.

Włosy można uczesać w kok, porobić loki, pospinać. Potem spryskać lakierem. Mężczyznom pracującym w bydgoskich zakładach pogrzebowych trudno ułożyć włosy zmarłym. Nie znają się na lokach i falach. Jest jednak w Bydgoszczy taki, który w tej dziedzinie jest specjalistą. Mawiają o nim nawet "fryzjer".

Oczy nieboszczyka zamkną się, gdy położy się na nich specjalne płatki. Jeśli policzki są zapadnięte, można je wypełnić specjalnym tworzywem. Gdy głowa zmarłego się odchyla, można ją usztywnić, wkładając pod krawat czy kołnierz usztywnienie.

- W zeszłym roku ktoś podpalił nasz zakład - mówi Falkowski. - Sprawcy nie wykryto.To zupełnie inna strona tego interesu, wyzuta z zadumy i spokoju, który powinien się kojarzyć z żegnaniem zmarłych. Nieoficjalnie mówi się nawet o wojnie między zakładami pogrzebowymi toczonej o ograniczony rynek. Głośno o tym nie chce mówić nikt.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska